| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe

Marcelo Mendez wybrał siatkówkę w kraju Maradony. A po drodze 54 trofea i dorastanie pod okiem wojska

Marcelo Mendez (fot. Getty)
Marcelo Mendez i kadra Argentyny (fot. Getty)

Marcelo Mendez to jeden z najbardziej cenionych trenerów siatkówki na świecie. Na swoim koncie ma 54 trofea, w tym dwa mistrzostwa Polski z Jastrzębskim Węglem, dwa srebrne medale Ligi Mistrzów oraz brąz igrzysk olimpijskich. W TVPSPORT.PL opowiada o dorastaniu w cieniu dyktatury wojskowej, sekrecie 37 lat małżeństwa i pragnieniu kolejnych wyzwań.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Problemy zdrowotne kluczowego kadrowicza. Podjął ważną decyzję

Czytaj też

Mateusz Bieniek (drugi z lewej) podjął ważną decyzję (fot. Getty Images)

Problemy zdrowotne kluczowego kadrowicza. Podjął ważną decyzję

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Kiedy był pan małym chłopcem, uczył się piłki nożnej jak pierwszych kroków, prawda?
Marcelo Mendez: – Tak! Piłka nożna była dla nas, Argentyńczyków, jak pierwsze kroki. Graliśmy w nią na ulicach, później zapisywaliśmy się do klubów... Wielu było młodych i zdolniejszych ode mnie (śmiech). Piłka nożna mimo to była jednak dla mnie ogromnie ważna. To była jedna z niewielu rzeczy, którą wtedy jako kraj mogliśmy się szczycić.

– Pierwszy mecz?
– Niemcy przeciwko Holandii, miałem wtedy 10 lat. Zapamiętałem też stracie Argentyny przeciwko Holandii. To było święto.

– Cały kraj świętował? W Polsce mieliśmy swego czasu sukcesy Adama Małysza. Kiedy on skakał na nartach, ulice pustoszały. Tak było też w Argentynie, gdy grała piłkarska kadra?
– Tak, ulice wtedy pustoszały. Mecze oglądało się głównie w domu albo na stadionie, jeśli miało się szczęście i zdobyło się bilety. A po spotkaniu? Fiesta na ulicach. Ludzie zgromadzali się i urządzali wspólną imprezę blisko centrum miasta, koło głównego obelisku. Kiedy nasza kadra wygrywała, był to jedyny moment, w którym jako naród czuliśmy dumę i jedyna chwila, w której byliśmy razem. Nie było wtedy żadnych innych podziałów. Nie oddziaływała na nas polityka, pieniądze, zapominaliśmy o wszystkim. Liczyło się tylko zwycięstwo, a nie gospodarka, bieda, problemy społeczne, ekonomiczne. To dla Argentyny było wtedy święto.

– Bezpiecznie świętowało się w czasach "brudnej wojny"?
– Świętowanie poza domem nie było wtedy bezpieczne. To generalnie nie były dobre czasy dla Argentyny, choć nie wiem, kiedy przeżyliśmy te dobre (śmiech). Nie zmienia to faktu, że mieliśmy wtedy bardzo duży problem z dyktaturą, policją na ulicach, zakazem wyrażania własnych opinii na wiele tematów. To był bardzo trudny moment. Żyłem w środku "procesu militarnego". Wojsko było nieodzownym elementem naszej codzienności.

– Jak wyglądała codzienność pod dyktaturą?
– Całe szczęście początkowo zachowywaliśmy perspektywę małych dzieci. Po szkole wracaliśmy do domu i graliśmy w piłkę nożną na ulicy. To było normalne. Kiedy jednak stałem się nastolatkiem, zacząłem doświadczać tego, z czym to się "je". Nie mogłem chodzić nigdzie po 22:00, imprezy i wspólne zgromadzenia były ograniczane, a poza tym trzeba było zawsze mieć przy sobie dokumenty. Policja legitymowała przypadkowo i mogła to zrobić bez absolutnie żadnego powodu. Kiedy nie miało się papierów, trafiało się do aresztu. Niektórzy po takiej akcji na dobre zniknęli z mapy. 

– Ile bliskich panu osób zniknęło?
– Miałem szczęście, że to nigdy nie dotknęło mojej rodziny. Nie zmienia to faktu, że strach o to był obecny codziennie również poprzez historie naszych sąsiadów. Człowiek był, a następnego dnia go nie było. Znikali na tydzień, na miesiąc, niektórzy na zawsze. Nie wiadomo było, co się z tymi ludźmi później działo. Nie wiedzieliśmy, gdzie ich zabrano, co zrobiło z nimi wojsko. Powód zatrzymania mógł być trywialny.

– Na przykład?
– Długie włosy. Podejrzewano, że to swego rodzaju manifest i chęć opowiedzenia się po przeciwnej stronie politycznej barykady. Dotyczyło to szczególnie studentów. Takich przykładów było wiele. 

– Trafiali oni do więzienia, aresztu? 
– To, że po tylu latach nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie pokazuje, jak pełne niepewności były to czasy. Może byli w więzieniu, może gdzie indziej. Jedni byli nieobecni jakiś czas, inni wracali, a inni nie. Zniknęło wtedy ponad dziesięć tysięcy osób. 

– Bał się pan?
– Niekoniecznie. Byłem wtedy dość nieostrożnym nastolatkiem. Miałem czternaście, piętnaście lat i nie byłem do końca odpowiedzialny. Uczestniczyłem w imprezach, nie chciałem dać sobie narzucić ograniczeń... Kiedy na jedno z wydarzeń towarzyskich przyjechała policja, ruszyliśmy ile sił w nogach, by uciec. Nawet zostałem wtedy w więzieniu na jedną noc...

– Co?
– No tak! Nie miałem dokumentów.

– Jak się podobało?
– To była tylko jedna noc (śmiech). W tamtym momencie bałem się jednak bardzo. Odebrał mnie tata. To musiał być dla niego szok, kiedy oficer zadzwonił i zapytał, czy jego syn to Marcelo (śmiech). Całe zamieszane było spowodowane tylko tym, że nie miałem dokumentów wieczorową porą. Nie zmienia to faktu, że wezwano ojca o 7:00 czy 8:00 rano. Swoje pewnie więc przeżył. 

Problemy zdrowotne kluczowego kadrowicza. Podjął ważną decyzję

Czytaj też

Mateusz Bieniek (drugi z lewej) podjął ważną decyzję (fot. Getty Images)

Problemy zdrowotne kluczowego kadrowicza. Podjął ważną decyzję

Marcelo Mendez (fot. Getty)
Marcelo Mendez (fot. Getty)

– Jak wyglądała cela?
– Wszyscy byliśmy umieszczeni w jednym pomieszczeniu. Cela była wypełniona po brzegi. Było w niej mnóstwo facetów, znałem może dwóch z nich. Byliśmy jednak wszyscy w podobnym wieku. 

– Kiedy poczuł pan, że sytuacja w Argentynie staje się normalna? 
– Po wojnie o Falklandy. W 1983 roku wybraliśmy pierwszego prezydenta "dla ludu", był to też koniec dyktatury wojskowej w naszym kraju. 

– Miał pan więc 18 lat, kiedy wybuchła wojna. Czy obawiał się pan powołania?
– Tak. Urodzony rok przede mną znajomy pojechał na Falklandy. Wszyscy, o których słyszałem, wrócili – choć w nie najlepszej kondycji. Zazwyczaj powoływano chłopaków z farm, a nie dużych miast.

– Jak w tych szalonych czasach wychowywali pana rodzice?
– Moi rodzice starali się mnie wychować jak najlepiej. Byli dość restrykcyjni, surowi. Zakazywali mi różnych rzeczy, bo chcieli mnie ochronić. Byłem jednak młody i dla mnie świat wyglądał inaczej. W dodatku w młodości byłem dość "szalony".

Kiedy byłem młody, byłem bardziej odpowiedzialny za dom, naukę, pracę. Wtedy nie żyło się tak, jak teraz. Ojcowie byli bardziej surowi w kwestii wstawania, chodzenia do szkoły, spóźniania się. To było dla mnie dobre doświadczenie w kontekście nauki odpowiedzialności.

Był pan blisko ze swoim ojcem? 
– Tak. Kiedy byłem młody, nie rozumiałem go. Gdy dorosłem, byłem w stanie to zrobić. Kochałem go, podobnie jak moją mamę. Byli surowi, ale chcieli dla mnie jak najlepiej. Robili wszystko, bym żył bezpiecznie i na dobrym poziomie. Wierzyli, że sposób wychowania, który wybrali, był dobry. 

Trudno było żyć na dobrym poziomie w Argentynie?
– Byliśmy przedstawicielami klasy średniej. Tata pracował cały dzień. Wstawał o 6:00 i wracał o 20:00. Robił to, bo chciał zapewnić rodzinie wszystko, co potrzeba. Ja sam grałem w siatkówkę, ale również pracowałem w różnych miejscach. 

Jaka była pierwsza praca?
– Moją pierwszą pracą była właśnie siatkówka, a konkretnie mini siatkówka, kiedy miałem 18 lat. Jednocześnie też grałem, a to dawało mi trochę pieniędzy – nie tyle, ile otrzymywali profesjonaliści, ale pozwalało mi to kontynuować naukę. Poza tym byłem nauczycielem, pracowałem w szkole. Byłem odpowiedzialny za wychowanie fizyczne. 

Marcelo Mendez (fot. PAP)
Marcelo Mendez (fot. PAP)

Był pan utalentowanym siatkarzem? 
– Nie. Byłem "pracownikiem", nie miałem talentu. Grałem w Argentynie, później trzy lata we Włoszech w drugiej dywizji, a następnie znów w moim kraju. Później skończyłem karierę. Byłem inteligentny, rozumiałem wiele, więc też szybko doszedłem do wniosku, że moje zawodowe życie związane z siatkówką nie jest dobre i nie daje wielkich perspektyw. To dlatego uznałem, że powinienem zacząć pracę jako trener. 

Najlepszy nauczyciel siatkówki?
– Zawodnicy. Kiedy zaczynałem pracę w Argentynie, miałem pod swoją opieką wielu młodych graczy. Później, gdy pojechałem do Hiszpanii, pracowałem z dobrymi zawodnikami, takimi jak Antiga czy Falasca. Wiele mnie nauczyli w kontekście tego, jak chcą ćwiczyć, jakiego trenera potrzebują, jak podejść do nich taktycznie, technicznie, emocjonalnie. Zawodnicy są naprawdę jednymi z najlepszych nauczycieli dla trenera. 

A czego nauczyło pana bycie ojcem dwóch synów? 
– Jestem naprawdę szczęśliwy, że mam dzieci. Są naprawdę dobrymi ludźmi, dla mnie najważniejszymi. Mam dobre relacje z synami. Wybrali siatkówkę jak ich ojciec. Jeden to zawodnik, drugi to trener. Nico grał w siatkówkę w drużynie narodowej. Juan studiował i jest dziennikarzem. Teraz pracuje ze mną w reprezentacji i klubie jako statystyk, ale chce zostać trenerem. 

Czy łatwo jest być dobrym ojcem, kiedy ma się pracę wymagającą w kontekście wyjazdów? 
– Myślę, że to problem wszystkich trenerów. Moja żona bardzo mi w tym pomogła. Jest ze mną cały czas. Sama zajmowała się jako nauczycielka wychowaniem fizycznym. Pojechała ze mną do Hiszpanii, a także do Brazylii. Cały czas mnie wspierała. Wiele jej zawdzięczam.

Jesteście po ślubie 37 lat. Jaki jest wasz sekret?
– Nie wiem, czy jest jeden konkretny. Na pewno lubimy spędzać ze sobą czas i dzielić ze sobą życie. Dzielimy ze sobą również miłość do dzieci. Kochamy się i czujemy się ze sobą dobrze. Bardzo się szanujemy i stawiamy siebie jako priorytet. Zostawiła dla mnie dużą część życia, zostawiła swoją pracę. Kocham ją i jej potrzebuję. Zawsze jej to mówię. 

Zapytałam o 37 lat małżeństwa, teraz zapytam o 54 trofea, które ma pan na koncie dzięki pracy z klubami, a także z reprezentacjami narodowymi. Gdzie leży sekret skuteczności?
– Dla mnie najważniejsze były relacje z zawodnikami i praca jako trener. Kiedy zaczynam działanie z którymkolwiek z nich robię wszystko, by po sezonie był lepszą wersją siebie. Siatkówka przyniosła mi wiele rzeczy, zabrała mi też wiele czasu z rodziną. Dzięki temu jednak mogłem wyspecjalizować się w budowaniu relacji i budowaniu samych zawodników. 

Czy przed igrzyskami w Tokio powiedziałby pan, że było prawdopodobnym, że Argentyna sięgnie po medal? 
– To szalona koncepcja. Wiele jednak zrobiłem, by pomóc moim zawodnikom i sprawić, że zaczną w siebie wierzyć. Grali niesamowicie. Przed igrzyskami olimpijskimi nie wróciliśmy do Argentyny. Zostaliśmy we Włoszech, by lepiej przygotować się do przyjazdu do Tokio. To było trudne. Poświęciłem więc dużo energii psychicznej i fizycznej, aby osiągnąć ten cel. Kiedy to zrobiliśmy, byliśmy niezwykle szczęśliwi. 

Trzy lata w Jastrzębskim Węglu to dobry czas?
– Naprawdę dobry czas. Czuję się dobrze z moimi zawodnikami. Pracują naprawdę ciężko. Sprawili, że to doświadczenie było i jest niesamowite. 

Czuje pan w sobie potrzebę podjęcia kolejnego wyzwania w życiu zawodowym?
– Tak. Myślę, że przede mną inne wyzwania. Zostanę jeszcze jeden rok w Argentynie z drużyną narodową. Będę pracować w reprezentacji, żeby uporządkować wszystko, wprowadzić młodszych zawodników do gry i przygotować nowy sztab. Myślę też, że w przyszłym sezonie klubowym pojadę do Włoch. To jest dla mnie kolejna szansa. Spróbuję zdobyć trofea w Italii.

Trento? 
– Nie wiem (śmiech). 

Ostatnia rzecz. Ma pan na nadgarstku czerwoną bransoletkę.
– Tak. 

Co to znaczy?
– Dostałem ją od córki. Ma koralik przeciwko zazdrości. Córka powiedziała, że wiele osób mnie obserwuje, więc może mi zazdrościć. To moja ochrona. 

Nikola Grbić i jego klucz do sukcesu. 6 medali i droga do Los Angeles [KOMENTARZ WIDEO]
Nikola Grbić i jego klucz do sukcesu. 6 medali i droga do Los Angeles [KOMENTARZ WIDEO]
Nikola Grbić i jego klucz do sukcesu. 6 medali i droga do Los Angeles [KOMENTARZ WIDEO]

Zobacz też
PlusLiga: okres transferowy nabiera rumieńców
Norwid Częstochowa (fot. PAP)

PlusLiga: okres transferowy nabiera rumieńców

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Wielki hit transferowy z udziałem Polki. Trafiła do giganta!
Agnieszka Korneluk zagra w Fenerbahce Stambuł (fot. Getty/Fenerbahce).

Wielki hit transferowy z udziałem Polki. Trafiła do giganta!

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Polka w czołowej lidze świata. Wielki transfer reprezentantki
W środku Malwina Smarzek (fot. Getty)

Polka w czołowej lidze świata. Wielki transfer reprezentantki

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Zagrają w innym mieście. Ważna zmiana w siatkarskiej lidze
Ukraińscy siatkarze zagrają w Elblągu (fot. PAP).

Zagrają w innym mieście. Ważna zmiana w siatkarskiej lidze

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Sugestie kibiców są błędne. Nowe informacje ws. pozytywnego testu
Mikołaj Sawicki (fot. 400mm)

Sugestie kibiców są błędne. Nowe informacje ws. pozytywnego testu

| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Polecane
Najnowsze
MŚ 2026 kolejną wielką piłkarską imprezą. Kiedy i gdzie najbliższy mundial?
MŚ 2026 kolejną wielką piłkarską imprezą. Kiedy i gdzie najbliższy mundial?
| Piłka nożna 
Mundial 2026: kiedy i gdzie mistrzostwa świata?
Socca, ME: oglądaj ćwierćfinał Polska – Mołdawia
Polska – Mołdawia. Socca, mistrzostwa Europy drużyn 6-osobowych – 1/4 finału. Transmisja online na żywo w TVP Sport (07.06.2025)
trwa
Socca, ME: oglądaj ćwierćfinał Polska – Mołdawia
| Piłka nożna 
Żużel, mecz towarzyski: Polska – Reszta Świata [ZAPIS]
Polska – Reszta Świata. Żużel – mecz towarzyski, Rzeszów. Transmisja online na żywo w TVP Sport (07.06.2025)
Żużel, mecz towarzyski: Polska – Reszta Świata [ZAPIS]
| Motorowe / Żużel 
Znamy brązowego medalistę ORLEN Superligi
Rebud KPR Ostrovia – Górnik Zabrze (fot. PAP)
Znamy brązowego medalistę ORLEN Superligi
| Piłka ręczna / ORLEN Superliga 
Inter zbroi się przed nowym sezonem. Ogłosił kolejny transfer!
Piłkarze Interu Mediolan (fot. Getty Images)
Inter zbroi się przed nowym sezonem. Ogłosił kolejny transfer!
FOTO
Wojciech Papuga
Boniek wrócił na boisko. Ramię w ramię z... Krychowiakiem
Zbigniew Boniek (fot. Getty Images)
Boniek wrócił na boisko. Ramię w ramię z... Krychowiakiem
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
Pewny triumf reprezentacji Polski! Reszta Świata bez błysku
Bartosz Zmarzlik w barwach reprezentacji Polski (fot. PAP)
Pewny triumf reprezentacji Polski! Reszta Świata bez błysku
| Motorowe / Żużel 
Do góry