| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Bramkarz może kopnąć rywala w polu karnym korkami w biodro, może go nawet uderzyć ręką w twarz, byle tylko po chwili albo w tym samym czasie trafił w piłkę, a już chwilę potem może tego rywala nawet staranować, pogruchotać mu kości, a nawet bezkarnie doprowadzić do ich złamania – takie wnioski można wyciągać z najnowszej analizy Tomasza Mikulskiego, przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN, którą opublikował... trzy dni po głośnej sytuacji z meczu Lech Poznań – Korona Kielce.
Analizę Tomasza Mikulskiego, którą opublikował na portalu PZPN "Łączy nas piłka", trzeba skrytykować, ponieważ zawiera istotne, wręcz kluczowe błędy, które wprowadzają lub mogą wprowadzać opinię publiczną w błąd i mogą powodować brutalizację gry w piłkę nożną na wszystkich poziomach rozgrywkowych w Polsce.
Gdyby Mikulski popełnił tylko błędy dotyczące interpretacji zdarzeń i dlatego miał inną opinię, moglibyśmy się spierać i zostawić sprawę. Problem w tym, że Mikulski popełnił błędy w ustaleniu stanu faktycznego.
Starcie bramkarza Lecha Poznań Bartosza Mrozka z zawodnikiem Korony Kielce Marcelem Pięczkiem przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN opisał następująco:
"Jest 35. minuta meczu. Zawodnik Korony zagrywa bardzo długą (z okolicy koła środkowego) i wysoką piłkę na dobieg, w pole karne Lecha. Do futbolówki biegną (początkowo oddaleni od siebie o ponad 20 metrów): bramkarz Lecha oraz zawodnik Korony z nr 6. Obaj są w pełnym biegu, wpatrzeni na piłkę i skoncentrowani na niej. Bramkarz jest odrobinę szybszy. Dodatkowo wykorzystuje przewagę jaką daje mu możliwość wykorzystania ramion. W efekcie wybija piłkę ręką (znad głowy napastnika). Ułamek sekundy później dochodzi do zderzenia, czyli kolizji obu zawodników. W efekcie zawodnik Korony doznaje dotkliwej kontuzji (złamanie żeber) i obolały musi opuścić boisko. Sędzia decyduje: faul gracza gości i rzut wolny dla Lecha. Werdykt potwierdza zespół sędziowski VAR. Ma to miejsce pomimo protestów trenera i zawodników Korony.".
Dalej Mikulski stara się tłumaczyć i przekonywać: "W omawianej sytuacji decydują niuanse, detale, zrozumienie sytuacji. Kluczową jest w tym przypadku ocena czy dotkliwe (dla zawodnika Korony) starcie było następstwem nieprzepisowego ataku bramkarza czy było kolizją - zderzeniem dwóch zawodników w podobny sposób walczących o piłkę.".
Oto dowód: korki na biodrze, reszta jest przyszłością
A zatem przedstawiamy i omawiamy fakty, w tym detal, który pomaga zrozumieć tę sytuację lepiej niż przedstawił ją Mikulski, a którego to detalu szef polskich sędziów nie zdążył sprawdzić albo który z innych powodów pominął.
Jak widać na powyższym zdjęciu autorstwa Mateusza Bartkiewicza z Kielc, które udostępnił nam jako dowód w sprawie, Mrozek ewidentnie kopnął korkami Pięczka w okolice jego biodra. Dopiero chwilę później doszło do zderzenia obu zawodników.
W oparciu o materiał telewizyjny już tę sytuację oceniliśmy i opisaliśmy ją w artykule pod tytułem "Ambicje, chęci czy potrzeby nie usprawiedliwiają łamania reguł. To samo dotyczy bramkarzy", ale na zdjęciu Bartkiewicza widać to kopnięcie lepiej, jak na dłoni, absolutnie przekonująco.
Mimo nagłośnienia sprawy, Tomasz Mikulski już w tytule swojej analizy, którą opublikował we wtorek, sugeruje: "Bartosz Mrozek nie faulował Marcela Pięczka. Analizujemy sytuację z Poznania".
Mikulski twierdzi w niej: "Bramkarz jest odrobinę szybszy".
Odpowiadamy: Tego nie da się stwierdzić na podstawie obserwacji tej sytuacji, ani nawet całego meczu. Być może jest szybszy, ale w tej akcji nie dotknął piłki wcześniej i w sposób zgodny z "Przepisami gry" niż zawodnik Korony. Pięczek nie musiał w tej akcji biec szybciej. Ba, jeśli dostrzegł pędzącego Mrozka, to naturalnie, w obawie o własne bezpieczeństwo, mógł i powinien zwolnić. Najwyraźniej zwolnił. Gdy rozpędzony Mrozek dotykał piłki, Pięczek mógł już czuć ból, bo został przez bramkarza trafiony korkami w okolice biodra, być może również w kość biodrową.
Mikulski: "Dodatkowo wykorzystuje przewagę jaką daje mu możliwość wykorzystania ramion."
Odpowiadamy: Przewaga w postaci prawa bramkarza do zagrywania piłki rękami we własnym polu karnym nie daje jednocześnie prawa do kopania rywala, uderzania go w głowę ani tym bardziej taranowania. Bramkarz może dotykać piłki rękami, ale w sposób zgodny z "Przepisami gry", czyli nie może faulować rywala bezkarnie i tłumaczyć tego "możliwością wykorzystania ramion".
Mikulski: "W efekcie wybija piłkę ręką (znad głowy napastnika). Ułamek sekundy później dochodzi do zderzenia, czyli kolizji obu zawodników."
Odpowiadamy: Mikulski pominął fakt, który powinien być uwzględniony i traktowany jako bezsporny, że Mrozek kopnął Pięczka korkami w okolice biodra, być może również w kość biodrową. Do zderzenia obu zawodników doszło dopiero chwilę po tym kopnięciu i chwilę po dotknięciu piłki przez bramkarza.
Dalej, opisując "metodologię działania", Mikulski napisał też między innymi (boldy i podkreślenia również od Mikulskiego):
"Oczywistym jest, że:
- zawodnicy walcząc o piłkę muszą brać pod uwagę bezpieczeństwo przeciwnika: sposób ataku jaki podejmują;
- zagranie piłki nie jest usprawiedliwieniem dla następującego po nim ataku na przeciwnika, ale jeśli jest ono nierozważne (żółta kartka) lub kwalifikuje się jako poważny rażący faul (czerwona kartka);
- zawodnicy mają prawo walczyć o piłkę w sposób fair, w jednakowy sposób odpowiadają za ryzyko, które podejmują."
Odpowiadamy: Mrozek wykonał w tej akcji ruchy w celu zagrania piłki i zmniejszenia ryzyka odniesienia kontuzji przez siebie. Świadczy o tym ułożenie jego ciała i ręce wystawione w kierunku ziemi dla amortyzacji upadku, jednak nie zrobił nic, co mogłoby świadczyć o tym, że "brał pod uwagę bezpieczeństwo przeciwnika". Dynamiczne kopnięcie-uderzenie korkami w ciało rywala jest co najmniej nierozważne, czyli zasługuje na co najmniej żółtą kartkę. Walka o piłkę "za wszelką cenę" nie jest fair. Pięczek "odpowiedział" kontuzją za ryzyko, na które naraził go Mrozek.
Pisząc "analizę sytuacji" Mikulski stwierdził między innymi, że "obaj zawodnicy w podobny sposób walczą o piłkę i są na niej skoncentrowani, nie atakują przeciwnika" i że "ze strony bramkarza nie ma jakiekolwiek formy ataku skierowanego na przeciwnika: nie taranuje go nogą wystawioną w jego kierunku, nie wykonuje ruchu nogami w kierunku napastnika, nie kopie go. Przeciwnie – próbuje zminimalizować skutki kolizji.".
Odpowiadamy: Trudno dostrzec jakiekolwiek podobieństwo w tym, co w tej akcji zrobił Mrozek, a tym, co zrobił Pięczek. Być może Mrozek był tak skoncentrowany na piłce, że zapomniał pomyśleć o bezpieczeństwie Pięczka. Pięczek być może zapomniał o piłce, bo intuicyjnie pomyślał o pędzącym w jego stronę rywalu i zbliżającym się zderzeniu… Fragment o treści "nie ma jakiekolwiek formy ataku skierowanego na przeciwnika: nie taranuje go nogą wystawioną w jego kierunku" to… nieprawda.
Jak było naprawdę, widać w powtórkach telewizyjnych i na zdjęciu Mateusza Bartkiewicza.
Zgodnie z treścią i sensem "Laws of the Game", które powinny być dla sędziów i ich władz jak biblia, decydująca dla podejmowania decyzji sędziowskich jest kolejność zdarzeń albo ciężar przewinienia w przypadku zdarzeń jednoczesnych. Trafienie korkami w okolice biodra nastąpiło ewidentnie przed zderzeniem. To powinno zamykać sprawę i przesądzać, że sędzia Karol Arys i sędzia VAR Jarosław Przybył w tej sytuacji podjęli złą decyzję, a trener Korony Kielce Jacek Zieliński miał rację krytykując postępowanie arbitrów.
Dlaczego więc przewodniczący Kolegium Sędziów w opublikowanej trzy dni po meczu analizie twierdzi, że Mrozek nie sfaulował Pięczka?
Czy od szefa polskich sędziów można wymagać, aby poświęcał odpowiednio dużo czasu na zapoznanie się ze wszystkimi istotnymi faktami dotyczącymi najważniejszych decyzji sędziowskich podejmowanych przez sędziów przynajmniej w meczach Ekstraklasy? Można.
Czy można od niego wymagać, aby poświęcał odpowiednio dużo czasu na ich analizę i interpretację w odniesieniu do oryginalnych "Laws of the Game" ustalonych i wydanych przez The IFAB, skoro opublikowane przez PZPN "Przepisy gry" zawierają liczne błędy w tłumaczeniu z języka angielskiego? Można.
Czy takie analizy powinny uwzględniać wszystko, co istotne, czy tylko niektóre fakty, dowolnie wybrane, pasujące do obrony sędziów? Niby powinny uwzględniać wszystko, ale to sytuacja wyraźnego konfliktu interesów, bo przecież za poziom sędziowania w Polsce odpowiada w pierwszej kolejności właśnie przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN.
Szef sędziów mija się z prawdą może przypadkowo, może z braku czasu na pracę z sędziami, a może właśnie dlatego, że sam odpowiada za poziom sędziowania i nie widzi interesu w tym, żeby przedstawiać opinii publicznej całą istotną prawdę na temat pracy arbitrów. Krytykując ich, krytykowałby sam siebie.
O tym, co trzeba zrobić, żeby poprawić poziom sędziowania w Polsce, napisaliśmy w artykule "Dekalog dla Kolegium Sędziów PZPN. Decyzje, które trzeba podjąć, są proste, jasne i oczywiste".
1 - 1
Korona Kielce
1 - 1
Pogoń Szczecin
2 - 3
GKS Katowice
1 - 0
Piast Gliwice
2 - 2
PGE FKS Stal Mielec
1 - 1
Śląsk Wrocław
2 - 3
Motor Lublin
2 - 1
Widzew Łódź
1 - 2
Cracovia
2 - 0
Puszcza Niepołomice