| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Podczas rundy wiosennej Lech Poznań zmaga się z wieloma problemami i nieprzypadkowo stracił pozycję lidera. Za główne bolączki uważa się dyspozycję obrony, nieumiejętność odwracania wyników oraz obniżkę formy środkowych pomocników. W ostatnim czasie dobry okres przeżywają jednak Patrik Walemark oraz Ali Gholizadeh. Gdyby nie wspomniany duet, Kolejorz mógłby dziś drżeć o awans do europejskich pucharów.
Ali Gholizadeh oraz Patrik Walemark to skrzydłowi, których jakość nie budzi żadnych wątpliwości. Przez długi czas ich problemem było zdrowie i gdyby w przeszłości sprzyjało im bardziej, to nigdy nie trafiliby do klubu ze stolicy Wielkopolski.
Irańczyk to postać, która zdecydowanie bardziej prowokuje do dyskusji. Kupno kontuzjowanego piłkarza za 1,8 miliona euro wzbudziło duży niepokój wśród kibiców. Okazało się, że słusznie, ponieważ leczenie urazu się przedłużyło, później nastąpił jego nawrót. Efekt wspomnianych zawirowań był taki, że w minionym sezonie rozegrał tylko dziesięć spotkań, które wyglądały mało przekonująco. Gholizadeha przez długi czas uważano za najgorszy transfer w historii klubu, aż nagle w pełni się wyleczył i udowodnił, że potrafi grać w piłkę.
Patrik Walemark to nieco inny przypadek, jednak również przychodził do Poznania ze statusem gwiazdy. Szwed udowodnił swoją wartość szybciej niż Irańczyk, jednak dopiero w ostatnich tygodniach jego forma zaczyna się stabilizować. Ostatecznie obaj pokazali, że potrafią radzić sobie z trudnościami i być indywidualnościami, które zapewnią Lechowi punkty w momencie, kiedy rozwiązania drużynowe nie działają.
W pierwszej części sezonu Ali Gholizadeh nie był pierwszym wyborem Nielsa Frederiksena. Szkoleniowiec zdecydowanie bardziej wolał stawiać na Dino Hoticia, który w pierwszych tygodniach jego pracy znajdował się w bardzo wysokiej formie. Wtedy wydawało się, że to Bośniak będzie jednym z głównych motorów napędowych Kolejorza.
Irańczyk wchodził wyłącznie na końcówki spotkań. Pierwszym momentem, w którym udowodnił, że może dać kibicom Lecha sporo pociechy był sierpniowy mecz z Rakowem Częstochowa. Wtedy postawa całej drużyny pozostawiała wiele do życzenia, a Gholizadeh wczodząc na ostatnie 20 minut zrobił znacznie więcej niż jego koledzy w znacznie większym wymiarze czasowym. Największą różnicą w porównaniu do poprzednich występów była większa pewność siebie w pojedynkach. Były gracz Charleroi chciał za wszelką cenę pokazać swoje umiejętności, a zespół tylko na tym korzystał.
Tydzień później do swojej pierwszej asysty dołożył premierową bramkę, i to przeciwko Pogoni Szczecin.
Wtedy nikt nie miał wątpliwości co do tego, że Gholizadeh to pikarz, który jest w stanie zrobić różnicę w Ekstraklasie.
Meczami z Rakowem, Zagłębiem oraz Pogonią Ali Gholizadeh udowodnił, że powinien dalej być piłkarzem Lecha Poznań. Tamte występy sprawiły, że klub nie zaakceptował oferty irańskiego Persepolis, które z uporem walczyło o sprowadzenie go do ojczyzny.
Nie od razu jednak wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Mimo lepszych tygodni Gholizadeha, szkoleniowiec przez długi czas stawiał na Dino Hoticia, którego forma spadała wraz z każdym tygodniem. W pierwszych 12 kolejkach sezonu reprzentant Iranu rozegrał zaledwie 27 procent dostępnych minut.
Momentem przełomowym okazało się spotkanie z Radomiakiem. Od tego momentu 29-latek rzadko kiedy oddaje miejsce w wyjściowej jedenastce. Postawienie na Gholizadeha i przyjście Walemarka sprawiło, że zdegradowany do roli głębokiego rezerwowego został Dino Hotić. Od wspomnianego meczu przeciwko drużynie z Radomia, Bośniak rozegrał zaledwie 149 minut. Późniejsze tygodnie pokazały, że dokonanie tej zmiany okazało się wybroniło.
Kiedy Patrik Walemark przychodził do Lecha, bardziej dociekliwi kibice zastanawiali się, gdzie Niels Frederiksen zamierza zmieścić Szweda, Alego Gholizadeha oraz Dino Hoticia. Pierwszym i najbardziej naturalnym ruchem było przesunięcie byłego piłkarza Feyenoordu Rotterdam na lewe skrzydło, gdzie konkurował wyłącznie z Danielem Hakansem oraz Bryanem Fiabemą.
Walemark bez większych problemów wygrał rywalizację na lewym skrzydle ze znacznie mniej jakościowymi kolegami, jednak poza meczem z Koroną było widać, że nie jest to jego naturalna pozycja. Często jego zejścia do środka nie wyglądały jak należy i tracił wiele swoich atutów. W tych momentach nasuwał się oczywisty wniosek, że kadra Lecha jest źle zbilansowana i przy nadmiarze jakości po prawej stronie brakuje jej na lewej flance.
Podczas wyjazdowego spotkania z Górnikiem Zabrze Frederiksen w obliczu nieobecności Gholizadeha, postanowił wystawić na prawym skrzydle Walemarka kosztem Hoticia. Szkoleniowiec bardzo mocno zaufał Szwedowi, a ten nie zdołał sprostać oczekiwaniom. Niepokojący jest również fakt, że podczas dotychczasowej przygody w Lechu 24-latek trzykrotnie wypadał z powodów zdrowotnych.
Podczas rundy wiosennej Lech Poznań poniósł pięć porażek, a w wygranych meczach gra podopiecznych Nielsa Frederiksena nie wygląda tak efektownie, jak jesienią. Co ciekawe jedynym aspektem, który mocno nie ucierpiał jest ofensywa. Przed przerwą zimą Lech zdobywał średnio 1,88 bramek na mecz, teraz liczba ta spadła tylko do 1,80.
Utrzymanie tej statystyki byłoby niemożliwe bez Patrika Walemarka oraz Alego Gholizadeha.
Wspomniana dwójka brała udział w ośmiu z 17 akcjach bramkowych Kolejorza w 2025 roku. Gdyby goli bramek i asyst wspomnianej dwójki, Lech w tym roku zdobyłby cztery punkty mniej i w tej chwili walczyłby jak równy z równym z Pogonią o awans do przyszłorocznych europejskich pucharów.
W ostatnich tygodniach, kiedy Lech stracił atuty w środku pola, pomocny okazuje się Ali Gholizadeh. Irańczyk zalicza średnio 2,3 udanych dryblingów na mecz, co plasuje go w czołówce Ekstraklasy. Wiele akcji bramkowych jest naznaczonych jego stemplem. Większość z nich jest zawiązywana głównie dzięki umiejętnościom technicznym, jakie prezentuje.
Biorąc pod uwagę fakt, że Gholizadeh i Walemark najlepiej czują się na prawym skrzydle, trener może mieć spory dylemat na kogo postawić. Pomocne w wyborze okazywały się kontuzje Walemarka, bądź problemy innych zawodników, jednak czasem trzeba było dokonać wyboru. W spotkaniu z Rakowem wyżej w hierarchii znajdował się Szwed, a podczas meczu z Jagiellonią postawiono na Irańczyka.
Podczas ostatniego meczu z Koroną Kielce, Lech musiał sobie radzić z wieloma problemami kadrowymi. Zabrakło m.in. najlepszego środkowego pomocnika Afonso Sousy, a Niels Frederiksen był zmuszony do wymyślenia nowego rozwiązania. Wcześniejsza taktyka Kolejorza została przeczytana przez rywali, a tracąc etatowych wykonawców, drużynie wyraźnie brakowało tempa.
Duński szkoleniowiec zdecydował się wystawić na pozycji ofensywnego pomocnika Patrika Walemarka. Szwed poczuł się bardzo dobrze na tej pozycji. W końcu mógł wykorzystać swoją szybkość oraz odpowiednie przysposobienie do gry kombinacyjnej. Były piłkarz Feyenoordu Rotterdam zaliczył dwie dwie asysty, wyprowadził trzy kluczowe podania, a także dwukrotnie był bardzo bliski tego, aby skierować piłkę do siatki.
Podobnie jak w spotkaniu z Zagłębiem, łatwo stwierdzić, że Walemark rozegrał jeden z najlepszych indywidualnych występów w bieżącym sezonie. W sobotę stworzył całkiem zgrany duet z Alim Gholizadehem. Obaj piłkarze często wymieniali się pozycjami, co zaskoczyło Koronę. Wspomniana dwójka udowodniła, że w trudnych momentach można liczyć na ich błysk geniuszu.
Patrik Walemark to specjalista od ważnych bramek oraz asyst. Dzięki jego konkretom w ofensywie Lech dopisał do tabeli aż siedem punktów. Szwedzki zawodnik coraz lepiej czuję się w rozegraniu, o czym świadczy również fakt, że w obecnym sezonie wykreował swoim kolegom osiem klarownych sytuacji. Lepszym skrzydłowym pod tym względem jest tylko Kamil Grosicki.
Przed spotkaniem z Motorem Lublin trener Frederiksen może mieć zagwozdkę na temat ustawienia składu. Biorąc pod uwagę dobry występ Walemarka, nie można wykluczyć tego, że po raz kolejny zobaczymy go w roli ofensywnego pomocnika, a Afonso Sousa zagra nieco głębiej.
Mecz Motor Lublin – Lech Poznań odbędzie się w niedzielę 13.04 o godzinie 17:30. Spotkanie będzie transmitowane na antenie TVP Sport.