Z reprezentacją Polski wywalczył historyczny awans na Euro, ale Leo Beenhakker dał się też zapamiętać jako ktoś, kto miał "nosa" przy powołaniach. Pozwolił zadebiutować w kadrze Robertowi Lewandowskiemu czy Grzegorzowi Krychowiakowi, ale nie bał się postawić też na nieoczywiste postaci, które błysnęły w słynnym starciu z Portugalią. – Zawsze trzymał ciśnienie. Nie poddawał się presji, która ciążyła na nim – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Paweł Golański, czternastokrotny reprezentant kraju, uczestnik Euro 2008.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Pamięta pan pierwszy telefon od selekcjonera Beenhakkera?
Paweł Golański, były reprezentant Polski, dziś dyrektor sportowy Motoru Lublin: – Spełnił jedno z największych moich marzeń, czyli grę z orzełkiem na piersi. Czy pamiętam ten dzień? Tak, bo spekulacje o moim powołaniu pojawiały się wcześniej. W momencie, kiedy otrzymałem telefon od asystenta trenera Beenhakkera, byłem zaskoczony, że w końcu to uda się ziścić. Dreszczyk emocji, sama myśl, że spotkam się z tak znakomitym trenerem, powodowało to, że tych emocji w głowie było bardzo dużo. Każdy trening i spotkanie dawało mi bardzo dużo. To był niezwykle mądry człowiek.
– Trener Beenhakker nie bał się odkrywać dla kadry nowych zawodników, takich jak pan, Grzegorz Bronowicki, Łukasz Garguła, Michał Pazdan...
– Przede wszystkim był to trener, dla którego liczyło się dobro reprezentacji. Tak dobierał ludzi, żeby osiągnąć sukces, a takim niewątpliwie był historyczny awans na mistrzostwa Europy w 2008 roku. Tym bardziej że przychodził w trudnym momencie, kiedy nastąpiła zmiana pokoleniowa i wielu zawodników pożegnało się z reprezentacją. Beenhakker należał do osób pewnych siebie, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Nie bał się ryzykować. Ta pewność siebie, która płynęła od niego, przekładała się na nowych zawodników, którzy dostawali szanse.
– Meczem założycielskim za kadencji Beenhakkera był ten zwycięski z Portugalią w Chorzowie. Dużo mówi się o tym, że Grzegorz Bronowicki zatrzymał Cristiano Ronaldo, a to pan częściej rywalizował na stronie ze słynnym Portugalczykiem.
– Rzeczywiście tak było, aczkolwiek Ronaldo, Nani i Simao Sabrosa często zmieniali pozycje. To było wyśmienite widowisko. Na pewno dało mi dużo jako piłkarzowi, ale też otworzyło oczy na inny pogląd rywalizacji z lepszymi zespołami. Przed spotkaniem z Portugalią trener Beenhakker użył prostych, ale dosadnych słów, które wybrzmiały tak: jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak ci, którzy reprezentują Portugalię. Kwestia podejścia, zaangażowania i wiary może sprawić, że wejdziemy na wyżyny swoich umiejętności i zagramy na swoich zasadach. I właśnie to się wydarzyło. Oczywiście, takie mecze rzadko się zdarzają, ale przechodzą do historii w momencie, kiedy się pojawią.
– Jaki był Beenhakker w trudnych, kryzysowych momentach?
– Zawsze trzymał ciśnienie. To słowo idealnie do niego pasuje. Nie poddawał się presji, która ciążyła na nim. To był selekcjoner z wielkim nazwiskiem i równie wielkimi oczekiwaniami. Podchodził do wszystkiego zdroworozsądkowo. Starał się zdejmować presję z nas, żebyśmy nie odczuwali tego. Zawsze powtarzał, że to on bierze wszystko na siebie i bierze odpowiedzialność za zespół i wyniki. To było coś nowego, jeśli chodzi o standardy pracy selekcjonerów w Polsce. To też się mocno przełożyło na to, że zespół uwierzył trenerowi. Atmosfera była bardzo dobra. Wiedział, kiedy dać na luz, a także kiedy krzyknąć. Pomimo że były konflikty w kadrze, jak z Mariuszem Lewandowskim, to selekcjoner wszystko potrafił wyjaśnić. Nie był takim selekcjonerem, który się obrażał i chciał swoim ego udowodnić, że jest najważniejszy. Był klasą samą w sobie.
Był uśmiechniętą osobą i potrafił swoim śmiechem rozluźnić atmosferę. Będę pamiętał go jako pozytywnego człowieka i świetnego fachowca.
– Bez Leo Beenhakkera Paweł Golański byłby w innym miejscu?
– Myślę, że tak. Niejednokrotnie powtarzałem, że przez szansę, którą otrzymałem, mogłem wyjechać do klubu zagranicznego. Przez trzy lata byłem powoływany na każde zgrupowanie. Beenhakker poprowadził kadrę w 47 meczach, ja z powodu kontuzji zagrałem tylko w 14, ale zawsze otrzymywałem powołanie i to był taki pokaz ze strony trenera, że mi ufa i ciągle we mnie wierzy. To było dla mnie ważne.
– Beenhakker poniekąd wyprzedził epokę. Wielu do dziś żałuje tego, jak zakończyła się jego przygoda z reprezentacją.
– Każdy ma pragnienie zwycięstwa i trener chciał te eliminacje zakończyć kolejnym sukcesem, ale skończyło się inaczej. Co do całej tej otoczki, myślę, że każdy do tej pory jest zniesmaczony tym, że na takim poziomie doszło do takiego zwolnienia. Doskonale pamiętam ten dzień, bo byłem wtedy na reprezentacji. Na twarzy selekcjonera rysowało się ogromne rozczarowanie. Niezależnie czy się wygrywa, czy przegrywa, trzeba zawsze przyjść z klasą i nie można podejść do tego tak, że po słabym wyniku emocje z tobą wygrywają i ktoś kogoś obraża lub w taki sposób żegna. Myślę, że gdyby można było cofnąć czas, to już drugi raz do czegoś takiego by nie doszło.
– Beenhakker był jednym z najlepszych selekcjonerów w XXI wieku? Albo takim, który odcisnął największe piętno? Pomógł odkryć wielu innych polskich trenerów.
– Zdecydowanie tak. To był przełom, jeśli chodzi o reprezentację Polski. Możemy wymienić trenera Adama Nawałkę, który notował świetne wyniki z kadrą, ale Leo Beenhakker miał utrudnioną sytuację. W momencie, kiedy trafił do kadry, nastąpiła zmiana pokoleniowa. Wielu zawodników zakończyło przygodę reprezentacyjną, pojawiło się wiele nowych twarzy. Zazwyczaj wielu selekcjonerów, trenerów mówi, że potrzebuje czasu. Ja nigdy nie usłyszałem od Beenhakkera, że teraz jest przebudowa reprezentacji i musimy poczekać. On od pierwszego dnia zapowiedział, że przyszedł odnieść sukces z grupą graczy, którym zaufa.
Więcej o Leo Beenhakkerze:
Były asystent Beenhakkera: słowa o drewnianych chatkach wyciągnięto z kontekstu
"Leo był gotowy na śmierć. Powtarzał: bawcie się dalej, show musi trwać"
Listkiewicz o Beenhakkerze: Krzynówka porównał do Beckhama
Następne