| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W minionej kolejce PKO BP Ekstraklasy Lech Poznań po raz drugi z rzędu wygrał mecz, w którym nie grał rewelacyjnie. Dzięki ostatnim zwycięstwom strata do liderującego Rakowa wynosi trzy punkty, co sprawia, że zespół prowadzony przez Nielsa Frederiksena pozostał w wyścigu o mistrzostwo Polski. Kibiców może cieszyć fakt, że drużyna w końcu zaczęła sobie radzić z głównymi bolączkami.
W trakcie rundy jesiennej Lech grał efektownie i w większości meczów zasłużenie odnosił zwycięstwa. Wiosną okazało się, że jest to drużyna na dobrą pogodę, która potrafi pokazywać swoje atuty tylko wtedy, kiedy mecz układa się po jej myśli. Za każdym razem kiedy wypadali ważni zawodnicy lub rywal zdobywał bramkę, podopieczni Nielsa Frederiksena nie mieli żadnego pomysłu na zaskoczenie przeciwnika.
Kiedy sytuacja stale się powtarzała, a Lech odniósł ósmą porażkę w bieżących rozgrywkach, obecny szkoleniowiec, a także piłkarze musieli zmierzyć się z zasłużoną krytyką. Główne zarzuty to brak odpowiedniej motywacji oraz zaangażowania. Większość spotkań Kolejorz przegrywał z drużynami, które posiadały znacznie mniejszy potencjał, a mimo to klub ze stolicy Wielkopolski nie potrafił stworzyć większego zagrożenia.
Kiedy Raków odskoczył na pięć punktów, gwoździem do trumny miały być mecze z Koroną oraz Motorem. W końcu trener Jacek Zieliński potrafi punktować z czołówką. Ponadto Lech musiał sobie radzić bez kilku ważnych piłkarzy. Późniejszy wyjazd na wypełniony po brzegi stadion również nie napawał optymizmem. Drużyna nieoczekiwanie zdała jednak test dojrzałości i poradziła sobie z wieloma przeciwnościami losu.
Zespół prowadzony przez Nielsa Frederiksena miał problemy w obecnym sezonie nie tylko wtedy, kiedy pierwszy tracił bramkę. Pokazał to mecz z Jagiellonią Białystok, w którym roztrwonił całą przewagę. Podczas spotkania z Motorem miała miejsce podobna sytuacja, ponieważ gospodarze zdobyli bramkę kontaktową i do końca spotkania gol wyrównujący wisiał w powietrzu.
Lech pokazał jednak, że potrafi przetrwać trudny moment i wyszarpać zwycięstwo, co wcześniej kojarzyło się głównie z Rakowem. Co więcej, zespół zrobił to na wyjeździe, gdzie przed niedzielną rywalizacją wygrał tylko jedno z siedmiu spotkań. Znajdą się oczywiście osoby, które będą narzekały na styl dwóch poprzednich meczów, jednak Niels Frederiksen raczej się tym nie przejmuje i podobnie jak trzy lata temu Maciej Skorża, w pewnym momencie sezonu postanowił postawić na wyniki .
W poprzednich tygodniach klubowi ze stolicy Wielkopolski wystarczyła absencja jednego ważnego piłkarza, aby gra przestała wyglądać jak należy. Ostatnio Lech pokonywał rywali tracąc Antonio Milicia, Radosława Murawskiego oraz Afonso Sousę. W obliczu nieobecności ważnych zawodników lepiej zaczęli wyglądać ci, na których często narzekano. Chodzi o Filipa Jagiełłę, a także Antoniego Kozubala. Istotnym elementem okazało się również wprowadzenie młodzieży. Kornel Lisman pokazał w niedzielę sporo przebojowości, a Wojciech Mońka wyprzedził w hierarchii stoperów będącego bez formy Alexa Douglasa.
Lech po 28. kolejce Ekstraklasy ma tyle samo punktów co trzy lata temu podczas sezonu mistrzowskiego. Mimo wyraźnej zadyszki, zespół pokazał, że potrafi się podnieść i znaleźć rozwiązania, które przyniosły pożądany efekt. Wcześniejszy sposób na grę Nielsa Frederiksena został przeczytany przez rywali i trzeba było poszukać alternatyw.
Trzy lata temu poznańska Lokomotywa mierzyła się z podobnymi problemami podczas rundy wiosennej. Wtedy drużyna prowadzona przez Macieja Skorżę po wznowieniu rozgrywek w pierwszych sześciu kolejkach zdobyła zaledwie osiem punktów. Podobnie jak wtedy, również teraz drużyna traciła punkty w czterech spotkaniach.
Polski trener postawił wówczas na bardziej pragmatyczny futbol. Lech nie miał ładnie grać, tylko wygrywać. Wtedy w końcówce sezonu Kolejorz pięć razy pokonywał rywala zaledwie jedną bramką przewagi, a styl był daleki od efektownego. Podobnie zaczął myśleć Niels Frederiksen, o czym świadczy gra z niżej ustawioną linią obrony. Obecny zespół wkłada znacznie więcej energii w bezpośrednie pojedynki i nie zwraca aż tak wielkiej uwagi na posiadanie piłki.
– Cieszę się, że ciężko pracowaliśmy w trudnych momentach i dobrze broniliśmy dostępu do własnej bramki. Na pewno wolelibyśmy mieć więcej kontroli nad spotkaniem, jednak nie zawsze jest to możliwe. Nie każdy mecz wygrywa się w ładny sposób. Odnieśliśmy jednak zwycięstwo dzięki walce i naszej mentalności, co mnie bardzo cieszy – powiedział Frederiksen podczas konferencji prasowej po meczu z Motorem.
Decyzje personalne Nielsa Frederiksena pokazały, że Duńczyk nie przykłada dużej wagi do nazwisk i zasług piłkarzy, na których mógł liczyć podczas rundy jesiennej. Udowodnił to, sadzając na ławce Joela Pereirę, który przegrał rywalizację z Rasmusem Carstensenem. Bardziej dobitnym przykładem jest jednak odstawienie na boczny tor Alexa Douglasa.
Szwed jesienią był uznawany za najlepszy letni transfer, a kibice i obserwatorzy zastanawiali się za ile Lech sprzeda go do jednej z czołowych lig europejskich. Wiosną zaliczył jednak spory regres i w przegranych meczach uchodził za głównego winowajcę traconych bramek. W pierwszych miesiącach był to jeden z ulubieńców Frederiksena. Dziś trudno uwierzyć w to jak łatwo trener zrezygnował z usług piłkarza, który tak mocno pasuje do jego systemu taktycznego.
Douglas to piłkarz, który dawał bardzo dużo w ofensywie i umożliwiał Lechowi prezentowanie intensywnej piłki. Wspomniany sposób na grę przestał jednak przynosić efekt, a Szwed miał problemy w defensywie. Trener Lecha położył większy nacisk na grę w obronie, a były gracz Vasteras stał się dopiero czwartym stoperem w drużynowej hierarchii. Wkrótce Duńczyk może mieć podobną zagwozdkę z powrotem Radosława Murawskiego, ponieważ środek pola odzyskał równowagę z Antonim Kozubalem ustawionym na pozycji defensywnego pomocnika.
Lech zwycięstwem w Lublinie utrzymał status quo, więc realnie uzyskał wyłącznie przewagę mentalną. Po ostatniej kolejce Raków wie, że musi mieć się na baczności, ponieważ dwaj główni rywale nie zwalniają tempa. Teraz zespół prowadzony przez Nielsa Frederiksena musi udowodnić, że dwa ostatnie tygodnie nie były przypadkowe.
Kolejnym testem mentalnym mogłaby być sytuacja, w której udałoby się odnieść zwycięstwo na wyjeździe po straconej bramce na 0:1. Następnymi przeciwnikami obecnego wicelidera będą Cracovia oraz Radomiak. Mecz w Radomiu może okazać się sporym wyzwaniem, ponieważ w minioną sobotę Raków z wielkim trudem pokonał podopiecznych Joao Henriquesa.
Lech Poznań rozegra następny mecz w Poniedziałek Wielkanocny, a na Bułgarską przyjedzie Cracovia. Początek spotkania o godzinie 20:15.