Łukasz Kaczmarek w niedzielę sięgnął po już piątym Puchar Polski w karierze. Ten smakuje mu szczególnie. – Jestem ogromnie szczęśliwy, bo wiem, ile to trofeum znaczy dla Jastrzębskiego Węgla, całego zespołu, kibiców – mówi w TVPSPORT.PL. Tłumaczy też, dlaczego nie znalazł się na liście powołanych do reprezentacji Polski siatkarzy.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Jastrzębski Węgiel sięgnął po pierwszy Puchar Polski od 15 lat. Dla ciebie to już piąty triumf w tych rozgrywkach. Mówią, że jesteś "talizmanem". Pełna zgoda?
Łukasz Kaczmarek: – Jestem ogromnie szczęśliwy, bo wiem, ile to trofeum znaczy dla Jastrzębskiego Węgla, całego zespołu, kibiców... Długo na to czekali. Cieszę się, że mogę być częścią tego sukcesu, szczególnie, że rok temu nie miałem możliwości w ogóle brać udziału w Pucharze Polski – z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle byliśmy poza szóstką. To jest więc mój piąty Puchar Polski i piąty wygrany.
Dookoła każdy mi mówił, że jestem "maskotką", i że kto by mnie nie wziął, to skończy z trofeum Pucharu Polski. Przyznam jednak, że nie do końca każdy mówi, że siatkarsko pomogłem tej drużynie.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Niektórzy dziennikarze powiedzieli, że wygraliśmy Puchar Polski bez atakującego. Ja nie mam jednak sobie nic do zarzucenia. Wiem, ile dałem tej drużynie i zespół wie, ile mu dałem. Doceniam drużynę, z którą mam możliwość grać. Czerpię z nią radość z osiągnięcia sukcesu w Pucharze Polski, który jest wyjątkowy.
Jastrzębski Węgiel to klub, w którym można robić to, co się lubi, cieszyć się z uprawiania siatkówki. Nasza grupa to świetne połączenie zawodników i sztabu szkoleniowego. Poza tym klub dysponuje zespołem zarządzających, którzy na najwyższym poziomie go prowadzą. To jest kluczowe do osiągania takich sukcesów, jakie osiągnęliśmy wczoraj.
– Co po pierwszym secie finału was poderwało?
– Chyba nie było jednego czynnika, który nas poderwał. Jako doświadczeni zawodnicy wiedzieliśmy, że mecze po pierwszym, drugim czy trzecim secie mogą pójść w wielu kierunkach. Dysponujemy zawodnikami, którzy grają na światowym poziomie od wielu lat. Myślę, że pierwszy set absolutnie nikogo z nas nie złamał, a wręcz widzieliśmy, że zagraliśmy poniżej swoich możliwości, i że drugi raz tak nie będzie.
Od drugiego seta zaczęliśmy lepiej zagrywać. Odrzuciliśmy rywali od siatki i to też było dużym kluczem do sukcesu. Olbrzymią rolę odegrał jednak też mental. Z punktu na punkt nakręcaliśmy się coraz bardziej i rośliśmy. Nie odbieram jednak niczego rywalom. Fenomenalnie bronili i muszę przyznać, że bardzo frustrowało mnie to, że mimo że wybieram inne kierunki, raz uderzam wysoko i daleko, a później staram się zagrać inaczej, to rywale i byli wszędzie, bronili po bandach, przebijali na drugą stronę... Najważniejszy jest jednak finalny sukces końcowy, czyli Puchar Polski.
– Jakub Popiwczak czy Tomasz Fornal długo czekali na ten sukces dla Jastrzębskiego Węgla. Widziałeś, że tym zwycięstwem jakiś ciężar spadł z ich barków?
– Tak. Dla nich to niesamowite wyróżnienie również z tego powodu, że po sezonie opuszczają klub. W wielu wymiarach ten Puchar Polski smakuje więc wyjątkowo. Dla mnie ważną perspektywą jest to, że finał był trudnym meczem 3:1 na przewagi. Dotychczasowe trofea w tym turnieju, które wygrywałem – nie mogę powiedzieć, że przyszły łatwo, ale miały mniej dramaturgii.
Inną kwestią jest to, że uważam, że to był najsilniejszy Puchar Polski, w jakim brałem udział. Uczestniczyły w nim cztery najlepsze drużyny w naszym kraju, które zaraz będą się biły o mistrzostwo Polski, a dwie z nich będą rywalizować o złote medale Ligi Mistrzów.
– Zmieniając temat – sezon klubowy powoli się kończy, a ciebie nie ma na liście powołanych do reprezentacji Polski siatkarzy. Dlaczego?
– Z trenerem Grbiciem rozmawiałem na początku stycznia. Znamy się już długo i wiem, jaką filozofią się kieruje. Po finałach Ligi Mistrzów po tygodniu przerwy jedzie się na zgrupowanie reprezentacji Polski siatkarzy, po sezonie kadrowym po tygodniu przerwy wraca się do grania w klubie... Wiedziałem więc, że w tym sezonie nie będzie wiele czasu wolnego.
Sam zadzwoniłem do trenera na przełomie roku i powiedziałem, jak wygląda moje stanowisko. Podkreśliłem, że niesamowicie go doceniam, że jestem mu bardzo wdzięczny za wszystko, bo to dzięki niemu osiągnąłem wiele zarówno w kwestiach klubowych, jak i reprezentacyjnych. Przyznam, że skontaktowałem się z nim nie tyle w relacji zawodnik-trener, ale w koleżeńskiej relacji, jaką mamy. Współpracowaliśmy wiele lat i przeżyliśmy wiele wspaniałych momentów. Powiedziałem mu, że jestem za wszystko bardzo wdzięczny, ale potrzebuję chwili, którą mógłbym spędzić z rodziną.
Moje córeczki są coraz starsze i coraz więcej rozumieją. Widzę, że bardzo potrzebują mnie jako taty i chcą spędzać ze mną czas. Nie chciałem im po raz kolejny odmawiać, choć wiązało się to z niezwykle trudną decyzją o rocznej przerwie od kadry. Zrozumiem też, jeśli trener nie będzie mnie widział w reprezentacji w kolejnych sezonach. Szkoleniowiec wysłuchał tego wszystkiego. Po dwóch miesiącach do mnie zadzwonił i powiedział, że to lato mam wolne, że daje mi czas dla rodziny, bym mógł też odpocząć. To było dla mnie coś niesamowitego. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu będę miał kilka tygodni, które będę mógł spędzić z najbliższymi. Niezwykle to doceniam.
Jeśli chodzi o kwestie reprezentacyjne, to jak tylko będę miał możliwość na pewno będę w Krakowie i w Gdańsku, żeby dopingować chłopaków. To świetna grupa ludzi, która niezmiennie będzie się biła się o najwyższe cele. Mimo tego, że w tym roku nie ma mnie na liście powołanych, to mam tak niesamowitą więź z tymi chłopakami, że i tak będę się czuć jednym z nich.
Następne