| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W grudniu mieli mizerne szanse na utrzymanie, dziś są o krok od wyjścia ze strefy spadkowej. – Nie wierzyłem w nich. Dziś Śląsk Wrocław gra tak, jakby walczył o europejskie puchary – powiedział w magazynie "Gol" Marcin Żewłakow.
Pod koniec grudnia Śląsk Wrocław zamykał tabelę PKO BP Ekstraklasy z dziesięcioma punktami i aż ośmioma straty do bezpiecznej strefy. Choć w lutym WKS zdołał wygrać tylko raz, w marcu i kwietniu przywrócił szanse na utrzymanie, wygrywając ze Stalą (4:1), Lechem (3:1) i Cracovią (4:2).
Od pięciu spotkań Śląsk jest niepokonany i ma tylko dwa punkty straty do piętnastej Lechii Gdańsk. To niewątpliwie efekt znakomitej pracy trenera Ante Simundzy, ale i dyrektora sportowego Rafała Grodzickiego, który sprowadził piłkarzy, którzy wnieśli konieczną jakość do zespołu: Assada Al Hamlawiego i Jose Pozo.
Wraz z końcem sezonu Grodzicki pożegna się ze stanowiskiem. To decyzja nowego prezesa WKS-u, Michała Mazura, o której pisaliśmy tutaj.
– Nie rozumiem tego, choć o pewnych rzeczach nie wiem, natomiast jestem za tym, żeby nagradzać coś, co jest aktualne. Rafał Grodzicki podjął się "mission impossible", dziś nie wiadomo, jak to się zakończy, ale widać, że odpowiedzialność, którą podjął, opłaciła się i przerodziła w coś, co daje nowe życie na boisko i na trybunach. Jeśli coś takiego nie zostanie nagrodzone, to nie wiem, czym się kierować w sporcie, czy w takim zarządzaniu sportem. Mam wrażenie, że jest tu więcej polityki niż reguł, które w sporcie obowiązywały – powiedział w magazynie "Gol" Marcin Żewłakow.
– Nie wierzyłem, że Śląsk się uratuje. Dziś nie jestem przekonany, że to niemożliwe. Oglądam Śląsk z wielką przyjemnością, bo to drużyna, która gra tak, jakby grała o europejskie puchary – dodał.