| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Pod względem kibicowskim Poznań jest szczególnym miastem na mapie Polski oraz Europy. W końcu trudno znaleźć inne miejsce, w którym fani obu klubów idą wspólnie na mecz derbowy. Nierzadko widzimy sytuację, w której osoby związane emocjonalnie z Lechem chodzą na mecze Warty lub noszą na sobie emblematy obu klubów. Sprawdźmy dlaczego w stolicy Wielkopolski doszło do tak wyjątkowego zjawiska.
W Poznaniu rywalizacja derbowa przez długi czas była nieznanym zjawiskiem. Przed 2020 rokiem nikt poza starszymi kibicami nie pamięta ligowej rywalizacji pomiędzy Lechem, a Wartą. Od momentu wielkiego powrotu Zielonych do Ekstraklasy obejrzeliśmy osiem derbów Poznania. Po wyjątkowych czterech latach dla futbolu w stolicy Wielkopolski nie doszło do wzrostu antagonizmów między Niebiesko-Białymi, a Zielonymi. Jeśli gdzieś występują niesnaski, to tylko w klubowych gabinetach.
Kibice mniejszego klubu mogą czuć się w Poznaniu bezpieczni. Tak naprawdę poza wyjątkowo marginalnymi przypadkami nie dochodzi tutaj do spięć. Jeden z naszych rozmówców przekonuje, że przyczyną tego stanu rzeczy może być nie tylko fakt niskiej liczebności kibiców Warty. Kluczowe znaczenie ma stanowić charakter miasta, które od dłuższego czasu słynie z otwartości, konsolidacji oraz przyjaznej atmosfery.
Poznań to miasto, które nie doświadczyło dobrze znanej w innych częściach kraju specyfiki rywalizacji derbowej. Tutaj nikt nie musi obawiać się wyjść na ulicę w klubowej koszulce czy szaliku. Być może brak wzajemnej niechęci wynika z braku meczów pomiędzy Lechem i Wartą. Zaprzeczyć tej tezie może jednak fakt, że przez cztery ostatnie lata nic w tej kwestii się nie zmieniło.
Odpowiedzi na pewne pytania może udzielić historia. Kiedy w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku Lech wracał do Ekstraklasy, Poznań dość długo nie posiadał drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej. Był to symboliczny czas przekazania pałeczki Kolejorzowi, który dla dziesiątek tysięcy poznaniaków stał się największą życiową pasją. Od tego momentu pozostałe kluby posiadały znacznie mniejszą bazę kibicowską.
W 1993 roku Warta wróciła do Ekstraklasy po 43 latach, jednak ich przygoda z najwyższą klasą rozgrywkową trwała zaledwie dwa lata. W tamtym czasie występowała tam również Olimpia Poznań, a także nieco dalszy sąsiad Sokół Pniewy. Były to jednak kluby bez większej liczby kibiców, więc społeczny hegemon Lech nie miał z kim zbudować antagonizmów. Na szczeblu lokalnym dochodziło co prawda do konfliktów z Olimpią, która kojarzyła się z milicją, a także niewywiązywaniem się z umów, jednak spory w większym stopniu dotyczyły działaczy.
Do 2020 roku Lech i Warta przez 25 lat były klubami z zupełnie innych piłkarskich światów. Świadczy o tym fakt, że jeszcze dekadę temu Zieloni występowali na czwartym poziomie rozgrywkowym, mierząc się z takimi rywalami jak Tarnovia Tarnowo Podgórne, Wda Świecie czy Unia Solec Kujawski. Pragnienie derbowej rywalizacji nie było tutaj wielkie ze względu na brak dużej grupy kibiców Warty. Dlatego powrót Zielonych do Ekstraklasy potraktowano wyłącznie jako ciekawostkę i okazję do obserwacji derbów Poznania, czyli nowego zjawiska społecznego dla młodszego pokolenia.
Kiedy Lech i Warta mierzyły się ze sobą w derbach Poznania, kluby współpracowały ze sobą na polu marketingowym. Można było wyczuć przyjazną atmosferę chociażby na wspólnych konferencjach prasowych ubraniach z barwami obu klubów, które sprzedali Warciarze.
Podobna sytuacja miała miejsce na trybunach, ponieważ kibice Warty zajmowali miejsce nie tylko w sektorze gości, ale również na pozostałych częściach stadionu, z wyłączeniem miejsca dla najbardziej zagorzałych fanów Lecha Poznań.
– Podczas derbów, na stadion przy Bułgarskiej przychodziły osoby np. w koszulce Kolejorza i szalikiem Warty czy pary z barwami obu klubów. Moim zdaniem prawdą też jest to, że wielu kibiców Lecha interesuje się Wartą i wybiera się na jej mecze do Grodziska Wielkopolskiego. Niemniej Warta ma również u swojego boku oddanych jej kibiców, którzy potrafią przejechać pół kraju aby obejrzeć ich mecz – mówi Karol, kibic Lecha Poznań.
– Możesz w Poznaniu kibicować Warcie i nikogo to nie dziwi. Nie spotkałem się z żadną niemiłą sytuacją mając na sobie szalik jednej bądź drugiej drużyny. Pamiętam zabawne zdarzenie , kiedy jadąc na mecz Warty przy Drodze Dębińskiej zaczepił mnie pewien podchmielony kibic Lecha, który powiedział, że Warty nie lubi, ale szanuję to, że ktoś jej kibicuje. Pokazał mi wtedy swój tatuaż i mówił, że to rozumie. Jest to coś wyjątkowego w skali całej Polski, a także Europy. Pisałem w temacie kibiców Lecha i Warty pracę dyplomową, więc jest to naprawdę fenomen – ocenia Piotr Przyborowski, kibic Warty Poznań, a także były pracownik tego klubu.
Główną przyczyną braku wrogości między Wartą a Lechem jest niewątpliwie mała liczebność oddanych kibiców Warty Poznań. Szeroko pojęty ruch ultras można szacować na kilkadziesiąt lub w porywach liczbę, której daleko do tysiąca. Myśląc jednak o osobach chodzących na mecze Zielonych, trudno jednak zamykać się wyłącznie na tę jedną grupę.
Dla wielu osób Warta to po prostu pewna odskocznia. Ludzie, którzy na co dzień kibicują Lechowi wybierali się na mecze Zielonych w Ekstraklasie po to, aby spędzić przyjemnie czas. Można spodziewać się tego, że w przypadku powrotu klubu do Poznania byłoby to znacznie częstsze zjawisko.
– Nie ma tutaj żadnych antagonizmów, jest to jednak związane z tym, że Warta nie ma wielu kibiców. Większość kibiców Warty, to też kibice Lecha. Kibice Lecha w większości mają stosunek podobny do mojego. Można się zastanawiać co by było, gdyby to Warta odnosiła większe sukcesy. Jest to jednak sytuacja czysto teoretyczna. 40 lat temu kiedy Lech nie grał w najwyższej klasie rozgrywkowej, mogło to wyglądać inaczej. Trudno też przewidywać jak będzie wyglądała bardziej odległa przyszłość. W tym momencie jednak zdecydowanie nie ma antagonizmów. Największą niesnaską była końcówka minionego sezonu, kiedy pojawiły się głosy, że Lech spuścił Wartę z Ekstraklasy. Jest to absurdalne, ponieważ wiemy jak Lech wyglądał w końcówce minionego sezonu – wyjaśnia Marcin Jeżyk, kibic Lecha Poznań, a także twórca podcastu "Poznański Express".
– Pamiętam jak Warta grała w niższych ligach, ja byłem na studiach i miałem nieco więcej wolnego czasu, to zdarzało mi się wpadać do Ogródka przy Drodze Dębińskiej. Wtedy był to klub dzielnicowy, na który przychodziły rodziny z dziećmi. Widziałem tam również kibiców starszej daty, którzy chwalili się tym, że pamiętają sukcesy Warty. Nie wiem jednak czy technicznie było to możliwe. Aktualnie Warta gra poza Poznaniem i wiążę się to z dojazdem do Grodziska Wielkopolskiego. W tym momencie grupa sympatyków Warty się zmieniła. Jest tam sporo osób z tej miejscowości, która przychodzi na mecze, ponieważ Dyskobolia gra w niższych ligach. Są kibice zaangażowani, jest ich jednak mało. Dla większości jest to rozrywka i możliwość spędzenia czasu na oglądaniu piłki – dodaje.
Ze względu na to, że Warta od kilku lat rozgrywa swoje mecze w Grodzisku Wielkopolskim, jedynym klubem grającym na centralnym poziomie w stolicy Wielkopolski jest Lech. W przeciwieństwie do innych miast w Polsce, w Poznaniu nie można wybrać się na spotkanie bardziej kameralnej drużyny. Takie wydarzenia kojarzą się głównie z rodzinną atmosferą, smacznym jedzeniem oraz szeroko rozumianym piłkarskim folklorem.
W Krakowie taką drużyną jest Wieczysta, w Warszawie w pewnym stopniu wspominane aspekty mogą kojarzyć się z Polonią. Wydaje się, że powrót Warty na Drogę Dębińską wypełniłby tę niszę.
– Poznań ma przestrzeń na dwa kluby na wysokim poziomie. To duże miasto, w którym wiele osób interesuje się piłką. Jednak w wielu dużych miastach nie ma tradycji masowego wspierania większych klubów. Nawet w Warszawie większość kibicuje Legii. Grająca w pierwszej lidze Polonia nie ma zbyt wielu fanów, przychodzi ich parę tysięcy. Są wyjątki jak Kraków i Łódź. Patrząc z perspektywy mniejszej od Warszawy Pragi, wygląda to inaczej. Istnieje tam 165 drużyn piłkarskich i ponad 80 klubów, z których większość ma własny stadion. Jak sobie spojrzymy na to porównanie z Pragi, to mamy tam tłumy kibiców wielu klubów. Chodzi o Spartę, Slavię, Bohemians, Duklę czy Viktorię Żiżkow. Tam wszystko się ze sobą łączy i daje dobry efekt. W tym momencie taka możliwość nie istnieje i w praktyce nie widać możliwości, aby nagle większa grupa zaczęła kibicować innemu klubowi niż Lech. Jeśli jednak inny klub zacznie odnosić sukcesy, to mogłaby się pojawić na to pewna przestrzeń – ocenił Jeżyk.
– W Poznaniu na pewno jest przestrzeń na funkcjonowanie kilku klubów na najwyższym poziomie. Miasto pomagając Warcie, pomaga jej, a nie samemu sobie. Wyciągając rękę i w zależności od tego jak będzie wyglądała sytuacja, zobaczymy czy będzie ona dobrze wykorzystana. Władze pomagają Warcie, ponieważ jest ona biedniejszą siostrą i nie ma zbyt wielu pieniędzy. Jest to kopciuszek, a Lech jest klubem prywatnym. Sprawę Warty ułatwia fakt, że stadion w Poznaniu jest miejski. Nie mogę powiedzieć tego, że władze pomagają klubowi w stu procentach, jednak musi on radzić sobie samemu i w ten sposób wykazywać, że jest w stanie funkcjonować. Na pewno popyt byłby dziś większy przy największej klasie rozgrywkowej. Uważam, że gdyby Warta grała przy Bułgarskiej nie przyciągnęłaby całego stadionu, natomiast powinniśmy się nad tym pochylić i zachęcać kibiców do tego. Poznań jest gotowy na to, aby oba kluby rozgrywały w nim swoje mecze – mówi Michał, kibic Lecha oraz Warty Poznań.
Relacje między Lechem, a Wartą uległy ochłodzeniu latem 2024 roku. Pierwszą kością niezgody był mecz Kolejorza z Koroną, po którym Zieloni spadli z Ekstraklasy. Wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak fatalnie wyglądał wtedy dysponowany zespół prowadzony przez Mariusza Rumaka. Tak naprawdę podopieczni Kamila Kuzery nie mogli wtedy trafić na łatwiejszego przeciwnika.
Po spadku Warty, przyszłość klubu z Wildy stanęła pod znakiem zapytania. PZPN coraz bardziej kręcił nosem na grę w Grodzisku Wielkopolskim, a władze Warty straszyły, że w przypadku konieczności przeniosą siedzibę klubu do mniejszego miasta. Spotkało się to ze znaczącym sprzeciwem fanów. Wtedy głównym pomysłem Warciarzy na powrót do Poznania było rozgrywanie swoich meczów na stadionie przy ul. Bułgarskiej.
Lech chciał, aby Warta korzystając ze stadionu płaciła normalne stawki, na co druga strona zareagowała oburzeniem. Padały wtedy stwierdzenia, że stadion jest miejski i oba podmioty mogą z niego korzystać na podobnych warunkach.
– Pamiętam głosy kibiców oraz osób związanych z Lecha Poznań. W takich sytuacjach zawsze przypominam, że stadion na którym Lech Poznań gra i zarabia pieniądze został zmodernizowany za publiczne środki. Kibice Lecha, którzy uważają, że Warta nie zasługuje na grę przy Bułgarskiej, ponieważ ma mało kibiców nieco zapominają jak wyglądała ta historia. Gdyby nie pomoc miejska ówczesnych władz Poznania, Lecha w obecnej formie by nie było. Rodzina Rutkowskich odegrała ogromną rolę w odbudowie tego klubu, jednak miasto również mocno się do tego przyczyniło. Myślę, że żaden kibic Warty nie oczekuje od władz miasta wybudowania stadionu na 40 tysięcy kibiców, tylko powrotu do Poznania. Obecnie mamy do czynienia z prawdziwą patologią. Najstarszy klub ze stolicy Wielkopolski nie może tutaj grać i mi jako władzom miasta byłoby wstyd z tego powodu, że wiele mniejszych miejskich ośrodków jest w stanie zagospodarować miejsce i fundusze na to, aby wybudować danym klubom arenę sportową. Kluby stanowią świetną platformę do promocji miast – komentuje Piotr Przyborowski.
– Zgadzam się z tym, że relacje między władzami Lecha i Warty się ochłodziły. Ale tak naprawdę one nigdy nie były dobre. To wynika z tego faktu, jaka jest piłka nożna. Faceci w garniturach, którzy podejmują decyzję mogą się nie do końca lubić niczym rywale na boisku. Taka sytuacja może mieć miejsce między zarządami obu klubów. Warta wystąpieniem przeciwko Lechowi sobie nie pomogła. Nie zapominajmy o roli i statusie Kolejorza w poznańskim społeczeństwie. Wiemy, że ta moc kibiców jest spora. Z punktu strategicznego pójście na wojnę z Lechem nie było dobrym posunięciem ze strony władz Warty. Mam nadzieję, że powrócą dobre relacje. Z tego co wiem, sam Lech w przeszłości nie był skłonny wypożyczać piłkarzy do Warty. Oba kluby mogły się rozwinąć poprzez wypożyczenia, wtedy pokazałyby, że wszystko może być prowadzone w normalny sposób – dodaje.
Przytłaczająca większość kibiców Lecha i Warty Poznań żyje ze sobą w dobrych relacjach. Nie oznacza to jednak tego, że nie występuje tutaj żadna niechęć. Gdybyśmy mieli to jednak obliczyć procentowo, byłoby to jednak maksymalnie pięć procent społeczeństwa i dotyczy ono obu stron.
W przeszłości kibice Warty częściej opowiadali się przeciwko Lechowi. W końcu to starszy klub, który przez długi czas był bardziej utytułowany. Taka sytuacja miała jednak miejsce wiele pokoleń temu, a od lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku minęło mnóstwo czasu.
Obserwując media społecznościowe można zauważyć pojedyncze konta, które niezbyt przychylnie wypowiadają się na temat sąsiada. Czasem idzie również natrafić na naklejki z przekreślonym herbem Warty, jednak jest to zjawisko tak samo często występujące, jak śnieg w maju. Pojawi się od wielkiego dzwona i bardzo mocno mocno szokuje.
– Traktowanie w zły sposób kibiców Warty przez kibiców Lecha jest w Poznaniu wyjątkowo marginalnym zjawiskiem. Kibiców nie można oceniać przez pryzmat całej grupy. Większość jest jednak przyjacielsko nastawiona. Myślę, że w tym przypadku patriotyzm poznański jest najważniejszy, zawsze wspieramy swoich. Im Poznań silniejszy, tym fani są bardziej zadowoleni – przekonuje Michał, kibic Lecha oraz Warty Poznań.
– Jest to wciąż i mam nadzieję, że zawsze będzie marginalne zjawisko. Kilku krzykaczy na Twitterze nie sprawi, że kibic Warty będzie musiał się czuć niebezpiecznie we własnym mieście. Żyjemy w twitterowej bańce. To jak wyglądają niektóre relacje klubów i kibiców, nie ma przełożenia na rzeczywistość. Są to też głosy osób spoza Poznania, które mieszkają w Wielkopolsce. Jeśli pojawia się jakaś wrogość ze strony kibiców Lecha, to wynika ona z liczebności. Jeśli jest kogoś więcej, to zawsze znajdą się jakieś osoby niespełna rozumu. Szukanie na siłę wroga między Wartą, a Lechem jest głupotą. Mam nadzieję, że kibice obu klubów będą się wzajemnie szanować i pamiętać o pewnych sytuacjach z historii, które wpływają na ich wzajemne losy i relacje – podsumowuje Piotr Przyborowski.
Trudno będzie o kontynuację tej historii
Obecnie Warta Poznań popadła w ogromne problemy i nic nie wskazuje na to, abyśmy w najbliższym czasie mieli zobaczyć derby Poznania. Dziś łatwiej o stwierdzenie, że może czekać nas podobna przerwa, co przed 2020 rokiem, aniżeli rychły powrót Zielonych do najwyższej klasy rozgrywkowej. Dziś starsza siostra Kolejorza z Wildy walczy o utrzymanie na zapleczu i biorąc pod uwagę obecną formę podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza, łatwo nie będzie osiągnąć tego celu.
Po spadku Warta przestała budzić zainteresowanie sympatyków, którzy pojawiali się na jej meczach w Ekstraklasie. Nierzadko frekwencja wynosi 200 lub 300 osób, co jest fatalnym wynikiem, wręcz nie pasującym do Fortuny 1. Ligi.
Poznań pokazał jednak całej Polsce, że można żyć ze sobą w zgodzie, czego może zazdrościć wielu kibiców w innych miastach, w których walki kibicowskie oraz wzajemne uprzedzenia uprzykrzają ludziom życie.