| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Skończyła się dobra passa Śląska Wrocław w PKO BP Ekstraklasie. Po pięciu spotkaniach bez porażki, wicemistrzowie Polski w końcu znaleźli pogromców. W sobotnim meczu 29. kolejki ligowej lepsi okazali się piłkarze GKS-u Katowice (0:2). Śląsk spędzi Wielkanoc w strefie spadkowej.
Oba zespoły na przedmeczową rozgrzewkę wybiegły w koszulkach z napisem: "Szwaniu, czekamy na ciebie". W ten sposób piłkarze wyrazili wsparcie dla kapitana Śląska Petra Schwarza, który po ostatnim spotkaniu z Cracovią trafił do szpitala z bólem jamy brzusznej i po badaniach musiał się poddać pilnej operacji.
Od pierwszych minut lepiej prezentowali się przyjezdni, którzy wysoko podchodzili pressingiem i szybko odbierali piłkę gospodarzom. Śląsk miał duże problemy nie tylko z przedostaniem się pod bramkę katowiczan, ale nawet z wyjściem z własnej połowy.
Gra toczyła się głównie na połowie Śląska i przewaga gości została nagrodzona. Po dośrodkowaniu z lewej strony Aleks Petkow chciał uprzedzić Lukasa Klemenza i uczynił to, ale tak, że posłał piłkę do własnej bramki. To drugi samobój bułgarskiego obrońcy w drugim meczu z rzędu.
Chwilę później mogło być 0:2. Po kontrataku w pole karne wbiegł Sebastian Bergier i uderzył w dalszy róg, ale Rafał Leszczyński zdołał zmienić lot piłki.
Swoją szansę miał też w końcu Śląsk. Po rzucie rożnym w ogromnym zamieszaniu w polu karnym strzelał Petkow, ale piłkę zmierzającą do siatki zatrzymał... jego kolega z drużyny Tudor Baluta.
W kolejnych minutach warunki gry nadal dyktowali goście, który z dużą łatwością przedostawali się pod bramkę Śląska. Nie mieli trudnego zadania, bo piłkarze gospodarzy byli wyjątkowo bierni. Doskonale pokazała to sytuacja przy drugim golu, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego wrocławianie stali i patrzyli jak Oskar Repka uderza głową.
Tuż przed przerwą Śląsk mógł, a nawet powinien zdobyć kontaktowego gola. W zamieszaniu w polu karnym piłka trafiła do Arnau Ortiz, ale Hiszpan spudłował z pięciu metrów. Sztuką było w tej sytuacji nie trafić w bramkę...
Po zmianie stron zmienił się też obraz gry, bo Śląsk zaczął więcej biegać i walczyć. Wrocławianie przejęli inicjatywę, byli częściej przy piłce, ale mieli duże problemy z wypracowaniem sytuacji bramkowej, a jak już taką mieli, fatalnie pudłowali.
Goście natomiast zagęszczali pole gry i szukali szans na trzeciego gola w kontratakach. Akcjom katowiczan brakowało już jednak dokładności, a im było bliżej końca spotkania, tym coraz rzadziej decydowali się na wyjścia z własnej połowy i skupiali na obronie.
Śląsk bił głową w mur i nie zdołał odrobić strat. Tym samym wrocławianie nie wykorzystali szansy ucieczki ze strefy spadkowej, co by się stało, gdyby wygrali. GKS natomiast po czterech porażkach z rzędu na wyjeździe się przełamał i to od razu za trzy punkty.