| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Sezon Developresu Rzeszów był udany. Zespół wygrał Puchar Polski i mistrzostwo kraju. Po zdobyciu pierwszego z tych tytułów, zmieniono trenera. – Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że wszyscy finalnie kierowali się dobrem zespołu. Zrobiliśmy wszystko, co potrzebne, by zrealizować cel – mówi Monika Fedusio, przyjmująca drużyny.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Feta po zdobyciu mistrzostwa Polski przez twój klub, Developres Rzeszów, to największa feta, w której miałaś możliwość uczestniczyć?
Monika Fedusio: – To, co zorganizował prezydent miasta Rzeszowa, było niesamowite. Czapki z głów! Nie spodziewałyśmy się aż takiej celebracji. Całe szczęście pogoda tego dnia dopisała, choć od rana wszyscy nerwowo spoglądali w prognozy, które zapowiadały deszcz i burzę akurat w godzinach, w których miałyśmy wyjechać. Przejazd i świętowanie były więc udane.
– Rzeszów po raz ostatni świętował siatkarskie mistrzostwo Polski w sezonie 2014/2015. Czujecie, że przejęłyście trochę nadziei i finalnie radości kibiców Asseco Resovii Rzeszów, którzy już od lat czekają na złoto?
– Na pewno. W ostatnim czasie oczy nie tylko miasta, ale i całej siatkarskiej Polski były skierowane właśnie na Rzeszów. To była więc super promocja dla województwa podkarpackiego. Każdy z nas liczył na ten sukces przed sezonem. Bardzo chcieliśmy, by kibice z Rzeszowa byli z nas dumni.
– Pięć lat za kierownictwa Stephane'a Antigi klub czekał na mistrzostwo, zdobywał tylko srebro. Trener wrócił do was pod koniec sezonu 2024/2025 i spełnił marzenie o mistrzostwie. To, jak potoczyły się losy sztabu szkoleniowego w tych rozgrywkach, to dla ciebie zaskoczenie?
– To nie pierwszy przypadek, bo co roku w trakcie sezonu występują zmiany trenerskie. Nigdy dobrą wiadomością nie jest to, że kogokolwiek zwalniają. Nie zmienia to faktu, że potrzebowałyśmy powiewu świeżości, innego spojrzenia, bo w tym sezonie nasza gra była sinusoidą. Finalnie cele zostały spełnione, więc wszyscy mogą być zadowoleni, ale kilka dołków po drodze nam się przydarzyło. Cieszę się, że z nich wyszłyśmy i z nową energią weszłyśmy w fazę play-off. Do końca finału utrzymałyśmy dobrą formę.
– Mówisz o górach i dołach, a moment zwolnienia Michała Maska to chwila po wygraniu Pucharu Polski. Dla wielu było to zaskoczenie.
– Na naszym polskim podwórku dwa razy przegrałyśmy z ŁKS-em, a w Lidze Mistrzyń cztery razy z Conegliano. Pierwszy mecz z tym drugim zespołem chyba był naszym jednym z najlepszych spotkań w sezonie. Jesteśmy bardzo ambitnym zespołem i wiedziałyśmy, że potrafimy lepiej grać. Myślę, że nawet urwanie jednego punktu temu rywalowi to byłoby coś. Szkoda więc, że nasza przygoda w europejskich rozgrywkach skończyła się tak szybko. Może gdybyśmy trafiły na inne przeciwniczki, udałoby się dojść dalej.
Przed finałami mistrzostw Polski stosunek naszej rywalizacji z ŁKS-em Łódź wynosił 2:1 na korzyść przeciwniczek. Dwa razy uległyśmy temu zespołowi w starciu w sezonie regularnym, raz pokonałyśmy go w Pucharze. W głowie pojawiały się nam więc pytania, jak to wszystko będzie wyglądać. Finalnie pierwszy mecz finałowy był chyba dla nas kluczowy. Dodał nam wiele pewności siebie. W drugim mierzyłyśmy się nie tylko z rywalkami, ale również z ich publicznością, która dała czadu. Dużo było więc nerwów, emocji... Cieszę się, że skończyło się to tak, jak się skończyło.
– W trakcie sezonu czytałam doniesienie medialne odnośnie do sytuacji w waszym klubie. Byłaś jedną z niewielu siatkarek, która była w stanie powiedzieć, że potrzebowałyście zmiany. Dzisiaj powiedziałabyś, że impuls do niej wyszedł od was?
– Na początku pojawiały się złe komentarze na temat zarządu – cała fala krytyki skierowana była wyłącznie w stronę osób decyzyjnych. My jednak byliśmy w tym wszystkim razem, rozmawialiśmy ze sobą, współpracowaliśmy i z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że wszyscy finalnie kierowali się dobrem zespołu. Zrobiliśmy wszystko, co potrzebne, by zrealizować cel. Zmiana trenera, na kogoś, kto zna zespół, ma zaufanie wyszła nam na dobre. Łatwo jest patrzeć na coś z zewnątrz i ocenić działanie. W środku bywa jednak zupełnie inaczej.
– Wiem, że o niektórych rzeczach nie możesz mówić, ale ja nie mogę o nie zapytać. Czytałam, że w dużej mierze traktowane byłyście jako samograj. Trenera nie było aż tak bardzo przy zespole w czasie treningów i dlatego też potrzebowałyście bodźca od człowieka, który Rzeszów, środowisko i sam zespół znał idealnie. Zgodziłabyś się z tym?
– Trener Masek się starał, to było widać. Przykro mi, że to powiem, ale myślę, że nawet przygotowanie było przy Stefanie Antidze troszkę lepsze. Trener miał obejrzane wszystkie nasze mecze i od pierwszego dnia współpracy indywidualnie wysyłał nam video z tym, co jest źle i co jest dobrze. Dziewczyny, które trochę mniej grały, przychodziły przed treningiem. Zmienił się system, zmieniła się jakość i przede wszystkim intensywność. Choćby w starciu z Chemikiem Police było kilka dłuższych akcji, w których oddychałyśmy rękawami (śmiech). Szkoleniowiec nastawił nas na ciężką pracę i ona się opłaciła.
– Poruszyła was jego przemowa przed rozpoczęciem współpracy?
– Tak. Pokazał inne spojrzenie na siatkówkę. Ważne w tym wszystkim były też relacje. Dziewczyny miały do niego ogromne zaufanie, a już miał zbudowany autorytet. Trener zrobił wszystko to, czego potrzebowałyśmy.
– Wśród dziewczyn, które były w klubie w poprzednich latach, euforia z powodu złota była ogromna?
– Tak, to wielki sukces dla Rzeszowa. Myślę, że każdy sportowiec o czymś marzy, a dziewczyny, które były w klubie od lat, marzyły właśnie o tym. Nie ma większej radości niż ta po odniesionym sukcesie, ciężkiej pracy i po wielu poświęcaniach. Każdemu ten medal smakuje może trochę inaczej, ale ogólna satysfakcja ogromna. Cieszę się, ponieważ pierwszy raz w sezonie wygrałam Puchar Polski i mistrzostwo w jednym roku.
– W zeszłym oku mówiłaś mi, że cieszysz się, że końcu w jednym klubie będziesz mogła zagrać ze współlokatorką z kadry, Katarzyną Wenerską. Jak podsumowałabyś wspólny rok?
-– Kiedy się żegnałyśmy, podziękowałyśmy sobie ciepło. Jestem mega wdzięczna Kasi, że miałyśmy siebie w tym sezonie i ona tak bardzo mnie wspierała w trudniejszych momentach. Jako cała drużyna trzymałyśmy się rzecz jasna jako kolektyw, ale to było coś więcej. Przetrwałyśmy to razem i niewykluczone, że w przyszłości będziemy chciały zagrać jeszcze z Kasią w jednym klubie.
– Wrócisz z werwą do reprezentacji Polski siatkarek?
– Powołania będą ogłoszone niedługo (śmiech).