| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Przez piętnaście meczów Łukasz Zwoliński nie trafił do siatki. Napastnik Wisły Kraków przełamał się przy okazji meczu ze Stalą Stalowa Wola. – Mam nadzieję, że teraz odpali seria, bo przed nami mecze barażowe – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Napastnika zawsze najłatwiej rozliczyć. Po drugiej przerwie wreszcie strzeliłeś gola, więc pewnie ten tydzień spędziłeś w dużo lepszym nastroju.
Łukasz Zwoliński: – Zdecydowanie, szczególnie że trochę na tego gola czekałem. Ten tydzień był na pewno dużo przyjemniejszy od pozostałych, ale ciągle robię to samo i liczę, że ta bramka to dobry prognostyk przed kolejnymi spotkaniami.
– Jak napastnik strzeli gola, to w życiu prywatnym też mu się lepiej układa?
– Ciężko stwierdzić, bo u mnie w życiu prywatnym jest cały czas bardzo dobrze. Mam zdrowe dzieci, piękną żonę. Cały czas miałem wsparcie rodziny, a po tej bramce było jeszcze przyjemniej.
– Napastnicy zawsze mówią, że bez względu na to czy trafiasz czy nie, to musisz pracować tak samo i mieć takie samo podejście. Ale łatwo się mówi, gdzieś to jednak w głowie siedzi pewnie, nie?
– Oczywiście, że tak i to właśnie chodzi. O właściwe podejście mentalne. Żeby nie przeżywać ciągle tej nieskuteczności. Bez względu na liczbę goli, trzeba mieć swój plan, swoje rytuały, swój plan przygotowań. Pielęgnować je, bo one mówią, jakim jesteś piłkarzem.
– Masz jakieś nietypowe rytuały?
– Mam rytuały, bo odkąd gram w piłkę sprawdzałem, co na mnie działa. Kiedy, co i jak robić, by jak najlepiej przygotować się do meczu. To są moje rytuały i nie dzielę się nimi. Bo choć działają dobrze na mnie, wcale nie oznacza, że tak samo zadziałają na przykładowego Marka Kowalskiego. Ja ciągle robię to samo, bez względu na to, czy trafiam co mecz, czy jestem akurat w serii bez gola. Chodzi o to, by się nie poddawać i konsekwentnie iść swoją drogą.
– Jak daleko w tym idziesz? Czy było na przykład tak, że raz zjadłeś owsiankę na śniadanie i wieczorem strzeliłeś hat-tricka, to później przed meczami zawsze wjeżdża owsianka?
– Nie. To już byłoby nakładanie na siebie niepotrzebnej presji. Później sobie wkręcisz, że jak nie zjesz tej owsianki, to się nie uda. To bardziej chodzi o czucie swojego organizmu, a to przychodzi z wiekiem. Przystosowujesz się do tego, jak twój organizm funkcjonuje.
– Gol bardzo ładny, ale były wątpliwości, czy nie było spalonego. Analizowałeś tę sytuację, czy stwierdziłeś, że sędzia nie gwizdnął, to nie było?
– W 1 Lidze obowiązuje system Houston Light (który nie pozwala sędziom na narysowanie linii spalonego – przyp. red.). W poprzednim meczu bramkę zdobył Kacper Duda, ale wtedy chorągiewkę podniósł sędzia liniowy. Skoro nie ma możliwości narysowania linii to obowiązuje decyzja z boiska. W moim przypadku sędzia nie podniósł chorągiewki, więc gol został zaliczony. Czy to były najdłuższe dwie minuty w moim życiu? Nie, ale jedne z dłuższych. Śmieję, że w Ekstraklasie praktycznie każda moja bramka była analizowana przez VAR, choć większość była ostatecznie uznawana. Wynika to z tego, że często balansuję na granicy spalonego. Wiem, że to też może często irytować, ale taki mam styl grania i go nie zmieniam. Choć oczywiście staram się być jak najrzadziej na ofsajdzie.
– Pracowałeś nad tym ostatnio, żeby nieco ograniczyć to jak często dajesz się złapać na spalonym?
– Ciężko trenować tę sprawę, bo to przede wszystkim kwestia timingu. Oczywiście staram się zwracać na to uwagę, bo uważam, że piłkarz w każdym wieku może się rozwijać. Rozmawiałem o tym z naszymi trenerami i staram się zwracać na to uwagę.
– Trener Mariusz Jop mówi o tobie tak: Łukasz to napastnik, który jak się zatnie to na dłużej. Ale jak zacznie strzelać, to znowu strzela seriami. I w tym sezonie tak to wygląda. A więc dobry moment wybrałeś na przełamanie, bo nadchodzą baraże.
– Słyszałem tę teorię od trenera, ale nie zastanawiałem się, czy faktycznie tak było. Trudno jest mi to ocenić, ale mam nadzieję, że trener wykrakał i ta seria odpali teraz na ostatni mecz i spotkania barażowe. Życzę mu i sobie, by miał rację.
– Masz za sobą wiele lat grania w ataku. Miałeś wcześniej tak dobrego partnera w ataku jak Angel Rodado?
– Chyba faktycznie jest najlepszy. Prawda jest taka, że często grałem sam na dziewiątce i nie miałem partnera. W Pogoni kilka meczów zagrałem razem z Marcinem Robakiem, ale to za mało, by właściwie to ocenić. W Lechii grałem z Flavio Paixao. I też nie wyglądało to najgorzej, ale z Rodą współpracuje mi się najlepiej. I potwierdzają to liczby, szczególnie z poprzedniej rundy. Wcześniej w karierze chyba nie zdarzyło mi się, bym miał więcej niż jedną asystę na sezon, a tu uzbierałem siedem albo osiem. Pod tym względem znacznie się poprawiłem. I jest to dowód na to, że sztab znalazł sposób, by mnie i Rodę zmieścić razem na boisku. Byśmy sobie nie przeszkadzali nawzajem, a wręcz stworzyliśmy naprawdę fajny duet.
– Co czyni go wyjątkowym?
– Roda jest uniwersalnym zawodnikiem. I to jest duży komplement. Potrafi grać na dziewiątce, na dziesiątce, ma dobre uderzenie z dystansu, jest dobry technicznie, dobrze gra głową, ma timing. Niczego mu nie brakuje i zdecydowanie przerasta 1 Ligę. Jestem w szoku, że tak długo gra w tej lidze, bo uważam, że w każdym klubie Ekstraklasy mógłby być jednym z liderów. Ta uniwersalność sprawia, że i mi się gra z nim dobrze. Grając między liniami miał czasem więcej miejsca i okazji do zdobycia gola, bo ja absorbowałem obrońców, a on mógł w tym czasie pokazywać cały wachlarz umiejętności.
– Wspomniałeś 1 Lidze. Schodząc tu spodziewałeś się, że będzie tak trudno? Mam wrażenie, że tu poczynił się nawet większy postęp niż w Ekstraklasie.
– Całkowicie się zgadzam. Obie te ligi zrobiły ostatnio bardzo duży krok do przodu. Pokazują to choć transfery, zarobki klubów czy to jacy zawodnicy przychodzą do naszych klubów. 1 Liga ma naprawdę kilka drużyn, które nie przyniosłyby wstydu także w Ekstraklasie. Uważam, że 1 Liga jest bardzo mocna biorąc pod uwagę, jakie marki tu grają. Szczególnie w tym sezonie. Nie powiedziałbym, że jest trudniejsza od Ekstraklasy, bo tam grają dużo lepsi piłkarze, ale progres jest widoczny.
– Rozmawiałem w tym sezonie z dwoma byłymi trenerami Wisły – Dawidem Szulczkiem i Arturem Skowronkiem. Obaj stwierdzili, że Wisła z takim składem personalnym powinna być na pierwszym miejscu z dużą przewagą. Dlaczego tak nie jest? Proszę o odpowiedź w skrócie.
– W skrócie to ciężko. Na pewno jest kilka składowych. Wszyscy zakładali szybkie pożegnanie z europejskimi pucharami. Sprawiliśmy jednak niespodziankę, a nie mieliśmy kadry pozwalającej nam na łączenie tak długo gry na trzech frontach. Co za tym szło? W lidze nie zaczęliśmy najlepiej i gdy pojawił się trener Jop, byliśmy na czternastym miejscu. Dla takiego klubu jak Wisła była to bardzo wstydliwa sprawa. Musieliśmy więc gonić, a odkąd trenerem jest Mariusz Jop, złapaliśmy fajną serię. Ale nie było łatwo nadrobić tamtą stratę. Potem na długo wypadł nam m.in. Joseph Colley, były też inne problemy. Granie co trzy dni nie jest proste. Przerabiałem to w Rakowie, bo tam graliśmy tak prawie przez rok, a to wcale nie jest łatwe. Pod względem środków na logistykę Raków a Wisłę dzieliła przepaść. Mimo słabego startu w pewnym momencie byliśmy blisko nawet tego, by załapać się na bezpośredni awans. Ostatecznie fajnie, że udało się zaklepać baraże na dwie kolejki przed końcem sezonu.
– Wydaje się, że na wiosnę drużyna okrzepła i nauczyliście się przepychać też te mecze, które być może nie są piękne.
– No i właśnie to jest to, czego nam brakowało grając co trzy dni. Wyrachowania w przepychaniu meczów, tego się nauczyliśmy.
– Lepiej późno niż wcale. Natomiast niepokoić może ujemny bilans z drużynami, z którymi będziecie się w barażach mierzyć, czyli z Polonią i z Miedzią. Remisowy bilans jest tylko z Wisłą Płock. Martwi cię to?
– Kompletnie nie. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym. I ten bilans kompletnie dla mnie nie ma znaczenia.
– W Rzeszowie walczycie jeszcze o…
– O trzecie miejsce, tak. żeby zagrać oba mecze barażowe u siebie. Wszyscy wiemy jaka jest atmosfera na Wiśle i uważam, że nasi kibice zasługują na to, żeby w tym momencie być z nami. Tym bardziej, że wiemy jak wyglądałaby ta kwestia, gdybyśmy grali na wyjeździe. Dwa mecze u siebie w barażach – to nasz cel.
– A jak się czuje Alan Uryga? Kapitan nie pomoże wam w barażach.
– Strata kapitana jest dla nas bolesna. Wszyscy go znamy. Alan jest wojownikiem i zawsze zostawia wiele serca na boisku. I teraz ten cel, jakim jest awans do Ekstraklasy, chcemy zrealizować także ze względu na Alana.