Gdy Marcin Flis w styczniu przychodził do Pogoni Siedlce, ta miała na swoim koncie tylko dziewięć punktów i osiem "oczek" straty do bezpiecznej strefy. Wydawało się, że utrzymanie jest "mission impossible". Środkowy obrońca doprowadził beniaminka do cudu, zdobywając dwie bramki w decydującym starciu z Wartą Poznań. A przecież przed startem rundy miał roczny rozbrat z futbolem. – Żona pchała mnie w kierunku, żeby jeszcze nie kończyć kariery – mówił w rozmowie dla TVPSPORT.PL.