| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Po dwóch latach przerwy Wisła Płock awansowała do PKO BP Ekstraklasy. Sprawiła nie lada prezent obchodzącemu urodziny Mariuszowi Misiurze. Szkoleniowca mogłoby na Mazowszu nie być, gdyby nie... dublet pewnego napastnika Korony Kielce.
Wisła Płock i Miedź Legnica tęskniły za PKO BP Ekstraklasą tyle samo, czyli dwa lata. Obie drużyny spadały w różnych okolicznościach. Miedzianka przez większość sezonu była ligowym outsiderem, a Nafciarze przez dziewięć pierwszych kolejek byli... liderami rozgrywek, a mimo to po koszmarnej końcówce opuścili najwyższą klasę rozgrywkową.
Od spadku do finałowego starcia o awans obie drużyny dokonały po dwie zmiany na stanowisku trenera. W Płocku Marka Saganowskiego zmienił Dariusz Żuraw, którego później zastąpił Mariusz Misiura. W Legnicy Ireneusz Mamrot zastąpił Radosława Bellę, aby w trakcie rundy wiosennej zostać zmienionym przez Wojciecha Łobodzińskiego.
Pierwsza połowa to typowa ligowa młócka. Dużo walki, szarpanej gry, sytuacji bramkowych jak na lekarstwo. Gol padł w najmniej oczekiwanym momencie, tuż przed przerwą. Po tym jak Jorge Jimenez został sfaulowany, sędzia Wojciech Myć po analizie VAR wskazał na "wapno". Do jedenastki podszedł Łukasz Sekulski, którego intencje wyczuł Jakub Wrąbel, ale piłka zatrzepotała w siatce. Po wyjściu z szatni to Miedź wyszła z większą inicjatywą, ale w 57. minucie została boleśnie skontrowana, a rezultat spotkania podwyższył Jimenez.
Ostatnie minuty to już końcowe odliczanie do oficjalnego awansu do Ekstraklasy. Gdy po raz ostatni zabrzmiał gwizdek arbitra Mycia, w Płocku nastąpiła feta. Trener Misiura, który obchodził 1 czerwca urodziny, utonął w objęciach sztabu, a następnie całej drużyny. Zbudował zespół, który imponował walecznością, ale przy okazji ładnie grał w piłkę. Jako jeden z nielicznych trenerów w Polsce nie został jeszcze zwolniony i praktycznie wszędzie osiągał sukces. Ze Zniczem Pruszków ze skromniutkim budżetem wywalczył awans do 1. ligi, a potem w niej z sukcesem się utrzymał. Z Wisłą Płock wykręcił najlepszy punktowy wynik od 20 lat, a udany sezon spuentował promocją do Ekstraklasy.
Sekulski, Jimenez, Pacheco, Edmundsson, Mijusković, Kun... – bohaterów awansu jest wielu, choć jeden jest niespodziewany.
Mariusza Misiury nie byłoby w Płocku, gdyby nie... Jewgienij Szykauka. Dlaczego akurat do Białorusina z Korony Kielce Nafciarze mogliby wysłać kwiaty? Spieszymy z wyjaśnieniem.
25 maja 2024 roku – Korona Kielce mierzyła się na Bułgarskiej z Lechem Poznań. Potrzebowała wygrać, aby utrzymać się w lidze i musiała liczyć na potknięcie Warty Poznań. Warta była wówczas dogadana od kilku tygodni z Mariuszem Misiurą, który odchodził ze Znicza Pruszków, ale jego kontrakt obowiązywał tylko na Ekstraklasę. Szykauka popsuł szyki Warciarzom swoim dubletem. Korona wygrała, Warta przegrała i wylądowała w 1. lidze. Po roku spadła do 2. ligi. Lech był szyderczo pozdrawiany przez swoich kibiców z trybun, aby w następnym sezonie zdobyć mistrzostwo Polski. Misiura wylądował zaś w Płocku i po roku znalazł się tam, gdzie chciał, czyli w elicie.
Mówi się, że mamy efekt domina, ale w Płocku mieliśmy do czynienia z efektem Szykauki.
2 - 0
Miedź Legnica
0 - 1
Miedź Legnica
2 - 1
Polonia Warszawa
2 - 3
Znicz Pruszków
0 - 2
Chrobry Głogów
2 - 1
Warta Poznań
1 - 1
Polonia Warszawa
0 - 3
Wisła Kraków
0 - 3
Arka Gdynia
2 - 1
Kotwica Kołobrzeg