{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Artur Szalpuk o reprezentacji Polski siatkarzy: mam apetyt na więcej
Sara Kalisz /
Reprezentacja Polski siatkarzy gra obecnie w Lidze Narodów w chińskim Xian. Biało-czerwoni mają za sobą dwa wygrane mecze i dwa kolejne spotkania zaplanowane na weekend. W TVPSPORT.PL Artur Szalpuk opowiada o swojej roli w kadrze, 40 stopniach temperatury i robotach, które w hotelu siatkarzy... dowożą windami jedzenie. Mecz Polska – Turcja NA ŻYWO w TVPSPORT.PL.
Czytaj również:
Rywale Polaków postawili na zmiany. "Spotkanie nie będzie oczywiste"
Zrobił największe wrażenie na Grbiciu. To może być piorunujący debiut
Fenomenalny debiut i prośba od Grbicia. "Było trochę wzruszenia"
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Jak podchodzisz do nowego cyklu olimpijskiego? Jakie masz nadzieje z nim związane?
Artur Szalpuk: – Myślę, że każdy sezon w reprezentacji jest ważny. Mówi się o tych cyklach, ale w tym roku przed polską reprezentacją mistrzostwa świata. Myślę, że drużyna chce zdobyć złoto. Jeżeli chodzi o mnie, podchodzę do każdego roku tak samo. Daję maksa, trenuję na każdym treningu, daje z siebie wszystko na każdym meczu. Cieszę się z tego, że mogę tu być. Co przyniesie życie, zobaczymy.
– Podczas mistrzostw świata 2018 miałeś 23 lata, zdobyłeś wtedy złoty medal. Teraz jesteś już trochę bardziej doświadczony, ale oczywiście wciąż perspektywiczny, masz 30 lat. Jesteś zadowolony z tego, co w okresie od mistrzostwa świata udało ci się w kadrze wypracować? Czy masz duży apetyt na więcej?
– Jestem zadowolony z tego jak pracuję i jestem dumny z tego co osiągnąłem. Cały czas jestem też czynnym sportowcem, więc apetyt na więcej, na kolejne sukcesy, na kolejne fajne przeżycia związane z siatkówką też jest. Gdyby tego głodu nie było, myślę, że już bym mógł sobie odpuścić albo tylko przychodzić do pracy i odbijać kartę. Na szczęście tak nie jest.
– Czy ze względu na swoje doświadczenia czujesz się liderem grypy w Xian?
– Nie, nie czuję się liderem. PESEL-em jestem najstarszy i najbardziej doświadczony. To pewnie zobowiązuje do jakichś innych zachowań. Jest to dla mnie nowe doświadczenie, ale bardzo fajne, dobrze czuję się w tej grupie. Czuję się młodziej, choć też nie jestem jakiś bardzo stary. Jestem jednym z bardziej doświadczonych, ale liderem się nie czuję.
– Jak układa się dynamika w tej młodszej, mniej doświadczonej kadrowej grupie?
– Dynamika kształtuje się sama. Panuje u nas dobra atmosfera. Jesteśmy głodni grania i wygrywania. Nie przyjechaliśmy tutaj na wycieczkę. Sztab szkoleniowy stara się wpoić wszystkim zasady obowiązujące w reprezentacji, to jak grać na boisku. Nowi zawodnicy, którzy debiutują w tym roku w kadrze, muszą i mam nadzieję, że chcą się też tego uczyć i to zrozumieć. Na razie dają radę. Debiuty wyglądają bardzo fajnie, więc niech tak trzymają dalej. Być może wtedy zastąpią naszych podstawowych zawodników.
– W niektórych klubach jest tak, że najstarszy zawodnik albo ten najbardziej doświadczony do pokoju na wyjazdach dostaje tego najmłodszego. U was też tak jest? Czy podzieliliście się bardziej preferencjami indywidualnymi?
– Jestem z Firem [Jan Firlej – przyp. red.] w pokoju. Graliśmy trzy lata w Warszawie, dobrze się rozumiemy, więc teraz przełożyliśmy to na kadrę. Miałem jednak okazję być też z Maksiem [Maksymilian Granieczny – przyp. red.], który chyba jest najmłodszy w tej grupie, podczas Silesia Cup. Było fajnie. Nie czuję się jednak liderem, nie czuję, żebym musiał kogoś czegoś uczyć. Kiedy widzę, że ktoś może robić coś nie tak, to tylko szepnę słowo, ale nie czuję się mentorem, żeby kogoś pouczać. To nie jest moja rola.
– Za wami w VNL dwa mecze, oba wygrane 3:1. Wszystko zgodnie z planem?
– To wy mi powiedzcie, czy wygraliśmy zgodnie z przewidywaniami (śmiech). Nie wiem, jakie były przewidywania. Cieszy komplet punktów, wygrane, dobra gra. Na pewno są rzeczy do poprawy, ale jak na taką grupę i dwa zwycięstwa za trzy punkty, to chyba nie ma na co narzekać.
– 39:37 to wynik seta z meczu z Japończykami. To najdłuższy set, który grałeś?
– To chyba był najdłuższy set, który rozegrałem. Fajne emocje i myślę, że przed telewizorami jeszcze fajniejsze. Oczywiście wspomnę, że tego seta wygraliśmy wcześniej, ale sędziowie chcieli zostać bohaterami.
– Stan 24:23. Co się tam podziało?
– Pomyłki sędziowskie się zdarzają. Fajnie, że nie wybiło nas to z rytmu, walczyliśmy i wygraliśmy tego seta. Generalnie po moim ataku piłka wyleciała w aut, sędzia po powtórce wideo stwierdził, że mnie dotknęła, więc w sumie dzięki niemu mamy najdłuższy set w historii Polski w VNL. Ja też mam w swoim życiu najdłuższy set, a to fajne doświadczenie - do tego wygrany. Można było więc zejść z parkietu z uśmiechem. Jestem wdzięczny sędziemu, że się pomylił (śmiech).
– Co do uśmiechu, to przed samym waszym wylotem do Chin był powód do zmartwienia, mam na myśli Mikołaja Sawickiego i jego sprawę z wykryciem w organizmie zakazanej substancji. To wymusiło na Nikoli Grbiciu to, że trzech przyjmujących poleciało do Xian. Chciałam zapytać ciebie jako przyjmującego, czy odczuwasz obciążenie przez to, że nie ma tego czwartego przyjmującego? Czy to na tym etapie w ogóle nie ma mowy o tym, żeby można było to jakoś bardziej poczuć?
– Dajemy radę, nie narzekamy, trenujemy, gramy. Lubię dużo grać, więc jest ok, nie ma zmęczenia. Nie rozmawiamy też o nim za dużo.
– Nikola Grać wygłasza przemowy po meczach. Tonuje emocje po zwycięstwach?
– Być może. Takie pytanie odesłałbym do trenera. Na pewno chciał, żebyśmy byli dalej skupieni, nie chodzili wysoko z głową w chmurach, że nie wiadomo co tu się wydarzyło. Bardzo też nas uczulał, żeby być skoncentrowanym na drugi meczu. Podawał przykład drużyny Serbii, która w pierwszym starciu wygrała 3:1 z Turcją, a potem przegrała 0:3 z Chinami. Można się cieszyć z wygranych, ale też następnego dnia gra się kolejny mecz i nie można za długo pozostać "w tym wygranym meczu", bo ma się przed sobą robotę do wykonania.
– W Xian zagracie jeszcze z Turcją i Serbią. Jak oceniasz tych rywali?
– Nikogo nie obrażając i nie lekceważąc, trudno jest mi ocenić, bo nie widziałem żadnego meczu tych drużyn. Zaraz mam wideo przed spotkaniem z Turcją i będę miał więcej informacji. W mojej głowie jest tylko na razie ten mecz, a na mecz z Serbią przyjdzie czas po starciu z Turcją.
– Jak spędzacie wolny dzień bez meczu w Chinach?
– Hotel jest bardzo fajny. Nie mamy dnia wolnego. Rano mieliśmy stretching i rolowanie. Miała być siłownia, ale chyba nam jej nie dali, nie wiem do końca co tam się wydarzyło. Jeżeli chodzi o zwiedzanie, to jest tak ciepło, że nie chce ci się wychodzić. Jest 40 stopni na zewnątrz. Spacer do Starbucksa, który trwa dwie minuty, jest główną atrakcją. Wracam z niego cały spocony.
Nie zmienia to faktu, że wieczorem jest bardzo ładnie wokół hotelu, bo wszystko jest fajnie oświetlone jak w filmach. Wieczorny spacer, jak za bardzo nie jest się zmęczonym, można w okolicach hotelu sobie wykonać i to właściwie to wszystko. Jak ktoś chce coś zobaczyć i ma na to siły w wolnym czasie, to śmiało, ale tak jak powiedziałem, nie jesteśmy tu na wycieczce. Jesteśmy tu, żeby dobrze grać i żeby ta dobra gra pozwoliła nam wygrywać mecze.
– A ile razy zamówiłeś jedzenie przez kelnera-robota?
– Raz jechałem windą z tym robotem, a dzisiaj się dowiedziałem, że może dowieść jedzenie. Jeżeli ktoś będzie w Chinach, może tego doświadczyć.