| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Wciąż jesteśmy na etapie budowy, nie tylko drużyny. Artur Płatek dopiero dołączył do nas jako dyrektor sportowy i też potrzebuje czasu, aby się wykazać. Nie zmienia to faktu, że zwykle dowozimy nakreślone dla nas cele. Dziś jednak nie możemy powiedzieć, że jesteśmy faworytem jakichkolwiek rozgrywek, ponieważ byłoby to zaciemnianie rzeczywistości – mówi Marek Papszun, szkoleniowiec Rakowa Częstochowa po zgrupowaniu w Holandii.
Robert Błoński, TVPSPORT.PL: – Jak pan podsumuje letnie przygotowania Rakowa?
Marek Papszun): – Za nami udane pod kątem organizacyjnym, treningowym i sparingowym zgrupowania w Arłamowie oraz w Holandii. Zależało nam przede wszystkim na spotkaniach z silnymi przeciwnikami i z takimi się mierzyliśmy, przede wszystkim w Holandii. Jedyny mankament? Ubogość kadry ze względu na urazy oraz nie w pełni dokonane transfery. Ale na to nie mamy wpływu, więc staraliśmy się pracować z dobrym nastawieniem i wykorzystywać każdy dzień. Mimo kłopotów kadrowych radziliśmy sobie w meczach, w których grała młodzież. Szczególnie było to widać w sobotę, z Anderlechtem Bruksela – niektórzy doświadczyli tego, z czym nigdy nie zetknęli się w kraju, czyli meczu z rywalem na wysokim poziomie. To dobra lekcja, młodzi przekonali się, ile im brakuje, ale momentami grali jak równy z równym. Dla nas ważne jest również to, żebyśmy nie przegrywali – w sobotę pokazaliśmy charakter i mental, jakiego oczekujemy w Rakowie. Z 0:2 wyciągnęliśmy na 2:2. Wracamy do Polski niepokonani.
– W piątek remis 1:1 z Club Brugge, czyli wicemistrzem Belgii, w sobotę 2:2 z Anderlechtem, czwartym zespołem poprzedniego sezonu. Wcześniej dwa zwycięstwa z zespołami z II ligi.
– Przyjechaliśmy tu po to, by grać z silnymi, wartościowymi rywalami. Piątkowe spotkanie miało otoczkę podobną do spotkań oficjalnych, o stawkę, na stadionie, z kibicami, niezłą atmosferą i na świetnym boisku. Zagraliśmy na miarę naszych możliwości na chwilę obecną. Z Anderlechtem, w którym wystawiłem sporo niedoświadczonych graczy. To była dla nich wartościowa lekcja – taka, która dodają pewności i wiary w to, co robimy. Ale też pokazuje, ile brakuje.
– W następną sobotę inauguracja sezonu i mecz z GKS Katowice. Nie może się pan doczekać, czy te kilka dni jest bezcennych?
– Nie mogę się doczekać rywalizacji, która coś znaczy. Sparingi też są istotne, nie lubimy przegrywać, ich wynik też jest ważny. Liga i puchary to inna bajka, wiadomo, że przy tych zmianach kadrowych przydałoby się jeszcze kilka treningów więcej, ale nie mamy wpływu na terminarz. Od wtorku rozpoczynamy operację "GKS Katowice".
– Jak pan oceni zmiany kadrowe w Rakowie? Kontuzjowani są Władysław Koczerhin, Ivi Lopez i Jean Carlos, odchodzi Gustav Berggren. Doszli Karol Struski, Oskar Repka, Tolis Konstantopoulos i Lamine Diaby-Fadiga. To nie koniec wzmocnień?
– Cieszę się, że nowi gracze szybko się adaptują w nowym środowisku, ale do pełnego przystosowania, nabrania pewności na boisku i poza nim potrzeba więcej czasu. Poznali założenia i swobodnie w nich się czują. Na starcie jest dobrze. Rozsypał się środek, ponieważ straciliśmy dwóch podstawowych zawodników, czyli Koczerhina i Berggrena, odeszli Ben Lederman, który był w klubie cztery lata oraz Peter Barath. Obaj byli ważni. Mamy braki na pozycji "dziesięć", ponieważ wypadł Ivi Lopez. Mam nadzieję, że pozyskamy graczy do środka i na skrzydła, ale na dziś dysponujemy tymi zawodnikami, których mamy i musimy stanąć do rywalizacji w określonych warunkach.
– Kiedy może się pan spodziewać wzmocnień?
– Trudno powiedzieć, przy transferach sytuacja jest dynamiczna, ale na dziś nie mamy niczego konkretnego.
– Na zgrupowanie przyjechał m.in. prezes Piotr Obidziński, wiceprezes Wojciech Cygan, dyrektor sportowy Artur Płatek. Czy ma pan zapewnienie, że Raków nie zostanie osłabiony?
– Nie miałem i, niestety, miał nie będę. Życie przynosi różne rozwiązania, co pokazało poprzednie, letnie okno transferowe, kiedy Yaw Yeboah i Ante Crnac mieli zostać, ale pojawiły się propozycje, które trudno było odrzucić i odeszli.
– Poprzedni sezon Raków zaczynał po siódmym miejscu w rozgrywkach 2023/24. Teraz jesteście wicemistrzem Polski, będziecie rywalizować w eliminacji Ligi Konferencji. Jakie są cele zespołu? Łapiecie trzy sroki za ogon.
– Dopóki będę trenerem Rakowa, będziemy chcieli wygrać każdy mecz. Tak do tego podchodzimy. Do celów długofalowych potrzebna jest stabilizacja kadrowa i poukładane wszystkie kwestie. My wciąż jesteśmy na etapie budowy, nie tylko drużyny. Artur Płatek dopiero dołączył jako dyrektor sportowy, też potrzebuje czasu, aby się wykazać. Liczę, że kiedyś dojdziemy do momentu, w którym odważnie powiemy o górnolotnych celach. Nie zmienia to faktu, że zwykle nakreślone cele dowozimy i realizujemy plan. Dziś jednak nie możemy powiedzieć, że jesteśmy faworytem jakichkolwiek rozgrywek, ponieważ byłoby to zaciemnianie rzeczywistości.
– Grupa Ligi Konferencji kusi?
– Oczywiście. I będziemy o nią walczyć z całych sił. Najpierw trzeba wyeliminować MSK Żylinę, a potem… mieć szczęście w losowaniu. W pucharach ono też się liczy. W 2021 roku trafiliśmy na KAA Gent i rywal okazał się za silny. Dziś, jako klub, drużyna i ja trener, jesteśmy bardziej doświadczeni. Liczę, że to wykorzystamy. Moją ambicją jest grać w fazie ligowej europejskich pucharów. Ambicje to jedno, a możliwości drugie.
– Widziałby pan Tomasza Pieńkę, skrzydłowego Zagłębia Lubin i młodzieżowej reprezentacji Polski, w Rakowie?
– Tomek to wyróżniająca się postać w ekstraklasie i spory talent. Nie tylko ja, ale też wiele innych klubów, chciałoby go mieć u siebie. Takich jak on jest niewielu.
– Czy jest możliwe, że jakiś piłkarz dołączy do zespołu przed startem sezonu?
– Wszystko jest możliwe, ale zostało mało czasu. Wierzę, że wypracujemy transfer i nowy zawodnik pomoże nam w przyszłości. W perspektywie spotkania w Katowicach liczę na tych, którzy ostatnio się leczyli. Eric Otieno, Adi Amorim, Lamine Diaby-Fadiga wracają po urazach. Rehabilitacja Iviego Lopeza i Jeana Carlosa przebiega nieźle. To mogą być nasze najważniejsze transfery w najbliższej perspektywie.
– Jakiego Rakowa mogą się spodziewać kibice w rozgrywkach 2025/26? Kolejnej, ulepszonej wersji projektu Marka Papszuna?
– Dokładnie tak, staramy się dokręcać śrubki i rozwijać zespół. Bez rewolucji. To, co widzimy na boisku jest efektem pracy wielu ludzi. Staramy się, by sztab był jak najbardziej kompetentny i, żeby też się rozwijał oraz pomagał piłkarzom. Z Anderlechtem zobaczyliśmy drużynę, która odrobiła dwubramkową stratę, a prawdę mówiąc w tym składzie personalnym nie miało prawa się to wydarzyć. Umiejętności indywidualne i jakość zawodników są ważne, ale nie liczą się bez odpowiedniej organizacji, dyscypliny, przygotowania fizycznego i mentalnego.
– Na koniec: Prezes PZPN Cezary Kulesza ogłosił, że selekcjonera reprezentacji Polski już wybrał. Na jakiś czas trzeba więc odłożyć pytania do Marka Papszuna o kadrę.
– Temat reprezentacji Polski pozostał za mną ponad dwa lata temu. W tej chwili jestem pracownikiem Rakowa i tego projektu się trzymam.
Następne