Zatrzymanie w składzie Szweda Antonio Lindbaecka to priorytet dla Lechmy Startu Gniezno, beniaminka żużlowej ekstraligi. Klub, który obecnie funkcjonuje jako stowarzyszenie, by przystąpić do rozgrywek, musi utworzyć spółkę akcyjną oraz zmodernizować stadion.
Po 13 latach gnieźnieńskim żużlowcom udało się wrócić do grona najlepszych
zespołów w kraju. Po krótkim świętowaniu osoby zarządzające Startem musiały
szybko zakasać rękawy, bowiem pracy związanej z przystąpieniem do nowego
sezonu w Ekstralidze jest mnóstwo.
Głównym celem sportowym dla gnieźnieńskich działaczy jest przekonanie Antonio
Lindbaecka do pozostania w Starcie na kolejny sezon. Szwed miał bardzo udany
sezon, w końcówce świetnie spisywał się w Grand Prix i stał się ”łakomym
kąskiem” dla wielu polskich klubów.
– Zatrzymanie Lindbaecka to dla nas priorytet i jest na to spora szansa. Wiemy
jednak, że chętnych do zatrudnienia Szweda jest wielu. Te propozycje się
wzajemnie przebijają. Zrobimy wszystko by zatrzymać go w Gnieźnie, ale
wiadomo, że pewnej bariery nie możemy przekroczyć – powiedział prezes
Startu Arkadiusz Rusiecki.
Jak dodał, pozostali zawodnicy, którzy mieli udział w awansie do Ekstraligi -
Bjarne Pedersen, Scott Nicholls, Ales Dryml czy Adam Skórnicki - także
wyrazili chęć przedłużenia umów.
– Adam Skórnicki rok temu nie miał może najlepszego sezonu w Unii Leszno, ale
powiedział nam, że nie po to harował tak ciężko przez cały rok, by rezygnować
z możliwości jazdy w ekstralidze. Czekamy na regulaminy, jakie KSM-y zostaną
ustalone, czy zostanie wprowadzony limit wydatków - od tego też zależeć będą
składy zespołów – wyjaśnił sternik gnieźnieńskiego klubu.
Dla Startu awans do elity to także wiele wyzwań natury organizacyjnej. Klub
funkcjonuje jako stowarzyszenie, a w Speedway Ekstralidze mogą występować
tylko podmioty będące spółkami akcyjnymi.
– Do rozgrywek musimy zgłosić się do 10 listopada, już jako spółka. Do tej
pory tkwiliśmy tak naprawdę w formule półamatorskiej, jaką jest
stowarzyszenie. Różne jest też podejście sponsorów do kwestii spółki, gdzie
są twarde reguły pieniądza. Ale my jesteśmy od tego, by te obawy rozwiewać. W
gronie, które utworzy przyszłą spółkę będą i grube ryby, ale także ci
mniejsi, którzy swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi zawsze wspierali budżet
naszego klubu – wyjaśnił Rusiecki.
Start w pierwszej lidze dysponował budżetem na poziomie 3-3,5 mln złotych.
Zdaniem prezesa, by myśleć o spokojnym utrzymaniu, potrzeba będzie
zgromadzenia niemal dwukrotnie większej kwoty. Dotychczasowy sponsor
tytularny Lechma zadeklarował, że nadal będzie wspierał gnieźnieński żużel.
Klub musi również dostosować stadion do wymogów licencyjnych obowiązujących w
Ekstralidze. Obiekt wkrótce będzie dysponował sztucznym oświetleniem, trwają
obecnie ostatnie prace związane z tą inwestycją i jupitery zabłysną być może
jeszcze w październiku.
– Jest jeszcze masa rzeczy do zrobienia, takich, na które zwykły kibic nie
zwróci uwagi. Musimy dokonać odpowiedniego podział sektorów, spersonalizować
miejsca siedzące, wprowadzić komputerowy systemu sprzedaży biletów czy
komputeryzację kas, a także zainstalować tablicę elektroniczną. Tych wymogów
jest dużo, a kosztować to będzie sporo. Dlatego czekają nas trudne rozmowy z
miastem, które jest właścicielem obiektu – przyznał Rusiecki.
Zobacz także: Skromny Cieślak: sam trener nic nie znaczy