Od wielu tygodni katalońskie media spekulowały na temat przyszłości Luisa Enrique w Barcelonie. Zarząd i piłkarze w oficjalnych wypowiedziach okazywali wsparcie trenerowi, ale ten sam postanowił dłużej nie zwodzić kibiców i na konferencji prasowej po meczu ze Sportingiem postanowił ogłosić odejście z klubu wraz z końcem sezonu. Jaka przyszłość czeka Barcę?
– Nie będę trenował Barcelony w następnym sezonie; potrzebuję odpoczynku. Doceniam zaufanie klubu. To były trzy niezapomniane lata – powiedział Enrique na konferencji prasowej po wygranym przez jego drużynę spotkaniu ze Sportingiem Gijon (6:1). Od momentu zatrudnienia Hiszpana w Katalonii minęło 2,5 roku i rzeczywiście nikt w zespole nie jest w stanie wymazać z pamięci sezonu, w którym Barca sięgnęła po trzy trofea. Ten świetny okres wymagałby zakończenia go z przytupem, ale do tego potrzeba zaangażowania i umiejętności, a w ostatnim czasie drużynie brakuje jednego i drugiego.
Pierwsze pogłoski o odejściu Enrique pojawiły się już pod koniec poprzedniej rundy, kiedy okazało się, że zespół zaczyna zawodzić, a kupieni piłkarze nie potrafią zagwarantować odpowiedniego poziomu. Znany powszechnie był fakt, że kontrakt szkoleniowca wygasa wraz z końcem czerwca 2017 roku, a coraz więcej przesłanek wskazywało na to, że on sam wcale nie pali się do podpisania nowej umowy. Miał czuć się wyczerpany pracą, choć zakładał przedłużenie kontraktu o kolejny rok.
Obecnie wiadomo, że doniesienia okazały się prawdziwe, ale nie można powiedzieć, że odejście Hiszpana spowodowane jest jedynie jego zmęczeniem. Josep Maria Bartomeu – prezydent klubu – powtarzał, że stuprocentowo wspiera Lucho i chce z nim podpisać nową umowę. Z kolei Cadena Cope podała kilkanaście dni temu, że szatnia miała być nim rozczarowana już parę miesięcy temu, uważając, że nie jest zdolny do odmiany złej sytuacji. Czarę goryczy przelała klęska w Paryżu.
Już raz Enrique znalazł się w takiej sytuacji i działo się to zaledwie pół roku po tym jak objął funkcję trenera. Barcelona zawodziła, a na początku stycznia 2014 roku przegrała na Anoeta 0:1, grając od pierwszych minut bez Neymara i Lionela Messiego. Wtedy udało się opanować negatywne emocje, a złość udało się przemienić w sportowy sukces, co zakończyło się zdobyciem potrójnej korony.
Niezależnie od tego czy uda się ponownie powtórzyć ten sukces, szkoleniowiec walczy już tylko o to, aby pożegnać się w dobrej atmosferze. Jego sukcesy zostaną zapamiętane, ale według powiedzenia prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy. Tymczasem Enrique jest na prostej drodze do kompromitacji w Lidze Mistrzów oraz klęski w Primera Division. Puchar Króla może nie wystarczyć, aby poprawić humory fanów.
Nikt w Katalonii nie będzie mówił o Enrique jak o Guardioli, ale ich historia jest podobna. Obecny menedżer Manchesteru City także potrzebował odpoczynku po pracy w Barcelonie. Swojego kolegę po fachu określa jako "perfekcyjnego". – Jako kibic klubu jestem smutny, że musimy pożegnać perfekcyjnego fachowca dla tego zespołu. W trzy lata jego drużyna grała niesamowity futbol i obecnie są najlepsi na świecie – stwierdził Pep, z którego słowami wielu mogłoby się nie zgodzić.
Co powoduje, że trener, który wygrywa osiem trofeów w trzy lata, jest tak krytykowany? Przede wszystkim brak pomysłu na rozwój drużyny. Po pierwszym roku obfitym w sukcesy zespół zamiast się rozwijać, zanotował regres. Obecna sytuacja jest apogeum tego, co powoli rozkładało klub przez poprzednich kilkanaście miesięcy. Barcelona ma coraz większe problemy ze zdominowaniem rywali, a w szczególności tych, których powinna ogrywać bez problemów. Nie przyzwyczaiła do porażek z Alaves czy Celtą, wymęczonych remisów z Betisem i Villarrealem oraz cudem wygranych spotkań z Leganes i Valencią.
Nie widać także piętna, które odcisnął kiedyś na drużynie Guardiola, a nie potrafi tego zrobić Enrique. Wydaje się, że jego pomysł na grę ogranicza się głównie do liczenia na geniusz Leo Messiego oraz gole Luisa Suareza. Kiedy najlepsi strzelcy nie dostają podań, wtedy następują takie porażki jak ta z PSG. Środek pola, czyli oczko w głowie Pepa, został kompletnie zaniedbany, a następców Xaviego i Iniesty jak nie było, tak nie ma.
Po skompletowaniu kadry na obecny sezon Lucho stwierdził, że nigdy nie miał mocniejszego zespołu. Nie widać jednak tego na boisku. Z jednej strony system rotacji pozwala rozsądnie gospodarować siłami zawodników, ale z drugiej na prawej obronie gra nominalny środkowy pomocnik, który jest wyczerpany ciągłymi występami na tej pozycji, a jego zastępca – skrzydłowy – mimo dobrych występów z niewiadomych powodów jest spychany na boczny tor.
Kto może przejąć schedę po Enrique? Do tej pory Barcelona przy zatrudnianiu kolejnych fachowców kierowała się przede wszystkim posiadaniem „DNA Barcy”. Po Franku Rijkaardzie każdy cechował się znajomością specyfiki stylu gry klubu. Guardiola, Vilanova, Martino i w końcu Enrique to ludzie, którzy mimo wielu różnic wiedzieli na czym polega gra w ataku pozycyjnym, skuteczne utrzymywanie się przy piłce i szybka wymiana podań na małej przestrzeni. Wydaje się, że w Barcelonie zrozumiano, że tym razem na stanowisku trenera potrzebny jest człowiek, który wprowadzi odrobinę świeżości, a może nawet szaleństwa do taktyki.
Faworytem mediów pozostaje Jorge Sampaoli, który w ciągu kilku miesięcy zrobił furorę w Sewilli, kompletnie odmieniając to, co zastał w Andaluzji po Unaiu Emerym. Jego drużyna zaczęła grać odważniej, agresywniej, stosować wysoki pressing i przede wszystkim regularnie wygrywać w lidze. W tej chwili jako jedyna w Primera Division byłaby w stanie powalczyć z Realem i Barceloną o mistrzostwo Hiszpanii. Prasa sugeruje, że Sampaoli byłby zainteresowany objęciem gabinetu na Camp Nou, ale zgody na to może nie wyrazić jego obecny pracodawca. Ojciec ostatnich sukcesów reprezentacji Chile jest w Sewilli dopiero od lata ubiegłego roku i nie wydaje się, aby po jednym sezonie miał opuścić Estadio Ramon Sanchez Pizjuan.
W wyścigu o zastąpienie Enrique znajdują się także Ronald Koeman, Ernesto Valverde, a nawet Thomas Tuchel i Juergen Klopp. Trudno wyobrazić sobie któregoś z Niemców na ławce Barcelony. W hierarchii Bartomeu najwyższe miejsce zajmuje ponoć Valverde, który obecnie trenuje Athletic Bilbao. Atrakcyjną opcją dla prezydenta byłby również Koeman, ale jego ściągnięcie mogłoby się wiązać z kosztami rzędu ośmiu milionów euro.
Z kolei przyszłość obecnego trenera Barcy nie jest znana. Wiadomo jedynie tyle, że planuje odpocząć od futbolu przez jakiś czas. Trudno określić, czy jego rozbrat ze sportem potrwa rok, jak w przypadku Guardioli, czy dłużej. Jego usługami z pewnością będzie zainteresowanych wiele klubów – nie tylko z Hiszpanii. Enrique trenował już Romę, ale tego okresu w życiu raczej nie będzie wspominał z wypiekami na twarzy. Czy tak jak Pep będzie w stanie zmienić środowisko i wstawiać kolejne trofea do gabloty, czy okres w Barcelonie okaże się dla niego pierwszym i ostatnim momentem do triumfowania? Na razie ma jeszcze coś do udowodnienia w Katalonii.