Nie było niespodzianki i sensacyjnego zwrotu akcji. Koszykarze Golden State Warriors pokonali Cleveland Cavaliers w piątym meczu finałów 129:120 i po raz drugi w ciągu trzech lat zostali mistrzami NBA. Najbardziej wartościowym zawodnikiem decydującej serii wybrano Kevina Duranta.
Golden State Warriors byli najlepszą drużyną sezonu zasadniczego. W play-off, po drodze do finału, wygrali 12 z 12 meczów i wiele wskazywało na to, że mogą zostać pierwszym w historii zespołem, który po mistrzostwo sięgnie "nietknięty".
Wskazywały na to również dwa pierwsze starcia serii finałowej. Warriors wygrali je na własnym parkiecie różnicą 22 i 19 punktów, nic sobie nie robiąc z obecności na parkiecie najlepszego koszykarza świata – LeBrona Jamesa. Co więcej: w tych spotkaniach "Króla" przyćmił Kevin Durant, który zdobył łącznie 71 punktów.
”Nie lekceważ mistrza…”
Trzecie starcie, już w Cleveland, przyniosło wreszcie oczekiwane emocje. Choć gospodarze długo prowadzili, świetna końcówka zapewniła trzecie w serii zwycięstwo Warriors.
Czwarty mecz dla jednych miał być postawieniem “kropki nad i”. Dla drugich: walką o honor. Trzeba Kawalerzystom oddać, że była to walka spektakularna. Cavaliers pobili rekord finałów pod względem liczby punktów zdobytych w jednej kwarcie (49!), rzutami upokarzając drużynę, która słynie z… rzucania. Przy stanie 1:3 znów uwierzyli, że są w stanie obronić mistrzowski tytuł.
Jak mawiał słynny trener Houston Rockets, Rudy Tomjanovich: "nigdy nie lekceważ serca mistrza…".
Bohater Durant
Warriors nie popełnili tego błędu. Choć w piątym meczu sporo im nie wychodziło, choć trzęsły się ręce, a szybkie faule utrudniały płynną grę, wygrali w wielkim stylu. Zdobyli piąte mistrzostwo. Pierwsze przypieczętowane we własnej hali.
Choć wynik na to nie wskazuje, zdobycie tytułu nie przyszło im łatwo. Spotkanie od początku było niezwykle wyrównane, a jeszcze na początku drugiej kwarty goście prowadzili różnicą ośmiu punktów. Przełomowe okazało się wejście na parkiet Andre Iguodali, który wniósł ożywienie zarówno w poczynania ofensywne, jak i defensywne zespołu. “Iggy” skutecznie powstrzymywał LeBrona Jamesa, jednocześnie elektryzując widownię kilkoma efektownymi wsadami.
Kluczowy pozostawał jednak Kevin Durant. Gwiazda Warriors, która w tegorocznych finałach błyszczała najjaśniej, trafiała rzut za rzutem, w spotkaniu zdobywając 39 punktów. Były gracz Oklahoma City Thunder nic sobie nie robił z krycia, zapewniając Wojownikom prowadzenie nawet osiemnastoma…
Byli mistrzowie nie poddawali się. Pod koniec trzeciej kwarty zmniejszyli stratę nawet do trzech punktów, ale gdy tylko zbliżali się do rywala, albo Durant, albo Stephen Curry dokonywali cudów przy atakowanym koszu.
Końcówka była już tylko formalnością. Warriors wygrali 129:120 i mogli cieszyć się z piątego w historii klubu mistrzowskiego tytułu.
Champions. pic.twitter.com/mu533jRPKo
— GoldenStateWarriors (@warriors) June 13, 2017