| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
O "truskawkowym zaciągu" Legii, pieniądzach, które szczęścia nie dają i przejęciu schedy po... Dariuszu Szpakowskim. Maciej Skorża szczery do bólu. To rozmowa inna niż wszystkie.
Przypominamy archiwalną rozmowę Jerzego Chromika z Maciejem Skorżą z lipca 2017 roku.
Jerzy Chromik: – Jesteś dzieckiem szczęścia w tym zawodzie?
Maciej Skorża: – Miałem trochę korzystnych splotów okoliczności, spotkałem wielu wartościowych ludzi na swojej drodze, ale też za dobrze wiem, ile mnie to wszystko kosztowało pracy i wyrzeczeń. Byłem absolwentem AWF bez koneksji i bez bogatej kariery zawodniczej. Rzekłbym – z ulicy. Koledzy często dziwili się widząc moją determinację w realizowaniu planu. Poradziłem sobie, ale raczej nie godzę się z określeniem "w czepku urodzony".
– Koledzy z roku?
– Również ci z drużyny AZS. Na szczęście kilku z nas się udało. Piotrek Stokowiec i Leszek Ojrzyński byli z rocznika niżej na studiach.
– Jaka była ci dana pozycja na boisku?
– Byłem stoperem. Wysokim, mało zwrotnym, ale też często kapitanem drużyny.
– Andrzej Poniedzielski śpiewa piosenkę z refrenem: - Jak się nie ma co się lubi, to nie lubi się i tego co się ma...
– Powiem inaczej. Pogoń to ciekawe wyzwanie. Pracuję teraz w klubie, który nie ma sukcesów na miarę oczekiwań, nie ma kadry przewyższającej sportowo inne kluby w ekstraklasie, ale ma bardzo wymagających kibiców z presją na wygrywanie. To są te składowe. Do presji jestem przyzwyczajony, bo w każdym klubie była duża. Ciekawiło mnie, na ile uda się w takim otoczeniu zbudować konkurencyjny dla innych zespół.
– Na pewno nie z jednym napastnikiem, jak w spotkaniu z krakowską Wisłą.
– Jesteśmy pod szyldem "Under Construction", to jest ciągle plac budowy...
– To tak, jakbyś pracował w klubie Józefa Wojciechowskiego.
– To nie jest na pewno już gotowa drużyna. Myślę tak – dwa, trzy wzmocnienia teraz, pierwsza runda to ocena piłkarzy, weryfikacja przydatności i zimą transfery pod kątem mojej wizji gry. Taki plan.
– Czy Hołota to twój pomysł?
– Rozmowy z Tomkiem były prowadzone zanim pojawił się pomysł z moim zatrudnieniem. Ja zaakceptowałem tę kandydaturę.
– Kłania się psychologia grupy. Powinno się jak najszybciej mieć trzech, czterech swoich, z pełnym zaufaniem.
– Zgadza się. Liczyłem, że kimś takim będzie Szymek Pawłowski z Lecha. Świetny gracz. Był tutaj, wszystko było dogadane, ale nie przeszedł testów medycznych. Na szczęście w przypadku Darka Formelli wszystko zakończyło się pomyślnie.
– A wydaje się, że takie badania to trochę fikcja. Jak z Vadisem.
– Czasy, kiedy to była fikcja, już minęły. Za dużo jest do stracenia.
– Wielu piłkarzy ma trochę do ukrycia, a chce się dobrze sprzedać.
– Oczywiście, pamiętam transfer Tomka Dawidowskiego z Amiki do Wisły. Nie wiem, czy zagrał 10 meczów, a był w Krakowie chyba trzy lata.
– Podpisałeś dwuletni kontrakt.
– Z opcją przedłużenia na kolejny rok. Chciałbym tu pobyć dłużej...
– Za więcej niż 50 tysięcy czy mniej? Ponoć poprzednik miał 30 000.
– Rocznie?
– Nie, miesięcznie!
– Nie mogę zdradzać. Napiję się kawy.
– Szkoda, że nie mam włączonej kamery, bo uchwyciłbym ciekawy profil, gdy odwróciłeś się po pytaniu w stronę jedynego w tym pokoju okna na świat. No dobrze, to wróćmy do refrenu piosenki Andrzeja Poniedzielskiego.
– A ja mam to, co lubię!
– Pogoń chorowała na Skorżę. Bali się trochę, że nie dasz się skusić.
– Nie ukrywam, że trafili do mnie w dobrym momencie...
– Siedziałeś sobie w Radomiu i czekałeś na dobrą propozycję?
– Nie, bo mieszkam teraz w Warszawie. Urodził mi się trzeci syn i chciałem pobyć trochę w domu, bo dwóch pierwszych taty nie miało. Kąpałem najmłodszego, przewijałem, tego dotąd nie przeżywałem. Mam wreszcie pełnię ojcostwa. Kocham bardzo pracę trenera, ale rodzina jest ważniejsza. Warto o tym pamiętać!
– Na koncie bankowym było coraz mniej i całe szczęście, że zadzwoniono ze Szczecina?
– Nie, mógłbym pobyć jeszcze na urlopie tacierzyńskim. Nie szukałem desperacko pracy.
– Mógłbyś więc przewijać esemesy i odmawiać kolejnym klubom poszukującym szkoleniowca, który miał kiedyś wyniki.
– Co chwila prowadziłem rozmowy, ale były raczej kurtuazyjne, bo wiadomo było, że odmówię.
– Mówisz o klubach Ekstraklasy?
– Także o zagranicznych.
– Z Ligi Mistrzów?
– Nie, najczęściej dzwonili Arabowie.
– No tak, ale jak w państwie arabskim ochrzcić Ksawerego?
– O właśnie, w kwietniu były jego chrzciny i po nich powiedziałem żonie: Teraz jak ktoś zadzwoni, to pakujemy się i ruszamy z Warszawy. Tydzień później zadzwonił Maciek Stolarczyk z Pogoni.
– To było pierwsze połączenie z kierunkowego 91?
– Pierwsze, byłem zaskoczony, bo Kazio Moskal to przecież dobry trener.
– Ja bym nie był. W Szczecinie co rok, to prorok...
– To prawda, co sezon prezes zmieniał szkoleniowca.
– Czekali na ciebie?
– Być może.
– Gdzie zamieszkałeś, bo chyba nie w budynku klubowym?
– W centrum miasta, blisko dworca kolejowego. Dojazd na stadion zajmuje 15 minut.
– A żona gdzie?
– Są wakacje, więc wszyscy jesteśmy w Szczecinie, ale do września musimy podjąć decyzję o ewentualnych przenosinach.
– Pewnie znajomi zazdroszczą, bo latem jesteście nad morzem. Wielu nie wie, że do brzegu Bałtyku jest 100 km.
– Tak, masz rację, niektórzy dopytywali mnie, ile minut trzeba będzie iść na plażę.
– Nie ma bryzy znad morza, to co jest?
– Urokliwe miasto.
– Wiedziałeś coś o nim przed przyjazdem?
– Niewiele, ale żona to turystka. Wyciągnęła mnie już na Zamek Książąt Pomorskich. Sama też biega i zwiedza. Byłem z nią też na Wałach Chrobrego.
– Przeprowadzka do Szczecina wykluczona?
– Chłopcy mają kolegów w szkole i na podwórku. To dla nich trudna decyzja. Zostają w Warszawie.
– A ty na wygnaniu?
– W razie konieczności jakoś sobie to zorganizuję. By być z najbliższymi, wychodzę z progu o 17 i o 21 jestem w mieszkaniu w Warszawie. Mam dla rodziny dobę. Drugi dzień po meczu, ale nie w każdym tygodniu.
– Zmiana zestawu pytań. Dobrze wypadasz przy mikrofonie, jako komentator. Darek Szpakowski prosił, by cię pozdrowić...
– Dziękuję bardzo.
– Komentowanie meczów to dobry pomysł na życie?
– Chciałbym kiedyś spróbować pójść w tym kierunku. Na emeryturze mógłbym mieć autorski program publicystyczny, brakuje mi tego w kanałach sportowych.
– Tembr głosu jest OK.
– Darka można słuchać godzinami i jest fajnie. Barwa głosu to duży atut. Tak samo jest z Włodzimierzem Szaranowiczem. Jechałem z nim kiedyś pociągiem...
– Ale pewnie nie rozmawialiście o zarobkach trenerów ligowych. Ile zarabiał Moskal?
– Nie wiem do dziś. Nie mam skali porównawczej zarobków trenerów Pogoni.
– A spierałeś się o zarobki z prezesem?
– Negocjacje trwały 5 minut.
– Pięć?
– Trudno uwierzyć, ale to prawda.
– Nie mówiliście więc o pracy wysokopłatnej, a o wyzwaniu warsztatowym.
– Zdecydowanie tak.
– Udało się odłożyć na czarną godzinę?
– Tak konstruuję kontrakty, żeby mieć bonusy za osiągnięcia. Pensja jest taka sobie. Jak już coś zdobędę, czyli zarobię pieniądze dla klubu, to mam dużą premię. Było ich kilka w karierze...
– Zarzut. To nie sztuka być mistrzem kraju w klubie poukładanym od A do Z.
– Owszem, znam te opinie, ale się z nimi absolutnie nie zgadzam. Wystarczy się wgłębić w temat. W jakim momencie dostałem krakowską Wisłę?
– Sielsko nie było.
– Skończyła sezon poza czwórką. Był Dan Petrescu, Jerzy Engel. Żaden z nich nie wywalczył mistrzostwa. Kuba Błaszczykowski odszedł do Dortmundu. Nie wziąłem gotowej drużyny do gry o najwyższe cele. Warto też pamiętać, jaką mieliśmy konkurencję w lidze. Legia Urbana i Lech Smudy. Nie był to na pewno spacerek po lidze.
– Z teściową pod rękę w Łazienkach. A propos – Łazienkowska 3.
– Gdy zjawiłem się w Legii, to było moje największe szczęście i przekleństwo zarazem. Akurat po truskawkowym zaciągu...
– Ładny termin – "truskawkowy zaciąg".
– Pan Andrzej Strejlau występował w takim sympatycznym spocie reklamowym, stąd to skojarzenie. Największy mój błąd, że się na te wszystkie transfery zgodziłem. Zrobić z tego drużynę to naprawdę wielkie wyzwanie. Byli Argentyńczycy, Chorwaci, Brazylijczycy, Serbowie, kogo w niej nie było...
– Polaków?
– No nie, też byli...
– W zarządzie, i dlatego przyszło się rozstać w najmniej spodziewanym momencie. Zawód trenera to tak naprawdę głośne powitania i ciche pożegnania. Najpierw mąż opatrznościowy, a potem komornik, który egzekwuje długi.
– Coś w tym jest.
– Tracisz pracę, trochę odpoczywasz i oczekujesz propozycji. Długo tak można?
– Różnie bywa. Straciłem posadę w Krakowie i tego samego dnia odebrałem dwa połączenia telefoniczne – z Poznania i Warszawy. Po rozstaniu z Legią zgłosił się nazajutrz klub z Arabii Saudyjskiej. Na początku odmówiłem, potem tam pojechałem. Generalnie staram się mieć przerwę po każdym klubie. Mieć czas nabranie dystansu.
– Pół roku?
– Parę miesięcy. Różnie bywa.
– No, chyba że jest to intratna propozycja.
– Ważne, że pojawia się niezwykle ciekawa propozycja warsztatowa. Aspekt finansowy jest na dalszym planie.
– Znowu Poniedzielski. Jak się nie ma co się lubi, to nie lubi się i tego co się ma... To teraz o pożegnaniach. Mniej lub bardziej nerwowe, z dużą liczbą niedomówień i wyzwisk.
– Nigdy tak nie było.
– Zawsze po dżentelmeńsku?
– Najtrudniejsze pożegnanie było...
– Z Afryką?
– Nie, z Legią. Skończył się sezon i przez miesiąc czekałem na decyzję, czy nadal jestem trenerem, czy już nie.
– Najgorsza sytuacja to ławka pod znakiem zapytania. Czyja była wina?
– Klub był w obliczu przekształceń w zarządzie.
– Coś jak ostatnio? Trzej przyjaciele z biznesu.
– No, może nie aż tak. Po prostu nie zdobyliśmy mistrzostwa, porażka z Lechią w Gdańsku dwie kolejki przed końcem, no i...
– Bogusław Leśnodorski był w blokach startowych.
– Nie, pojawił się w Legii później. Ogłosił mi to ktoś inny. Trudne było też rozstanie w Poznaniu. Nie miałem nawet sposobności pożegnać się z zawodnikami w szatni. Zadzwoniłem tylko do kapitana, Łukasza Trałki. To są trudne sprawy, najgorsze wybory.
– Po prostu stałe fragmenty życiowe...
– Można to tak nazwać. Moje życie rodzinne jest przesiąknięte piłką nożną. Nie ukrywam, że córkę przyjąłbym z radością, ale mam cudownych chłopaków. Trenują bez mojego nacisku. Chcę, aby sport był ważny w ich życiu, ale wybiorą sobie sami zawody.
– A kto dołoży kiedyś do twojej emerytury?
– Architekt, prawnik, lekarz. Byłoby wspaniale, ale to ich sprawa.
– A może informatyk?
– Może, ten najstarszy żyć nie może bez komputera.
– Zawód lekarz to iluzoryczna nadzieja, że na starość pomoże walczyć z chorobami i przedłużyć ci żywot.
– W mojej rodzinie mężczyźni nie żyli za długo...
– Żona cię nadal kocha?
– Jest magistrem rehabilitacji po AWF, więc nasze małżeństwo to wspólnota losów zawodowych. Poznaliśmy się na uczelni. Piękna romantyczna historia. Muszę się pochwalić, że znalazłem ją jak w korcu maku. Mówi się, że za sukcesem każdego spełnionego mężczyzny stoi kobieta. Głęboka prawda.
Rozmawiał Jerzy Chromik