| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Impel Wrocław zrobił w ostatnich latach spore zamieszanie. Jeszcze głośniej jest o nim, kiedy po kończącym się sezonie ogłoszono krach finansowy. Dwa medale MP pozwalały marzyć, ale rzeczywistość ściągnęła za uszy na parkiet. To nie tylko wrocławski problem. Siatkarska liga pań jest na coraz większym zakręcie.
Maciej Piasecki: – Cztery lata temu był srebrny medal, teraz brak pieniędzy na grę w lidze. Spodziewałeś się takiego upadku?
Marek Solarewicz, trener Impela Wrocław: – Cztery lata temu – na pewno nie. Ostatnio pojawiały się symptomy, które mogły dawać do myślenia.
– Bomba z opóźnionym zapłonem?
– Nie spodziewaliśmy się wycofania z ligi. Nie mieliśmy takich informacji od prezesa Grabowskiego w sezonie.
– Zaczęło czegoś brakować?
– Aż tak źle nie było. Mieliśmy zapewnioną halę, przejazdy, miejsca w hotelu.
– A historia przelewów?
– Nie zawsze były na czas. Choć wiem, że dziewczyny dostawały pensje, ale zaległości pozostają. Są kluby, w których było dużo gorzej. Niektóre z nich skończyły sezon będąc wyżej od nas w tabeli.
– Kiepska wizytówka Ligi Siatkówki Kobiet. Jak to wygląda od środka?
– Pod względem organizacyjnym i sportowym liga jest słabsza. Nie wiem, czy ma to związek z brakiem tytularnego sponsora, którym wcześniej był Orlen, czy może bardziej z samą strukturą rozgrywek. Jest jednak gorzej niż było.
– Przykłady organizacyjnej fuszerki?
– Terminarz. Byłem zaskoczony, w ostatnich dwóch sezonach mecze były upychane na siłę. Zwłaszcza te w decydującej fazie rozgrywek. Powinno się to robić odwrotnie. Najpierw zaplanować fazę play-off i grę o medale, a później planować kolejki i zastanowić się, czy zdążymy z organizacją ligi. Nie jest przecież problemem, że graliśmy systemem środa-sobota.
– Tak się gra zawodowo.
– To jest normalne. Ale nie szanuje się kibiców. Jeżeli mecze wypadają we wtorek, w środę lub piątek – bo jest nagła zmiana – np. ze względu na dostępność hali, to jest to zniechęcające. My mieliśmy ogromne kłopoty z Orbitą. Dziwne terminy powodują, że nie ma kibiców, co w obecnej sytuacji – powinno być priorytetem. Liczba kibiców spadła na meczach we Wrocławiu, ale taka sytuacja była także w innych klubach.
– Rozpuściliście ich. Impel walczył o medale, teraz nerwowo gra o utrzymanie.
– Przyzwyczajenie. Cztery sezony i stała obecność w najlepszej czwórce ligi dała kibicom wrażenie, że tak będzie zawsze. W pewnym momencie celem było nawet mistrzostwo Polski, gdy we Wrocławiu grała Kaśka Skowrońska-Dolata. Weryfikacja była brutalna. Paradoksalnie, wiedząc, że będziemy mieć młody zespół, zostałem we Wrocławiu na ten trudniejszy czas. Chciałoby się zrobić dużo więcej i lepiej, ale sądzę, że możemy być zadowoleni z pracy.
– Gdzie młody trener więcej się nauczy – przy doświadczonych siatkarkach – czy w pracy z młodszymi pokoleniami?
– Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. W sezonie z młodszymi robiliśmy dużo więcej rodzajów ćwiczeń na treningach. Szukaliśmy kolejnych bodźców, żeby rozwijać zawodniczki. Wcześniej aż tyle tego nie było. Z doświadczonymi siatkarkami układ jest mniej skomplikowany, ale to również pouczająca praca.
– Mówiło się o problemie z Julią Szczurowską. Nagle zniknęła z pierwszego składu, choć była jedną z liderek. Coś się wydarzyło w relacjach z trenerem?
– Nic się nie wydarzyło. Nie miałem żadnych problemów z Julką.
– Słyszałem jednak, że nie brakowało konfliktów w zespole. Kiedy bryluje 16-latka, starszym średnio to się podoba...
– Julka zniknęła ze składu po decyzji prezesa i rady nadzorczej, później grała w młodzieżowych zespołach. Nie było jednak tak, że dziewczyny denerwowały się na nią, bo dobrze grała. Zawsze może grać lepiej, inaczej i ona dobrze o tym wie. Nie będę rozwijać tego tematu, to jest tajemnica szatni i zostało wszystko wyjaśnione.
– Czyli rozmawiacie.
– Jak ją widuję, to rozmawiamy.
– Julia Szczurowska, Maria Stenzel, Natalia Murek. Znalazło się kilka brylantów we Wrocławiu. Trener reprezentacji seniorek Jacek Nawrocki może spać spokojnie?
– Trudno powiedzieć. Skoro mówimy, że LSK jest słabsza, gorzej jest też z naborem do reprezentacji. Część zawodniczek nie mogła być brana pod uwagę, jak np. Aśka Wołosz – ze względów zdrowotnych. Młode będą wchodzić do kadry, ale ich ewentualny sukces wymaga czasu. Ważne jest to, co mówił trener Niemczyk, aby nie „uczyły się” przegrywać. Teraz jako sukces potraktowałbym awans na mistrzostwa świata. Nie było nas tam dwa razy z rzędu.
– Co dalej z Markiem Solarewiczem?
– Nie wiem, czekam. Mój menedżer rozmawia z kilkoma klubami, na razie nie ma konkretnych decyzji. Oficjalnie nadal jestem pierwszym trenerem, reprezentuję klub.
– Bierzesz pod uwagę odpoczynek?
– Cały czas odpoczywam, bo robię to, co lubię. To mnie stymuluje. Dobrze jest jak coś się dzieje dookoła. Nie cierpię przerwy między sezonami. Jak siedzę w domu i nie pracuję, nie rozwijam się jako trener. Dlatego szukam możliwości oglądania rozgrywek reprezentacyjnych męskich i kobiecych.
– Rozmawialiśmy kilka lat temu o lidze, wtedy dużo było zagranicznych, średniej klasy trenerów. Może przyczynili się do spadku poziomu?
– Ja mam duży szacunek do trenerów zagranicznych. I to nie dlatego, że są obcy. W większości ci spoza Polski pracowali na dobrym poziomie. Oczywiście, były wyjątki, nie zaprzeczam. Ale ta „wiedza zagraniczna” raczej podnosiła poziom ligi.
– To może menedżerowie mają negatywny wpływ?
– Mnie to śmieszy. Część twierdzi, że menedżerowie ustalają wszystko, łącznie z grą zawodniczek w lidze. To nieprawda. Przez ostatnie dwa sezony, budując zespoły, rozmawiałem z zawodniczką, jak i menedżerem. To ciekawe doświadczenie. Owszem, zdarza się, że różnica zdań jest spora.
– A kto ma więcej do powiedzenia?
– To już zależy od zawodniczki. Jedne potrzebują większej opieki, inne podejmują nielogiczne decyzje – ale takie jest życie. Przeważnie to menedżer koloryzuje rzeczywistość. Ale nie traktowałbym ich działania – jako psucia ligi. Równie dobrze można to powiedzieć o każdym, kto w niej uczestniczy.
– Znajdziemy jakieś plusy LSK?
– Dobre pytanie. Można narzekać, bo to takie polskie, ale plusy też się znajdą. Choćby młode zawodniczki i ich gra. Za kilka lat reprezentacja może z nich korzystać jak rozwiną się w lidze.
– Śp. Andrzej Niemczyk powiedział, że siatkarki mają coraz większe braki w technice. Patrząc na niektóre mecze – niewiele się zmienia.
– To prawda. Poprawiamy technikę na bieżąco. Jeżeli jednak zawodniczka się nie rozwija, niezależnie od wieku, to albo trener się nie nadaje, albo ona nie powinna uprawiać tej dyscypliny.
– Trafiały się takie?
– Jak najbardziej. Były takie przypadki, choć nie wypada mówić o nazwiskach.
– A grają dalej?
– Tak, są w siatkówce.
– Weronika Wołodko, cicha bohaterka tego sezonu w Impelu. Trener Solarewicz się z tym zgodzi?
– Zgadzam się, przewidzieliśmy to. Przede wszystkim daliśmy jej szansę na grę w zespole. Rzadko się zdarza, że tak młoda zawodniczka wchodzi na taką pozycję i gra dobrze – niemal od pierwszej poważniejszej próby. Rozegranie to jest bowiem newralgiczna pozycja. Weronika wysyłała sygnały, że jest gotowa.
– Mówiła, krzyczała?
– Na początku ani nie krzyczała, ani się nie odzywała. Około miesiąca pracowaliśmy, żeby na boisku krzyczała „ja” i komunikowała się w trakcie akcji. Na końcu słyszałem ją z drugiego końca boiska. Przed rozpoczęciem sezonu, zgodnie z moją filozofią pracy, pytam dziewczyny, jakie mają cele, po co przychodzą do klubu… Weronika na początku przygotowań powiedziała, że chce być pierwszą rozgrywającą.
– Trafiła.
– Nie trafiła, zapracowała na to. To nie było powiedziane infantylnie, dla żartu. Nie było też w tym pychy. Po prostu, określiła cel, który osiągnęła.
– Tamten zespół to już przeszłość. Pewnie żal, że trzeba zaczynać wszystko od nowa?
– To mnie najbardziej denerwuje w sporcie. Mówimy o sporcie profesjonalnym, a często się zdarza, że składy zmieniają się niemal w stu procentach. Im zespół stabilniejszy, tym więcej można wypracować. Mieliśmy tutaj plany co do siatkarek na kolejne sezony. Wiele wskazuje na to, że we Wrocławiu się nie spełnią. Możemy się spotkać w innych miejscach w Polsce, w nowej konfiguracji.
– Spotkamy się za kilka lat i porozmawiamy o siatkówce, o lidze?
– Jestem spokojny o siebie i ciebie. O ligę nie jestem już taki spokojny.
Rozmawiał Maciej Piasecki