Mundial przyspieszył, a to pułapka. Także dla sędziów. Decydują się losy wielkich światowej piłki, więc każda drobna pomyłka urasta do rangi "Howard Gate" z 2008 roku. Choć tyle mamy z nieobecności Polaków w XX finałach, że śledzimy to bez zagrożenia zawałem… Trzy kolejne dni mistrzostw znów obfitowały w sędziowskie znaki zapytania. I o tym w kolejnym barometrze, po konsultacjach ze środowiskiem.
Plusy
Djamel Haimoudi (Kostaryka – Anglia) – niewidoczny jak Lis Pustyni. Przemyka między piłkarzami, a jego pomocnik tylko raz wyciąga flagę bez powodu. Brenes nie był na spalonym w 11. minucie. I co z tego – Hodgson uśmiechnięty żegnał się po meczu z angielskimi kibicami. Jeden punkt, dwa gole... Ale wracając do sędziego – Hajmoudi zbiera doświadczenie podczas najważniejszej imprezy, ale nie pęka przed gwiazdami. Nie bał się pokazać kartek, nie dopuścił do spięć, choć o to było łatwo z powodu prawie zerowej stawki meczu. Tak dalej Djamel, ale uczul liniowych.
Felix Brych (Belgia – Rosja), Nestor Pitana (USA – Portugalia), Nawaf Shukralla (Australia – Hiszpania), Bakary Gassama (Holandia – Chile), Pedro Proenca (Japonia – Kolumbia) – zapraszamy do fazy pucharowej XX finałów.
Minusy
Wilmar Roldan (Korea – Algieria) – Kolumbijczyk dostał drugą szansę i ogólnie było przyzwoicie. Ogólnie, bo zanim spotkanie się rozkręciło, nie zauważył faulu na Sophiane Feghulim w polu karnym. I tym razem nie da się zrzucić winy na asystenta Clavijo, bo ten mecze ogląda w TV. Nie sądzę, aby Komisja Sędziowska dała mu kolejną szansę. Strój do walizki, lotnisko i w domu kibicować chłopakom Pekermana.
Ravschan Irmatov (Chorwacja – Meksyk) – Mundial w 1966 miał Bachramowa, a Brazylia ma Irmatova. Panie sędzio, Chorwaci to nacja świetna w piłce ręcznej i piłce wodnej, ale to nie daje legitymacji do blokowania strzałów ręką. Srna wyręczył Pletikosę, a Pan i koledzy nie widzieliście, że zrobił to łamiąc przepisy (powierzchnia ciała powiększona)…? Cały świat widział, ale nie Uzbekowie. Część winy odrobiona przy czerwieni dla Rebicia. Bandytom mówimy "nie", a Irmatov, takie mam przeczucie, jeszcze się na arenach Brazylii pokaże.
Jonas Eriksson (Kamerun – Brazylia) – gdyby liniowy był pracownikiem milionera Erikssona od poniedziałku wydeptywałby korytarze urzędu pracy. Kolejna trójka sędziowska ze światowego topu dała się zrobić we Freda. Brazylijczyk mecz po meczu pracuje na tytuł "o maior torneio de bandido" (największy oszust turnieju). Prawie jak złodziejaszki na Copacabanie, bo daje radę najtęższym gwizdkom planety. Eriksson jest tu ofiarą kolegi z pochodu pierwszomajowego i może się łudzić tylko tym, że meksykańskiego flagowego wysłano do domu, a jego pryncypał miał okazję spartaczyć jeszcze jeden mecz…
Marco Rodriguez (Wlochy – Urugwaj) – pastor z Meksyku promuje Kanibala z Anfield… Ciekawe podejście. Karę wymierzy, za sędziego, FIFA, ale czy będzie konsekwentna i odsunie arbitra od pucharowej fazy turnieju? Suarez dołączył do grona "piłkarskich debili", którym do rozsądku nie przemawia ani ranga turnieju, ani wcześniejszy długi rozbrat z boiskiem. Na niego, Pepe czy Maxi Perierę zawsze można liczyć! Na pana Rodrigueza nie. W Nyonie (Blatter był na meczu) zaoszczędzą na biletach do domu, kibice będą się mnie denerwować, a Włosi kiedyś przełkną decyzję, która nie pozwoliła im w końcówce meczu walczyć 10 na 10.
Carlos Vera (WKS – Grecja) – kolejna pomyłka z ceną jak w Harrods w Londynie. Założę się, że bracia Toure w sezonie ligowym chętniej wybiorą się do stolicy, by zostawić tam tysiące funtów niż zdecydują się podać rękę Ekwadorczykowi. Pan Vera nalał paliwa do greckiego autobusu, przynajmniej na jedną trasę do Recife. Ten autobus jedzie jednak na wstecznym, podobnie jak Carlos z Ekwadoru. Czas do domu, występ przyzwoity z jednym wielbłądem na koniec. A prawdziwego mężczyznę…