„Historia Bojana Krkicia to tocząca się od tyłu wersja bajki o Pinokiu. Był cudownym chłopcem a zamienia się w drewnianą lalkę” – taka opinia „zasłyszana” na Twitterze w pełni oddaje losy piłkarza, który miał być nowym, lepszym Messim, a „kończy” w Stoke City.
Niski, filigranowy napastnik bazujący na technice wydaje się pasować do „Garncarzy” jak pięść do nosa. Stoke to zespół słynący z siłowego stylu gry, jeden z ostatnich bastionów wyspiarskiego „Kick and run”. Ale Bojan nie ma za dużego wyboru. Po kolejnym nieudanym sezonie nie ma wielu zainteresowanych jego usługami. Dowodem jest wypożyczenie do Ajaksu Amsterdam Arkadiusza Milika. Holendrzy wolą młodego Polaka, z którego może jeszcze coś być. Bo z Bojana chyba nie będzie już nic.
A miało być tak pięknie…
Mający serbsko-katalońskie pochodzenie chłopiec w wieku dziewięciu lat trafił do szkółki Barcelony. Piekielnie utalentowany, ruchliwy, szybki i przede wszystkim bramkostrzelny, błyskawicznie przechodził kolejne szczeble w juniorskich zespołach Barcy. W sumie spędził w nich siedem lat, w których zdobył ponad… 850 bramek. W międzyczasie, mając 15 lat został królem strzelców Euro U-17. Kto tylko widział go w akcji, nie miał wątpliwości – on po prostu musiał w przyszłości zostać czołowym napastnikiem Europy.
Nie było na co czekać – w sezonie 2007/08 Frank Rijkaard włączył go do pierwszego składu. Zadebiutował w meczu z Osasuną ledwie 19 dni po swoich 17. urodzinach. Tym samym o ponad osiem miesięcy pobił rekord najmłodszego debiutanta w katalońskich barwach należący do Messiego. Szybciej niż Messi strzelił też pierwszego ligowego gola.
Mało? W sumie w debiutanckim sezonie zagrał 48 razy, strzelił 12 goli, z czego 10 w lidze. Tym samym rekord bramek zdobytych w pierwszym sezonie Raula Gonzaleza został wymazany z kronik. Bojan był też pierwszym piłkarzem urodzonym w latach 90., który zanotował trafienie w Lidze Mistrzów. A w ćwierćfinale jego gol dał Barcelonie awans do najlepszej czwórki. To wszystko jeszcze przed egzaminem dojrzałości.
Chłopiec ofiarą Guardioli
– To skarb, czysty skarb – mówił o nim Rijkaard. – Widziałem niewielu piłkarzy, którzy mają ten „magiczny dotyk”. Bojan jest jednym z nich – komplementował go Pep Guardiola. Szkoda, że słowa tego drugiego nie do końca pokrywały się z czynami. Rijkaard odszedł, a jego następca nie miał takiej wiary w młodziutkiego napastnika. Wpuszczał go tylko na końcówki spotkań, a i to rzadko. W międzyczasie przez klub przewinęli się tacy snajperzy, jak Thierry Henry, Samuel Eto’o, David Villa czy Zlatan Ibrahimović. Guardiola pozbył się ich wszystkich, ale nie dał szansy czekającemu w dokach Bojanowi. Znany jako „niszczyciel dziewiątek” trener wolał posłać swojego podopiecznego na wypożyczenie.
– Z nikim nie miałem takich relacji, jak z Rijkaardem. On jedyny naprawdę we mnie wierzył. Pod wodzą Guardioli klub odnosił sukcesy, ale osobiście miałem mu dużo do zarzucenia. W kilku sytuacjach nie był wobec mnie fair. Dlatego postanowiłem odejść – tłumaczył 21-letni wówczas Krkić.
Wbrew temu, co mówi przysłowie, nie wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Ale Krkić postawił właśnie na tę, która wiodła pod Stadio Olimpico. Roma wydawała się idealnym kierunkiem. Prowadził ją Luis Enrique, były trener rezerw w Barcelonie. Chciał przestawić Giallorossich na hiszpański styl, a Bojan wydawał się idealnym kandydatem na środek ataku. Grał non-stop, dostał 33 szanse, ale strzelił tylko siedem goli. Hiszpański zaciąg w Romie nie wypalił – odszedł Enrique, odszedł i Bojan.
Jest jeszcze czas...
Powędrował na północ, do Lombardii. W Milanie wiodło mu się jednak jeszcze gorzej. W pierwszym składzie wyszedł tylko dziewięć razy, zdobył tylko trzy bramki. Mówiło się, że w przypadku dużej liczby występów, Milan będzie musiał go wykupić. Dlatego w pewnym momencie, trener po prostu przestał go wystawiać. Kolejny rok spisany na straty.
W Barcelonie nikt nie czekał na swojego „cudownego chłopca” z otwartymi rękami. Byli już inni młodzi, zdolni – Cuenca i Tello. A przede wszystkim Messi, który wygodnie rozsiadł się na tronie i nie zamierzał ustępować trzy lata młodszemu rywalowi. Tym razem Bojan wybrał więc Ajax. W teorii – kolejne doskonałe miejsce do rozpalenia gasnącego blasku. Jak na Eredivisie, Hiszpan był dużym nazwiskiem, potencjalną gwiazdą ligi. Zaczął z przytupem, ale z czasem szło mu coraz gorzej. Na boisku podejmował złe decyzje, nie miał siły przebicia tak ważnej dla napastnika. Miniony sezon skończył z czterema golami i Ajax bez żalu odesłał go z powrotem do Katalonii.
Nie udało się we Włoszech, w Holandii ani w rodzimej Hiszpanii. Teraz Anglia. – Ustaliliśmy już warunki kontraktu, niedługo wszystko dopniemy – poinformował dyrektor sportowy Stoke. Barcelona dalej bawi się w wypożyczenia i jeszcze wierzy, że Bojan przypomni sobie, jak strzela się gole. W końcu ma tylko 24 lata. Drugim Messim już nie będzie, ale nadal może być z niego całkiem niezły napastnik. Chyba, że będzie dalej cofał się w rozwoju i stopniowo zmieniał. Ze złotego chłopca w drewniaka…
Radek Przybysz