21 maj 2015 | Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa

Wściekły Probierz: nam należał się karny, Legii nie

Michał Probierz (na zdjęciu przytrzymywany przez jednego z zawodników) nie mógł pogodzić się z decyzjami sędziów (fot. PAP/B.Zborowski)

Jagiellonia Białystok przegrała na wyjeździe z Legią Warszawa 0:1 w meczu 33. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Trener gości – Michał Probierz – nie mógł pogodzić się z takim rozstrzygnięciem, zarzucając sędziom błędne decyzje w kluczowych momentach. – W takich sytuacjach zastanawiam się nad sensem trenowania – powiedział.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Jedyna bramka padła w doliczonym czasie drugiej połowy. Zdaniem sędziego Pawła Gila w polu karnym ręką zagrał George Popchadze. Arbiter podyktował "jedenastkę, nie zważając na głośne protesty piłkarzy Jagiellonii, a skutecznym egzekutorem okazał się Orlando Sa. Zaledwie dwie minuty wcześniej karnego domagali się goście, ale Gil uznał, że Przemysław Frankowski przewrócił się bez "pomocy" biegnącego obok Bartosza Bereszyńskiego.

– Na tej konferencji powinienem powiedzieć dzień dobry i do widzenia. Widziałem już obie sporne sytuacje w telewizji. Nam należał się rzut karny po faulu Bereszyńskiego na Frankowskim. Natomiast rzut karny absolutnie nie należał się Legii – stwierdził poirytowany Probierz.

– Po meczu rozdzielałem zawodników, aby żaden z nich nie dostał żółtej kartki. Naszemu bramkarzowi Bartłomiejowi Drągowskiemu, po męsku kazałem uciekać do szatni. Zastanówmy się nad sensem polskiej piłki. Sędziowie się szkolą, a i tak popełniają takie błędy. Moją pierwszą myślą po tym spotkaniu było zrezygnowanie z trenerki i zajęcie się np. menedżerką. Po takich decyzjach sędziowskich zastanawiam się nad sensem trenowania – dodał.

Radość piłkarzy Legii (fot. PAP/B. Zborowski)

Zupełnie inny pogląd na to, co wydarzyło się w końcówce miał trener Legii.

– Z mojej pozycji trudno było ocenić sytuację, po której sędzia podyktował rzut karny. Jednak po obejrzeniu powtórek telewizyjnych zgadzam się z arbitrem. Zagranie ręką gracza Jagiellonii było ewidentne i rzut karny został podyktowany prawidłowo. Poprzednia sytuacja w naszym polu karnym, kiedy Bereszyński starł się z Frankowskim była bardzo trudna do oceny. Nawet analizując ją w zwolnionym tempie ciężko jest ocenić czy doszło do kontaktu między zawodnikami. Widziałem wiele podobnych sytuacji i nigdy nie podyktowano rzutu karnego – ocenił Henning Berg.

– To był dobry mecz, o wysokiej jakości i tempie. Przyszło nam się zmierzyć z przeciwnikiem grającym na wysokim poziomie. W pierwszej połowie dominowaliśmy, ale zabrakło bramki. Ciężko utrzymać taki poziom przez cały mecz grając przeciwko klasowemu zespołowi. Jednak mój zespół nie poddał się i przez ostatnie 15 minut walczyliśmy do końca – relacjonował Norweg.

Przed spotkaniem oba zespoły miały po 29 punktów i traciły cztery do Lecha Poznań, który wcześniej pokonał 3:0 Śląsk Wrocław.