Może nie czarna rozpacz, ale na pewno powszechne rozczarowanie zapanowało wśród fanów Lecha Poznań po losowaniu trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Trudno się temu dziwić. Basel to nie tylko lokalna potęga i stały gość w Lidze Mistrzów, ale też zespół, którego kadra pełna jest świetnych, klasowych piłkarzy. Poznajmy ich bliżej.
Nie ma sensu pisać o tym, że Basel od sześciu lat nie oddało nikomu mistrzostwa Szwajcarii. Że od początku XXI wieku co sezon gra w europejskich pucharach. Że w ostatnich latach w Lidze Mistrzów ogrywało m.in. Manchester United, Chelsea, Liverpool, Bayern i Valencię. Że w rankingu UEFA zajmuje 19. miejsce. Przed m.in. Sevillą, Man Utd, Interem i Szachtarem. Po co się dołować?
Sprzedaż? Ależ proszę!
Lepiej przyjrzyjmy się kadrze mistrza Szwajcarii i sprawdźmy, z kim
przyjdzie mierzyć się piłkarzom Lecha Poznań. Bo chociaż wszystkie
osiągnięcia Bazylei w ostatnich latach muszą robić wrażenie, to latem
skład mocno się zmienił i dziś jest już to inna drużyna. Co nie znaczy,
że gorsza.
Przede wszystkim, w letnim oknie transferowym z drużyny odeszło trzech
Szwajcarów, którzy tworzyli jej kręgosłup: środkowy obrońca Fabian
Schaer, środkowy pomocnik Fabian Frei i środkowy napastnik Marco
Streller. Dwóch pierwszych trafiło do niemieckiej Bundesligi (Schaer do
Hoffenheim, a Frei do Mainz), natomiast Streller – wychowanek, legenda i
kapitan Basel – w wieku 34 lat zakończył karierę.
W Bazylei są jednak przyzwyczajeni do sprzedaży kluczowych zawodników i
wiedzą jak odpowiednio ich zastąpić. Przecież w ostatnich latach z St.
Jakob-Park odchodziły takie postaci jak Mohamed Salah, Xherdan Shaqiri,
Granit Xhaka, Ivan Rakitić, Eren Derdiyok czy Yann Sommer. Fani
Bundesligi dobrze znają ich wszystkich. A jednak Basel co roku potrafiło
osiągać jeszcze lepsze rezultaty. Wystarczy wspomnieć półfinał Ligi
Europejskiej w sezonie 2012/13 (po odejściu Shaqiriego i Xhaki) czy 1/8
finału Ligi Mistrzów przed rokiem (po sprzedaży Sommera, Stockera i
Marcelo Diaza).
Pożegnanie z Australią
Nie inaczej jest w tym roku. Ubytki w kadrze załatano transferami Birkira
Bjarnasona, Zdravko Kuzmanovicia i Marca Janko. – Bjarnason, który
przyszedł do za dwa miliony euro z włoskiej Pescary, podczas przygotowań
robił bardzo dobre wrażenie – mówił w rozmowie z WP.pl dziennikarz
"Basler Zeitung", Andreas Schmid.
Kuzmanović to nazwisko znane w europejskim futbolu. Do Basel wrócił
przecież z Interu. Co prawda w Mediolanie był głównie rezerwowym, ale
wcześniej wyróżniał się w niemieckim Stuttgarcie. Zanim wrócił do
rodzinnej Szwajcarii (choć reprezentuje Serbię), był blisko przejścia do
West Hamu.
No i wreszcie Janko – postać niezwykła. Głośno zrobiło się o nim w 2009
roku, kiedy w barwach Red Bulla Salzburg strzelił... 39 goli w 34
ligowych meczach. Co prawda już nigdy nie powtórzył tego wyniku, ale
blisko dwumetrowy snajper wszędzie gdzie grał gwarantował po kilkanaście
goli na sezon. A grał i w Holandii (Twente Enschede), i w Portugalii (FC
Porto), i w Turcji (Fenerbahce i Trabzonspor) i wreszcie w Australii
(Sydney FC). W zeszłym sezonie został królem strzelców tamtejszej A-league.
Cierpliwy 18-latek
Doświadczony Janko nie jest jednak największą gwiazdą w ofensywie
Bazylei. Ten tytuł należy do 14 lat młodszego Breela Embolo. Urodzony w
Kamerunie napastnik, który w Walentynki stał się pełnoletni, jest już na
listach życzeń największych klubów Europy. – I za rok zapewne
odejdzie. W tym sezonie zdecydował się jednak zostać w Bazylei – mówi
Schmid. "France Football" umieścił Embolo na 11. miejscu w rankingu
największych talentów światowej piłki.
Parę napastników ze skrzydeł wspierają błyskotliwi skrzydłowi: bramkostrzelny Albańczyk Shkelzen Gashi i Paragwajczyk Derlis Gonzalez. Ten drugi ma dopiero 21
lat, ale już zdążył zachwycić na tegorocznym Copa America. W ćwierćfinale
w zasadzie w pojedynkę wyeliminował Brazylię. Rozrywał obronę Canarinhos
od 1. do 90. minuty i wykorzystał dwa karne – pierwszego dającego remis i
drugiego na koniec serii jedenastek.
Ameryka Południowa ma w Basel jeszcze dwóch reprezentantów. Obaj to
weterani z Argentyny o słynnych nazwiskach. 32-letni Matias Delgado w
przeszłości był w Bazylei alfą i omegą, ale i dziś odgrywa w drużynie
ważną rolę. Po próbach podbojów Turcji i Bliskiego Wschodu wrócił do
Szwajcarii, gdzie spisuje się najlepiej. Na tyle dobrze, że przejął po Freiu opaskę kapitana. Pięć lat starszy Walter Samuel
gra już coraz rzadziej, ale w zeszłym sezonie zapracował jeszcze na nowy,
roczny kontrakt.
25 procent Lecha
– Nie mam nic przeciwko nowej umowie dla Waltera. Chociaż powinienem
mieć. W końcu sam w tym wieku zakończyłem już karierę – żartował na
konferencji prasowej nowy trener Basel, Urs Fischer. Bo trenera tam też
mają nowego. Już szóstego w ostatnich pięciu latach. Fischer, wybrany
trenerem roku 2014 w Szwajcarii, zastąpił na stanowisku Paulo Sousę,
który odszedł do Fiorentiny.
Choć Fischer przez lata był piłkarzem i trenerem rywala Basel – FC Zurich
– to na St. Jakob-Park nie mają wątpliwości, że odnajdzie się w
największym szwajcarskim klubie. W końcu Christian Gross – trener, który
prowadzil Basel przez dekadę i rozpoczął jego hegemonię – też był "Der
Zuricher".
Pod wodzą Fischera zespół ma grać ładnie, ofensywnie i znowu pokazać się
w Europie. Sam tytuł mistrzowski to za mało, do tego w Bazylei są już
przyzwyczajeni. I chociaż Lech – pierwsza przeszkoda Basel na drodze do
LM – wygląda przy nim jak ubogi krewny, to w Szwajcarii nikt nie jest
przesadnie szczęśliwy z tego losowania. Według "Basler Zeitung" szanse na
awans faworytów wynoszą 75 procent. Lech musi ze swoich 25 proc. wycisnąć
ile się da. Ale najpierw trzeba pokonać Sarajewo.