Nie ma takiego kibica, zawodnika czy trenera, nie ma dziennikarza i okazjonalnego obserwatora meczów polskiej reprezentacji w piłce ręcznej, który wczoraj nie chwytałby się za głowę. Drużyna poniosła klęskę, ale trzeba nauczyć się z nią żyć. Z nowym trenerem możemy walczyć nawet o medal igrzysk w Rio de Janeiro.
Słownikowa definicja słowa "kompromitacja" zdaniem wielu pasuje do tego, co stało się wczoraj w Krakowie, ale mam w sobie wewnętrzny opór przed używaniem podobnych określeń. Dla mnie sportowca kompromituje doping, handel wynikiem czy obstawianie swojej porażki w zakładach bukmacherskich, granie po spożyciu alkoholu. Nie porażka, nawet tak dotkliwa. Wiem, że wielkie nadzieje zamieniły się brutalnie w adekwatne rozczarowanie, sam to czuję. Po takim meczu trudno się podnieść nie tylko zawodnikom. Głowy do góry. Przed piłką ręczną wielkie wyzwania, ale i dobra perspektywa walki o igrzyska oraz rola gospodarza Mistrzostw Świata 2023.
Doskonali Chorwaci
Jest taka zasada, która mówi o tym, że po wypadku samochodowym należy jak najszybciej ponownie wsiąść za kierownicę. Pokonać traumę i strach. Polacy zderzyli się wczoraj z chorwackim TIR-em, wspaniałe przygotowaną i prowadzoną drużyną, mającą w składzie wybitnych zawodników, z Domagojem Duvnjakiem na czele. Nawet w najlepszych latach pięknej ery trenera Bogdana Wenty nie wygrywaliśmy z reprezentacją tego kraju. Rok temu, w Katarze, chorwaccy piłkarze, ale nawet i dziennikarze mieli łzy w oczach. Polska skończyła im pewną erę, zwyciężając w pięknym stylu w ćwierćfinale. Chorwaci rok pałali żądzą rewanżu. Przygotowali przebudowaną drużynę i zagrali wczoraj doskonale. Dlatego dobrze, że nasi mają okazję zakończyć turniej meczem ze Szwecją, niech na koniec pokażą charakter i walczą.
Samokrytyka Bieglera
Naszym nie wychodziło wczoraj nic, za co słusznie odpowiedzialność wziął trener. Ten mecz w soczewce skupił wszystkie problemy kończącej się kadencji Michaela Bieglera. To trener umiejący przygotować zespół fizycznie, szukający rozwiązań, wynajdujący w selekcji ciekawych zawodników. Nikt mu tego nie odbierze.
Jednakowo miał ogromne trudności ze zbudowaniem porozumienia z niektórymi zawodnikami, na boisku liczył tylko na indywidualności. Nie wypracował planu na wypadek nie tak trudnej do wyobrażenia sytuacji, w której zawiodą liderzy i potrzeba będzie słynnych schematów w ataku. Za czasów trenera Wenty mieliśmy ich bez liku, teraz Polacy wyglądali jakby zwyczajnie nie wiedzieli, co robić.
Obnażyli to wczorajsi rywale. Nie przekonywała nawet obrona, na której Biegler się opierał i która była od lat jego alibi. "Na atak przyjdzie czas" – strofował pytających. Podczas przerw dla trenerów nie był jednak w stanie powiedzieć niczego, co odmieniłoby pogorszającą się z każdą chwilą grę biało-czerwonych.
Dokładnie to samo sygnalizowałem rok temu, nawet po sukcesie i podczas wcześniejszych turniejów, mówiliśmy o tym w transmisjach. Był czas na reakcję, starano się selekcjonerowi pomóc. Bieglerowi proponowano współpracę z byłymi reprezentantami, którzy mogli wiele wnieść do życia kadry, oferowano mu współpracę z trenerem przygotowania mentalnego. To żaden wstyd. Tak robią najlepsi.
Niemiec jednak za oferty podziękował. Przegrał boleśnie imprezę, która była celem jego kilkuletniej pracy. Jeszcze sobotni mecz ze Szwedami i wyjeżdża pracować jako koordynator szkolenia w Ugandzie. Szkoda, bo gdyby okazał się bardziej otwarty na ludzi i współpracę, jestem pewien, że ta grupa osiągnęłaby więcej.
Czas walki o Rio
Nikt mi nie wmówi, że nie mieliśmy atutów, by grać w półfinale. Drużyna znakomicie spisała się rok temu, zdobywając trzecie miejsce na świecie. Już podczas naszego, tak perfekcyjnie zorganizowanego Euro, potrafiliśmy zagrać wspaniały mecz z Francuzami. Skład półfinałów jest co najmniej w połowie sensacyjny, odpadliśmy w znakomitym gronie – Francji oraz Danii. Zdajmy sobie sprawę, że reprezentację czeka ewolucja. Kilku starszych zawodników zapowiadało od dawna rezygnację z gry w kadrze po igrzyskach. O ile IHF nie zmieni decyzji, droga do nich jest nadal łatwa. I tego nam wszystkim potrzeba. Występ w Rio jest dziś kluczowy, da szansę odejścia wielkim zawodnikom z podniesionym czołem, a młodszym kolejny, po Katarze, sukces. To wielkie zadanie nowego selekcjonera. Kogoś, kto scali i odbuduje rozbitą po chorwackiej nawałnicy drużynę.
Kto teraz?
Przed prezesem ZPRP, Andrzejem Kraśnickim, kluczowy wybór. Ten zespół potrzebuje trenera, któremu zaufa. Który go wesprze w trudnych chwilach, poprawi taktycznie. Znając naszych zawodników, wierzę w to, że nikt bardziej od nich nie chce medalu w Rio de Janeiro. Wczoraj przegrali. Wielokrotnie jednak udowadniali, że potrafią się odrodzić jak feniks z popiołów, choć prawda, nie po aż tak głośnej klęsce. Używając metafory z języka psychologii sportowej, mimo wczorajszego fatalnego stylu, to jest według mnie wciąż stado lwów. Zranionych, ale silnych i zdolnych do zwycięstw. Potrzebują lwa, który ich poprowadzi. Nie wolno zapominać, że po Rio zacznie się odliczanie do polsko-szwedzkich Mistrzostw Świata 2023. Zadaniem ZPRP i nowego selekcjonera (nazwiskiem z pierwszych spekulacji jest Piotr Przybecki, co byłoby bardzo ciekawym i obiecującym wyborem) będzie ułożenie planu, by za siedem lat przygotować zespół grający o medal.
Dyscyplina mająca możnego i stabilnego sponsora oraz dziewięć lat, w których stała się czwartym sportem w Polsce (!) ma ogromny potencjał. Jeden mecz nie powinien sprawiać, że o tym zapomnimy. Jeszcze będziemy w takich imprezach grać o medale, naprawdę w to wierzę. Tylko trzeba pracy, która da ku temu podstawy.
Maciej Iwański