Wszystko wskazuje na to, że w Rio de Janeiro dojdzie do prawdziwej rewolucji. Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (AIBA) już potwierdziło, że będą to pierwsze od 1980 roku igrzyska, w których pięściarze wystąpią bez kasków. Zmieniony zostanie także system punktacji, a prawdopodobnie dojdzie też do o wiele bardziej szkodliwego precedensu – dopuszczenia do startu z amatorami najlepszych z ringów zawodowych.
– Otrzymaliśmy bardzo silne wsparcie i pozytywne odpowiedzi od krajów członkowskich. Wszyscy są podekscytowani i chcieliby to zobaczyć – stwierdził prezydent AIBA, Wu Ching-kuo, który działania na rzecz tego projektu rozpoczął już w 2006 roku.
W myśl najnowszych ustaleń, zawodowcy mogliby pojawić się już w Rio, jeśli oczywiście zostaliby wyznaczeni przez swój kraj i przebrnęli przez gęste sito kwalifikacyjne. Taką możliwość są gotowi rozważyć czołowi współcześni pięściarze, z Mannym Pacquiao (57-6-2, 38 KO) i Władimirem Kliczką (64-4, 53 KO) na czele.
Reprezentowanie mojego kraju na igrzyskach byłoby zaszczytem. Jak zostanę poproszony, to dlaczego nie? Zrobiłbym wszystko dla mojego kraju.
Rewolucyjny w zamyśle pomysł szefa AIBA tylko na papierze wygląda kusząco. W istocie jest niczym więcej jak przejawem skrajnej desperacji człowieka, który po doprowadzeniu boksu olimpijskiego na skraj przepaści zamierza go z niej efektownie zepchnąć. Długoterminowe konsekwencje związane z tym pomysłem są tragiczne i łatwe do przewidzenia.
Nie jest tajemnicą, że boks w wydaniu olimpijskim zmaga się z wieloma chorobami. Za główną uznano komputerowy system sędziowania, który przyczynił się w ostatnich latach do wielu kontrowersji. Jedną z największych był triumf w Londynie startującego w kategorii superciężkiej Anthony'ego Joshuy, który w drodze do finału dwie walki wygrał minimalnie, a w finale triumfował po ponownym przeliczeniu głosów sędziów, co wzbudziło protesty ekspertów.
Problemem był sam zautomatyzowany, zerojedynkowy system, który tak samo traktował wszystkie ciosy, zarówno te bite z pełną siłą, jak i te taktyczne. W skutek tego często ogłaszano zwycięstwo pięściarskich kunktatorów, którzy u zawodowych sędziów na triumf nie mieliby szans.
Ze złego na gorsze
Na ironię zakrawa fakt, że system komputerowy został przecież wprowadzony jako lek na całe zło. Niejasne i skrajnie subiektywne werdykty sędziów często wprost wiązano z korupcyjną działalnością, a czynnikiem, który przeważył szalę na rzecz zmian, była kuriozalna porażka Roya Jonesa juniora w finale w Seulu.
– Z nowym systemem na pewno nie wywalczyłbym złota. Nie wiem, czy w ogóle załapałbym się do olimpijskiego zespołu, gdyby miał decydować o tym komputer. Moja taktyka opierała się na biciu kombinacji. Sędziowie z małymi urządzeniami w dłoniach nie mogliby za tym nadążyć. Zadałbym pięć czy sześć ciosów i dostał za to jeden punkt – analizował złoty medalista z 1976 roku, Sugar Ray Leonard.
Rewolucja w systemie punktowania to nie jedyne, co zmieni się w porównaniu z IO w Londynie. Olimpijscy bokserzy po raz pierwszy od 1980 roku wystąpią także bez kasków. Tę decyzję AIBA uzasadnia odwołując się do dwóch aspektów – możliwego wzrostu popularności pięściarzy (bez kasków mają być bardziej charakterystyczni) i... obawy o ich zdrowie. W obu przypadkach logiki dostrzec nie sposób.
W ostatnich trzech latach przeprowadzono mnóstwo badań. AIBA przedstawiła dane medyczne i techniczne, które dowodzą, że gdy nie ma kasków, zmniejsza się liczba wstrząśnień mózgu.
Jeśli rzeczywiście AIBA dysponuje takimi badaniami, to czemu w takim razie w Rio kobiety wciąż będą startować w kaskach? To jednak tylko jeden z przykładów rażącej niekonsekwencji w wydaniu tej bokserskiej federacji.
Prezydent organizacji przekonuje, że brak kasków oznacza mniejszą liczbę wstrząsów mózgu i jest pewny, że będzie wiązał się ze wzrostem rozpoznawalności młodych pięściarzy. Za tym pierwszym mają przemawiać nieudostępnione opinii publicznej badania, jednak trzeba sporej wyobraźni, by przyjmowanie w młodym wieku ciosów na nieochronioną głowę uznać za lepsze dla zdrowia.
– Gdy bokser przyjmuje cios na głowę, to jego mózg dosłownie obija się o ściany czaszki – przyznał w rozmowie ze SPORT.TVP.PL dr Maciej Bujko, neurochirurg. Jakimi badaniami podpiera się AIBA, tego nie wiadomo. Pewne jest jedno – konsekwencje będą bolesne, nawet jeśli nie pojawią się szybko. A popularność? Zdobędą ją – tak jak medale – najlepsi, więc trudno uznać zasadność tego argumentu w obliczu planów umożliwienia występu na igrzyskach zawodowcom.
Igrzyska w ramach igrzysk
Bardziej wiarygodnym uzasadnieniem tych zmian wydaje się coś o wiele bardziej prozaicznego – krew. Jej w nowym wydaniu boksu olimpijskiego z pewnością nie zabraknie. Jeśli AIBA nie zdąży przeprowadzić rewolucji w Rio, to zawodowcy pojawią się najpóźniej w 2020 roku podczas IO w Tokio.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, czym mogłoby się zakończyć ringowe spotkanie Władimira Kliczki lub Giennadija Gołowkina z którymkolwiek ze zdolnych dwudziestolatków, choć... sami młodzi pięściarze mają na ten temat nieco inne zdanie.
Muhammad Ali – 20-latek reprezentujący Wielką Brytanię, który dzieli imię i nazwisko z najwybitniejszym bokserem wszech czasów – stwierdził, że zawodowcy mogliby mieć sporo problemów z przestawieniem się z pojedynków trwających 12 rund na trzyrundowe. Czy rzeczywiście? W praktyce jedyna różnica dla zawodowców polegałaby na tym, że nie musieliby rozkładać sił – mogliby bić z maksymalną mocą od pierwszego gongu.
Na krytyczne głosy nie trzeba było długo czekać. Pozytywnie o tym pomyśle wypowiadają się głównie ci, którzy za nim stoją oraz pięściarze zainteresowani udziałem w igrzyskach. Władimir Kliczko – złoty medalista IO z 1996 roku – mógłby wykorzystać okazję i efektowną klamrą spiąć piękną przygodę z boksem. Lennox Lewis uważa, że taki precedens będzie po prostu niesprawiedliwy względem młodych adeptów szermierki na pięści.
Wymieszanie dwóch światów – amatorskiego i zawodowego – jest niedorzeczne. To po prostu dwa różne sporty. Ten pomysł zaburzy dotychczasową hierarchię i zakończy się fatalnie.
I to właśnie aspekt poruszony przez Lewisa wydaje się być w całym zamieszaniu najważniejszy. Zezwolenie zawodowcom na start w igrzyskach może chwilowo ożywić boks olimpijski. Z pewnością dostarczy wielu niezapomnianych nokautów i krwawych widowisk. W dłuższej perspektywie kompletnie zaburzy jednak porządek bokserskiego świata, w którym udział w igrzyskach stanowił ukoronowanie amatorskiej kariery i ostatnie wyzwanie przed przejściem na zawodowstwo.
W Rio wystąpi 250 zawodników (to liczba zatwierdzona przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski). Cztery turnieje kontynentalne, na których będzie można wywalczyć olimpijską przepustkę, zaplanowano na marzec i kwiecień. Pięściarze zrzeszeni w AIBA udział w igrzyskach będą mogli zapewnić sobie podczas majowego turnieju w Bułgarii. Zawodowcy o awans mogliby powalczyć w ostatnim turnieju, który w czerwcu odbędzie się w Baku.
– Miejsca w igrzyskach żaden pięściarz nie otrzyma za darmo – przekonywał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Adam Kusior, przewodniczący komisji trenerskiej AIBA, uczestnik niedawnych obrad organizacji w Manchesterze. W pięciu kategoriach organizatorzy turnieju będą mogli jednak przyznać po jednej dzikiej karcie, więc w teorii wszystko jest jeszcze możliwe, zwłaszcza, że nie można wykluczyć kolejnych zmian w przepisach...
Zestawienie w ringu ludzi, dla których boks jest sposobem na życie z tymi, którzy stawiają w nim pierwsze kroki, może w dłuższej perspektywie zakończyć się jedynie zniechęceniem do dyscypliny młodych atletów. Nie sposób porównać tej sytuacji z udziałem w turnieju olimpijskim na przykład zawodowych koszykarzy NBA. Ich efektowne popisy do pewnego stopnia wypaczają sportową rywalizację, ale puentą nie jest zagrażający zdrowiu i życiu ciężki nokaut.
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart