Antonio Conte od sezonu 2016/17 będzie trenował Chelsea – poinformował w poniedziałek londyński klub. Dla 46-latka będzie to pierwsze w karierze zagraniczne wyzwanie. Pod wieloma względami sytuacja w stolicy Anglii będzie przypominać to, co Conte w 2011 roku zastał w Juventusie. – Głęboko w nim siedzi prawdziwa bestia – przestrzega Andrea Pirlo.
Na krajowym podwórku jest trenerem spełnionym. W 2009 roku wygrał Serie B z Bari, a potem wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej ze Sieną. W 2011 roku objął pogrążony w kryzysie Juventus, który właśnie zakończył sezon na 7. pozycji.
Efekt nowej miotły w Turynie okazał się permanentny. Conte już w pierwszym sezonie sięgnął z Juventusem po mistrzostwo. Uczynił to w niesamowitym stylu, bez choćby jednej porażki. Przesądziła o tym fantastyczna seria z końcówki rozgrywek – z ostatnich 11 meczów jego piłkarze wygrali aż 10, a do wymarzonego zakończenia zabrakło tylko triumfu w Coppa Italia. Tam w finale lepsze okazało się Napoli (2:0), a to spotkanie okazało się ostatnim w barwach Juve dla Alessandro Del Piero.
Atuty mojego Juventusu są zawsze takie same. To organizacja gry, intensywność, pragnienie triumfu i bezgraniczne poświęcenie.
W pierwszym sezonie pracy Conte pokazał imponującą wszechstronność taktyczną. Zaczynał od zmodyfikowanego, ofensywnego wariantu 4-2-4, jednak z czasem przekonał się do systemów 4-3-3 i 3-5-2, które stosował wymiennie. Wszystko za sprawą Andrei Pirlo, który w obu tych wariantach mógł być dyrygentem poczynań Juve w drugiej linii.
Nowy trener powrócił także do włoskiego DNA, które tkwiło u podstaw sukcesów klubu w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Nie uznawał świętości, a największą wartością stali się dla niego zawodnicy, którzy na boisku zostawiali serce i w całości akceptowali jego wizję.
Dlatego do zespołu szybko wkomponowali się sprowadzeni latem Stephan Lichtsteiner, Arturo Vidal i Martin Caceres. Z tego samego względu Conte szybko rozstał się z wspomnianym Del Piero, który nie potrafił pogodzić się z rolą ekskluzywnego rezerwowego.
Tytan pracy
W kolejnym sezonie szkoleniowiec kontynuował rewolucję. Choć na transfery wydano ponad 50 milionów euro, to najlepsze znów okazało się posunięcie wykonane za darmo.
Po Pirlo kolejnym wzmocnieniem drugiej linii okazał się Paul Pogba. Juventus znów zakończył ligę w mistrzowskiej koronie, ale choć wywalczył trzy punkty więcej niż w debiutanckim sezonie Conte, to w Lidze Mistrzów odbił się od ściany – w ćwierćfinale przegrał 0:4 w dwumeczu z Bayernem Monachium.
To właśnie wtedy menedżer zrozumiał, że do nawiązania walki z europejską elitą potrzebuje wielkich nazwisk. Rozsądnie zarządzany Juventus nie mógł spełnić wszystkich próśb. Zespół wzmocnili wprawdzie Carlos Tevez, Fernando Llorente i Angelo Ogbonna, jednak Conte chciał więcej i więcej...
Menedżera broniły wyniki: trzeci sezon zakończył się trzecim mistrzostwem, tym razem z rekordową w historii Serie A liczbą 102 punktów. Kolejnym niepowodzeniem zakończyła się za to próba podbicia LM – tym razem Juventus nie wyszedł z grupy, przegrywając awans w ostatnim meczu na fatalnej nawierzchni w Stambule z Galatasaray (0:1).
Conte według ustaleń wynikających z kontraktu miał pracować w Turynie jeszcze rok, jednak gdy wszystko zostało oficjalnie potwierdzone szkoleniowiec nieoczekiwanie dla wszystkich zrezygnował. Powód był jeden: nieudana próba sprowadzenia Alexisa Sancheza, który zamiast powrotu do Serie A wybrał Arsenal.
Juventus nie ma środków, by rywalizować z największymi w Europie. Kiedy masz w kieszeni 10 euro nie idziesz do restauracji, w której danie kosztuje 100.
Czas brutalnie zweryfikował jego teorię. Massimiliano Allegri bez wielkich nazwisk potrafił z niemal tym samym składem dotrzeć do finału LM już w kolejnym sezonie. Zespół nie stracił przy tym nic z krajowego dominatora, a do czwartego z rzędu triumfu w Serie A dorzucił pierwszy od dwóch dekad Puchar Włoch.
Cała sytuacja pokazuje, że Conte to człowiek, którym rządzą... żądze. Najlepiej wiedzą o tym piłkarze. Niemal wszyscy, których spotkał na swojej drodze, wypowiadają się o nim ciepło, a zdecydowana większość byłaby w stanie skoczyć za nim w ogień.
Bestia z dwiema... żonami
Conte jak mało kto potrafi wykorzystywać emocjonalne komunikaty w docieraniu do zespołu. Piłkarze podkreślają, że jeszcze lepiej niż w taktyce odnajduje się w motywowaniu piłkarzy. – Chcecie mistrzostwa? Musicie pluć krwią po ostatnim meczu! – apelował w trakcie jednego z treningów podczas debiutanckiego sezonu w Juventusie.
W Chelsea pod wieloma względami zastanie podobną sytuację co wtedy w Turynie. Przychodzi do klubu utytułowanego, który ma wielu świetnych piłkarzy, ale jest w kryzysie i w kolejnej edycji europejskich pucharów nie wystąpi. Będzie miał więcej pieniędzy na transfery, ale będzie też potrzebował wielu nowych zawodników, by zapewnić zespołowi wymaganą przez siebie taktyczną wszechstronność.
Przede wszystkim potrzebuje niezbędnych do 3-5-2 "wahadłowych" – zawodników, którzy zapewnią balans pomiędzy ofensywną i defensywą w bocznych sektorach boiskach. Niezbędny będzie też potrafiący rozegrać piłkę stoper – wielu przewiduje, że menedżer wyda wielkie pieniądze, by wyrwać z Turynu dobrze mu znanego Leonardo Bonucciego.
– Kocham Conte, czuję do niego szacunek i podziw, ale jest w nim bestia. Widziałem to oblicze w szatni, gdy schodziliśmy na przerwę prowadząc. Wchodził i rzucał w ścianę butelkami z wodą, ponieważ czuł, że powinniśmy prowadzić wyżej – wspominał Pirlo.
Pomocnik nie może nachwalić się etyki zawodowej byłego trenera. – Antonio chodzi spać o 4 nad ranem, bo całą noc potrafi studiować mocne i słabe strony rywala. Można powiedzieć, że ma dwie żony – Elisabettę i piłkę – dodał.
Przed Conte wielkie wyzwanie, bo włoscy szkoleniowcy w Premier League radzą sobie ze zmiennym szczęściem. Najlepiej poszło Carlo Ancelottiemu, który w pierwszym sezonie pracy z Chelsea sięgnął po mistrzostwo Anglii. Fabio Capello z reprezentacją jednak głównie zawodził, a Claudio Ranieri dopiero w obecnym sezonie – po wielu latach pracy – ma szansę na triumf w lidze.
Sprawę dodatkowo utrudnia fakt, że Conte niezbyt dobrze radzi sobie z angielskim. Potrafi udzielić w tym języku prostego wywiadu, ale z przekazywaniem emocji i docieraniem do piłkarzy może mieć w pierwszych miesiącach problemy. Dlatego pojawiają się głosy, że zamiast włoskiego sztabu szkoleniowego powinien zaufać angielskiemu asystentowi.
– Musi zrozumieć szatnię. Na pewno od jakiegoś czasu intensywnie uczy się angielskiego i będzie przygotowany, jednak obeznany z realiami Premier League asystent może okazać się nieoceniony. Komunikowanie się z piłkarzami w Anglii wygląda zupełnie inaczej niż we Włoszech – przestrzega Paolo Di Canio, który na Wyspach spędził blisko dekadę.
W Chelsea nie będzie miał takiego komfortu jak w Juve. Jeśli Roman Abramowicz wyda wielkie pieniądze na transfery, to nie pogodzi się z piątym miejscem w lidze.
Conte nie uznaje świętości. Potrafi wyzywać piłkarzy od idiotów, by po chwili zupełnie o tym nie pamiętać i ich chwalić. We Włoszech był znany jako martello – młot. Wszystko przez zasady, które obowiązywały zarówno zarabiające miliony gwiazdy, jak i wchodzących do drużyny juniorów. Potrafił przy całym zespole nakrzyczeć na nietykalnego Gianluigiego Buffona, a Vidal nazwał go "człowiekiem, z którym mógłby iść nawet na wojnę".
– Drzwi do mojego zespołu są obrotowe – tak samo szybko jak się tu pojawiliście możecie stąd wylecieć – przestrzegał piłkarzy Juve. Po odejściu ze stolicy Piemontu Conte nie czekał długo na nowe wyzwanie – przejął kadrę, jednak szybko przekonał się, że praca selekcjonera nie jest dla niego.
46-latek to perfekcjonista, który chciałby kontrolować każdy aspekt życia swoich zawodników. Prowadząc reprezentację zderzył się jednak ze ścianą. Kluby Serie A negatywnie zareagowały na jego propozycję dodatkowych zgrupowań dla krajowych piłkarzy w terminach nieprzewidzianych przez UEFA.
Conte targały emocje, kilka razy chciał zrezygnować, jednak koniec końców dał się namówić na wypełnienie umowy. O przedłużeniu dwuletniego kontraktu nie było nawet mowy. Na Euro awansował pewnie, a podczas turnieju finałowego będzie rywalizował z Belgią, Szwecją i Irlandią.
Zdecydowany charakter szkoleniowca poznali także reprezentanci. Mattia Destro noc poślubną zakończył o piątej nad ranem. Musiał... wrócić na zgrupowanie kadry. – Gdyby to ode mnie zależało, to byłby z nami tuż po tym jak pokroił tort – skomentował w swoim stylu Conte. To właśnie granicząca z obłędem miłość do piłki sprawia, że Włoch może zostać w sercach kibiców Chelsea zostać w dłuższej perspektywie godnym następcą Jose Mourinho.
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart