Polski Związek Piłki Siatkowej dokonał kolejnej zmiany prezesa, ale tak naprawdę nie zmienił swoich władz. Władz, nad którym ciąży i będzie dalej ciążył cały szereg pytań dotyczących spraw finansowych. Najważniejsze głosowane wygrał Jacek Kasprzyk – kandydat ustępującego zarządu, dotychczasowy wiceprezes związku i prezes profesjonalnej ligi. Tego chciała wyraźna większość delegatów.
Z sześciu zgłoszonych do wyborów kandydatów, ostatecznie pozostała na placu boju dwójka: Jacek Kasprzyk oraz zdecydowanie bardziej znany szerszej publiczności Witold Roman. Obaj zasiadali w zarządzie poprzedniej kadencji. Ba, Witold Roman był nawet wiceprezesem związku, zanim został nim Kasprzyk.
Ale dziś dzieli ich bardzo wiele. Były reprezentant Polski już w zeszłym roku zaczął przesuwać się w stronę opozycji. Zmiana frontu nie nastąpiła tuż po wybuchu niesławnej afery korupcyjnej, w wyniku której aresztowani zostali dwaj najważniejsi działacze polskiej siatkówki, ale lepiej późno, niż wcale. Witold Roman rozpoczął bój o prezesurę od wygrania wyborów na Mazowszu, gdzie klęskę poniósł między innymi Kasprzyk. Ale ten podniósł się z niej, został wybrany w innym województwie (świętokrzyskim), otrzymał rekomendację zarządu na prezesa i dziś wziął srogi rewanż.
Zwycięstwo Jacka Kasprzyka nie jest zaskoczeniem, może co najwyżej jego rozmiary (63:29), bo już przed wyborami było wiadomo, że popiera go spora część delegatów. Delegatów, którzy czują się związani z obozem władzy w związku, nie chcą zmiany i nie robią na nich wrażenia argumenty opozycji, czy też zarzuty formułowane od wielu miesięcy, a nawet lat pod adresem siatkarskiej centrali.
Ba, nie zrobiły na nich wrażenia nawet dość zdecydowane, jak na świat biznesu, słowa, wypowiedziane publicznie w przeddzień wyborów przez przedstawicieli dwóch niezwykle istotnych dla polskiej siatkówki firm: PKN Orlen i Grupy Azoty. Sponsorzy: związku, a także obu klubów, które zdobyły w tym roku mistrzostwo Polski, chcą bowiem, aby związek działał transparentnie, a jego władze spełniały "wysokie standardy etyczne".
Padło też zdanie, że "istnieje dysonans, pomiędzy poziomem sportowym, a organizacyjnym PZPS".
Te stwierdzenia, wbrew pozorom dość mocne, nie wzięły się znikąd. Spółki wspomagające polską siatkówkę cieszą się oczywiście z sukcesów, swoją drogą ograniczonych niestety do męskiej reprezentacji, ale oczekują najwyraźniej wyeliminowania złych praktyk w działaniach związku. Związku, któremu faktycznie brakuje transparentności, skoro do ostatniej niemal chwili nie chce ujawnić tak prostej rzeczy, jak lista kandydatów na prezesa, a także utajnia przed mediami większą część obrad.
W dodatku selekcjonuje, których dziennikarzy chce, a których nie chce akredytować na zjazd, bo tak trzeba nazwać to, co spotkało redakcję TVP Sport. Sponsorzy słyszą zadawane w przestrzeni publicznej pytania dotyczące finansów władz PZPS i zapewne zastanawiają się, nie oni jedni, czy wszystko w siatkarskiej centrali funkcjonuje tak jak należy.