| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Robert Warzycha ma za sobą bogatą karierę piłkarską, wszak strzelał gole w Premier League i reprezentacji Polski. Jako trener prowadził Columbus Crew i Górnika Zabrze, ale półtoraroczna przygoda z polskim klubem zakończyła się rozczarowaniem. – Obawiałem się o spadek. Dałem sygnał zarządowi, że tak się stanie, jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki. Nikt mnie nie słuchał – zdradził Warzycha w rozmowie ze SPORT.TVP.PL.
Adrian Koliński, SPORT.TVP.PL: – Tęskni pan za Ekstraklasą?
Robert Warzycha: – Oczywiście, że tak. Czas spędzony w Zabrzu wspominam bardzo dobrze, zyskałem tam duże doświadczenie.
– Co było po rozstaniu z Górnikiem? Od razu powrót do USA?
– Nie od razu. Pozałatwiałem prawie wszystkie sprawy i wróciłem w grudniu zeszłego roku. Obecnie trenuję chłopców i dziewczęta w wieku od 9 do 19 lat w Columbus.
– Są jeszcze zaległości ze strony Górnika?
– Słyszałem wypowiedzi prezesa, że klub wywiązał się ze wszystkich zobowiązań wobec mnie, ale niestety to nieprawda. Teraz jest inny prezes, a sprawa wciąż nie została załatwiona. Nie chcę się jednak mówić o szczegółach.
– Przez ostatni rok pojawiła się jakaś oferta z polskiego klubu?
– Nie miałem ofert, ale ta karuzela rozpędza się pod koniec roku. Tak było zawsze.
– Jakby pojawiły się dwie propozycje – z MLS i z Ekstraklasy – którą by pan wybrał?
– Musiałbym się nad tym poważnie zastanowić. W MLS jest dużo większa stabilizacja, ale praca w Ekstraklasie wiąże się z większą odpowiedzialnością za wynik. W USA nie możesz spaść do niższej ligi i gra się tylko o mistrzostwo. Ekstraklasa jest dużo większym wyzwaniem sportowym niż MLS.
– Ale chyba poziom jest wyższy w MLS? Bo świetni zawodnicy wyjeżdżają do USA już nie tylko na emeryturę. Przykład pierwszy z brzegu to Sebastian Giovinco.
– Co do poziomu to zawsze można polemizować. Ale tutaj, w USA, bardzo dużo wydaje się na zawodników, choć wielu z nich najlepsze lata ma już za sobą. Jednak są też tacy, jak wspomniany Giovinco czy Piatti, którzy spokojnie mogliby grać w klubach europejskich z górnej półki. Natomiast polscy zawodnicy, nie tylko ci najlepsi, chcą wyjechać i grać za granicą . Tak było, kiedy ja grałem i tak jest dziś. Każdy marzy, by grać w dobrym klubie zagranicznym i zarobić więcej pieniędzy. To się nie zmieniło.
W MLS jest dużo większa stabilizacja, ale praca w Ekstraklasie wiąże się z większą odpowiedzialnością za wynik
– A jaka jest różnica między MLS a Ekstraklasą pod względem sportowym?
– Przede wszystkim młodzi są dużo lepiej przygotowani do gry w drużynie seniorów. Na korzyść MLS przemawiają też piłkarze, którzy mają wspaniałe kariery i są wzorami dla młodszych. W MLS zaplecze treningowe oraz stadiony są na najwyższym światowym poziomie. Chociaż w Polsce jest już dużo lepiej. Problemem są zaległości finansowe.
– W Górniku piłkarze też nie dostawali pieniędzy na czas?
– Klub zalegał z pensjami, ale udało mi się to tak poukładać, że nie miało to zbyt dużego wpływu na podejście drużyny do codziennych obowiązków. Był to bardzo solidny sezon Górnika, pomimo wszelkich przeciwności z jakimi musieliśmy się zmierzyć.
– Trudniej motywuje się piłkarzy w takich okolicznościach?
– Trener musi znaleźć sposób, by zmobilizować zespół w trudnych sytuacjach, żeby piłkarze myśleli o futbolu, a nie o tym, że nie dostali pensji. To duża sztuka przekonać ich, żeby koncentrowali się tylko na piłce.
– Przed sezonem 2015/2016 dostał pan tymczasowe pozwolenie na prowadzenie zespołu w Ekstraklasie. Jak wygląda dziś sprawa z licencją?
– Mam licencję UEFA A.
– Gdyby więc była propozycja z klubu Ekstraklasy, to trzeba byłoby uzyskać licencję UEFA Pro. Jak wyglądałyby dalsze formalności?
– Musiałbym iść na kurs trenerski. Przed powrotem do Stanów byłem przyjęty na kurs UEFA Pro, ale to około 20 zjazdów, co oznacza, że co miesiąc musiałbym przylatywać do Polski. Wiązałoby się to z dużymi wydatkami, dlatego zrezygnowałem. Jeśli pojawiłaby się propozycja pracy w Polsce, to myślę, że dogadałbym się z Zespołem Kształcenia i Licencjonowania Trenerów PZPN.
– Sprawa Piotra Nowaka pokazała, że można to szybko i bezboleśnie załatwić.
– Tak to wyglądało. Ale tu słowa uznania dla panów od wydawania licencji, że pomogli byłemu reprezentantowi i trenerowi z doświadczeniem i sukcesami. Ja również otrzymałem pomoc przy licencji UEFA A. Uważam, że jest to dobre podejście do tematu, oczywiście z zachowaniem reguł. Dla reprezentantów kraju ta ścieżka może być trochę zmodyfikowana.
– Trenerskiego fachu uczył się Pan w USA. Po rozstaniu z klubem pojawiły się głosy, że w Polsce jest inna mentalność i szkoleniowcy zza oceanu nie nadają się do pracy.
– Też uważam, że to co polskie jest lepsze, ale nie uogólniałbym tego. Dzisiaj chyba nikt nie podważa kompetencji Piotrka Nowaka i jego umiejętności. Wracając do Górnika – dałem sygnał zarządowi, bo to należało do moich obowiązków, że jeżeli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki w kierunku, który wskazałem, to zespół skończy w I lidze. Nikt mnie wtedy nie chciał słuchać. I to pewnie zdecydowało o zwolnieniu, a nie wyniki, bo nie zwalnia się trenera po czterech meczach. Najlepszym przykładem jest Wisła Kraków, która przegrała siedem meczów z rzędu, a później w siedmiu spotkaniach była niepokonana, mimo że trener się nie zmienił.
– Jakie są wspomnienia z Górnika?
– Proszę zwrócić uwagę, że Górnik grał dobrą piłkę. Młodzi wychowankowie byli wprowadzani systematycznie w rundzie dodatkowej. Choć wiedzieliśmy, że będziemy musieli zapłacić za tę "naukę". Kilku zawodników miało za mojej kadencji najlepszy okres w karierze. Madej, Gergel, Kosznik, Grendel i kilku innych. Później już nie prezentowali się tak dobrze.
– Pamiętam też, że najlepsi ofensywni zawodnicy, jak choćby Prejuce Nakoulma i Mateusz Zachara, odchodzili z klubu. Nie było wartościowych następców.
– Nie dotyczyło to tylko ofensywnych piłkarzy, bo odeszli m.in. Olkowski, Steinbors, Łukasiewicz i Augustyn. Problem w tym, że drużyna była systematycznie osłabiana. Właśnie dlatego ta praca była ciężka, ale mimo to miałem dużą satysfakcję.
– Pan Nowak zakwestionował jednak tezę, że trenerzy, którzy uczyli się zawodu w Stanach nie nadają się do Ekstraklasy.
– Piotrek pokazał, że można. I to nie ma znaczenia kogo i gdzie trenuje. Lechia jest w ścisłej czołówce, gra dobrze i cieszę się z tego powodu. Obaj urodziliśmy się w Polsce, znamy kraj i mentalność rodaków od podszewki, więc nie można powiedzieć, że jesteśmy obcy. Rozmawiałem o tym z Piotrem przed jego wylotem do Polski.
Stany Zjednoczone są specyficzne. Niektórym tu się podoba, innym nie. My nie mieliśmy za bardzo wyboru i zostaliśmy
– Też miałem przyjemność rozmawiać z trenerem Nowakiem jak objął Lechię. To człowiek z dużą pewnością siebie, ale – choć tego nie okazywał – miał chyba obawy przed tym wyzwaniem.
– Skoro w Polsce zwalnia się trenerów średnio co dziewięć miesięcy, to trudno nie mieć obaw…
– Ale pan się nie zraził?
– Oczywiście, że nie. Zdobyłem dużo doświadczenia, które zaprocentuje. Na niektóre problemy reagowałbym w inny sposób. Czas jaki spędziłem w Zabrzu zawsze będę wspominał jako jedną z najlepszych przygód w karierze. Szkoda, że sprawdziły się moje obawy, jeśli chodzi o los Górnika. Żałuję, że nie byłem bardziej przekonujący w staraniach o konieczne wzmocnienie drużyny. Pamiętamy jak to się potoczyło. Górnikowi życzę jak najszybszego powrotu do Ekstraklasy. A do rodzimej ligi się nie zraziłem. Wybieram się w styczniu do Polski.
– Przyjazd w sprawach prywatnych czy zawodowych?
– Wiem, że mówi się o różnych rzeczach, ale głównie chodzi o sprawy prywatne. Proszę mi wierzyć.
– Dlaczego został pan w Stanach po zakończeniu kariery?
– Przyjechałem tu z rodziną na cztery lata. Później przedłużyłem kontrakt z Columbus Crew . Chcieliśmy wracać, ale sytuacja rodzinna – przede wszystkim choroba dziecka – zmusiła nas do zostania. Tutaj były bardzo dobre warunki do leczenia. Później dzieci poszły do szkoły i na dobre się zadomowiliśmy.
– Grał pan w Polsce, na Węgrzech, w Anglii i USA. W tym ostatnim kraju jest najlepszy klimat do życia?
– Stany są specyficzne. Niektórym tu się podoba, innym nie. My nie mieliśmy za bardzo wyboru. Tak się złożyło. Natomiast bardzo dobrze wspominam czas na Węgrzech, gdzie spędziliśmy z rodziną dwa lata. Madziarzy są bardzo życzliwi Polakom. Mieszkaliśmy w dwóch różnych miejscach i oba wspominamy bardzo dobrze. Wspaniali ludzie i bardzo fajny kraj. Z kolei Stany Zjednoczone dały nam bardzo dużo. Jedynym mankamentem jest odległość od Polski, bo nie można wsiąść do samochodu i przyjechać w odwiedziny. Każda podróż to poważna wyprawa.
– Na emeryturę wracacie do Polski, czy korzenie w USA są zapuszczone zbyt głęboko?
– Jesteśmy związani z Polską i chcemy odwiedzać przyjaciół i rodzinę jak najczęściej. Wcześniej praca – gdy byłem piłkarzem, a później trenerem – tak mnie absorbowała, że nie było czasu. Sezon się kończył, krótka przerwa i zaczynał się następny. Teraz trochę to się zmieni i będę chciał jak najczęściej widywać nasz kraj. Chyba, że zwiążę się z jakimś klubem, wtedy będę w Polsce o wiele dłużej. Może na stałe...
– Jak były piłkarz zostaje trenerem, to wzoruje się na szkoleniowcach, z którymi pracował?
– Każdy z nas pamięta pierwszych nauczycieli, czy to w szkole, czy w klubie. To były zupełnie inne czasy i inne metody treningowe. Wiele z nich dzisiaj by się nie sprawdziło, ale pewne rzeczy dalej się przydają. Nie mogę być tym, który tylko karci i wymaga od piłkarzy. Zawodnicy powinni rozumieć dlaczego coś robią. Bycie zawodowym piłkarzem to nie tylko przyjemność grania przy pełnych trybunach, ale również ciężka praca na treningach oraz mnóstwo wyrzeczeń i samodyscypliny na co dzień. Tak starałem się postępować w Górniku.
– Jest pan zwolennikiem edukowania?
– Edukacji i egzekwowania dyscypliny. Przynajmniej takie wzorce miałem w klubach zagranicznych. Zawodnik reprezentuje siebie i klub, pracuje na swój i klubu wizerunek 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Profesjonalne podejście do treningu, regeneracja oraz codzienna dieta to nieodłączne elementy życia współczesnego zawodowego sportowca. Przykładem może być wspaniała kariera Roberta Lewandowskiego.
– A którego trenera wspomina pan najlepiej?
– Zazwyczaj trafiałem na dobrych szkoleniowców. Dobry przykład to Andrzej Strejlau. Miałem takie szczęście, że w każdym zespole grałem w pierwszym składzie, o ile byłem zdrowy. Najważniejsze jest jednak to, by w sytuacjach, w których piłkarz nie mieści się w jedenastce, próbował udowodnić swoją wartość. Wtedy dostanie szansę.
Ja jednak nigdy nie narzekałem. Nie było tak, że jakieś treningi mi nie odpowiadały. Widziałem przed sobą piłkę i zawsze chciałem dać z siebie wszystko, czy to były treningi, czy mecze. Może dlatego byłem doceniany przez szkoleniowców, bo nie kalkulowałem – czy to co proponują jest dobre, czy złe.
– Niektórzy piłkarze już za młodu chcą zostać trenerami po zakończeniu kariery. Inni dojrzewają do tej decyzji. A jak było w tym przypadku?
– Pod koniec kariery piłkarskiej zaproponowano mi miejsce w sztabie szkoleniowym i byłem grającym asystentem trenera. Później objąłem pierwszy zespół Columbus Crew, więc była to naturalna kontynuacja przygody z piłką. To najlepszy początek pracy w charakterze trenera.
– Wesołych Świąt i wszystkiego dobrego w nowym roku.
– Życzę panu i odwiedzającym waszą stronę wszystkiego najlepszego z okazji Świat Bożego Narodzenia oraz radości i emocji piłkarskich w 2017.
Rozmawiał Adrian Koliński
Follow @AdrianKoliski