W sobotę w Jekaterynburgu stężenie absurdu osiągnęło zenit. Rano Aleksander Powietkin (31-1, 23 KO) został przyłapany na dopingu, a wieczorem jak gdyby nigdy nic wyszedł do ringu i ciężko znokautował Johanna Duhaupasa (34-4, 21 KO). Rosjanin po raz drugi w 2016 roku znalazł się w centrum dopingowego skandalu.
Plany były ambitne – 17 grudnia rywalem Powietkina powinien być Bermane Stiverne (25-2-1, 21 KO). Stawką pojedynku miało być tymczasowe mistrzostwo świata federacji WBC, a wygrany miał obiecaną walkę z "pełnoprawnym" czempionem Deontayem Wilderem (37-0, 36 KO), który od kilku miesięcy leczy kontuzję.
Sytuacja już wygląda na skomplikowaną, ale to dopiero początek. Całe zamieszanie z "tymczasowym" tytułem to pokłosie dopingowego skandalu sprzed kilku miesięcy. Powietkin miał status obowiązkowego pretendenta i 21 maja 2016 w Moskwie jego rywalem w walce o pas miał być właśnie "pełnoprawny" mistrz Wilder.
Tydzień przed tą datą okazało się, że jeden z testów dopingowych Rosjanina dał pozytywny wynik na meldonium. Pięściarz przyznał się do stosowania tego specyfiku, ale zaznaczył, że zgodnie z regulacjami Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) przestał go używać z końcem 2015 roku, kiedy został wpisany na listę substancji zakazanych.
Sprawa jest trudna do oceny, bo pozytywny wynik przyniosło badanie z 27 kwietnia. Jednocześnie testy z 7, 8 i 11 kwietnia dały wyniki negatywne. Wyjścia są dwa – albo Rosjanie kłamali i Powietkin w jakiś sposób zażywał minimalne dawki meldonium między 11 a 27 kwietnia, albo w jakiś niezwykły sposób w jego krwi pojawiło się nieznaczne stężenie tej substancji będące wynikiem jej "odłożenia się" w organizmie w trakcie poprzednich lat zażywania.
Wilder zrezygnował z przyjazdu do Moskwy, a federacja WBC wszczęła postępowanie wyjaśniające. Okazało się, że stężenie zakazanej substancji w organizmie Rosjanina rzeczywiście było niższe od dozwolonego i wynosiło... 0,07 mikrograma – mniej niż 10 proc. dopuszczalnej od 1 marca dawki. Ostatecznie dano wiarę jego wyjaśnieniom i nie został w żaden sposób pociągnięty do odpowiedzialności.
Zamiast walki w ringu rozpoczęła się batalia sądowa. Promotorzy Wildera pozwali Rosjan o zwrot kosztów przygotowań, żądając także wypłaty pełnej gaży. W sumie to około 5 milionów dolarów. Andriej Riabiński – menedżer Powietkina – odpowiedział absurdalnym kontratakiem. Wystąpił o blisko 35 milionów dolarów za zerwanie warunków kontraktu oraz... oczernianie w mediach.
Meldonium to nie doping. To taka witamina na serce.
Bokserskie środowisko podzieliło się wzdłuż oczywistej linii. Powietkina bronili rodacy – wśród nich mistrzowie świata kategorii junior ciężkiej Denis Lebiediew i Grigorij Drozd. Krytykowali... wszyscy inni. Sam Wilder – choć zrezygnował z największej wypłaty w karierze – wytoczył przeciwko niedoszłemu rywalowi najcięższe działa.
– Mam wielu znajomych, którzy znają się na ludzkim ciele. Według nich jednym ze skutków przyjmowania niektórych zakazanych substancji jest zmiana kształtu głowy. Tylko spójrzcie na Powietkina! Jego głowa wygląda teraz zupełnie inaczej. Gdy sam to zauważyłem, to zacząłem podejrzewać, że musi coś brać – ocenił.
Cyrku część druga
Całość opisanych zdarzeń odnosi się do sytuacji sprzed kilku miesięcy. Gdy opadła burza, Powietkin pozostał głównym pretendentem federacji WBC. Mistrz – Wilder – od lipca leczy kontuzję, więc w oczekiwaniu na jego powrót do zdrowia organizacja do walki z Rosjaninem o "tymczasową" wersję tytułu wyznaczyła drugiego w rankingu Stiverne'a.
17 grudnia – w dniu planowanego pojedynku – prezydent federacji Mauricio Sulaiman poinformował, że w krwi Powietkina wykryto ostarynę – zakazany steryd anaboliczny. W związku z tym organizacja WBC odmówiła usankcjonowania pojedynku, usuwając pas mistrzowski ze stawki, a Stiverne zrezygnował z wyjścia do ringu.
I tu robi się ciekawie, bo gala wcale nie została odwołana. Mało tego – pięściarz z pozytywnym wynikiem testu dopingowego został jej największą gwiazdą! Do ringu wyszedł z nim Duhaupas, który – jak się potem okazało – od kilku dni przebywał w Jekaterynburgu. Dlaczego? Promotor Riabiński tłumaczył w mediach, że obawiał się "prowokacji ze strony agencji antydopingowych", które miały doprowadzić do odwołania walki ze Stivernem. W związku z tym wcześniej dogadał się z 35-letnim Francuzem, który odegrał w tym wypadku rolę pięściarza na telefon.
Skalę absurdu potęguje fakt, że dopingowa wpadka Powietkina wyszła na jaw w związku z udziałem pięściarza w programie "Czysty Boks" (Clean Boxing Program). To akcja prowadzona przez organizację WBC od maja 2016 roku w porozumieniu z VADA (Dobrowolne Stowarzyszenie Antydopingowe). W ramach tego programu pięściarze są zobowiązani do wyrywkowych testów 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku. Tych, którzy nie biorą udziału w programie, federacja WBC wykreśla z rankingów.
Jednak udział w tym programie jest dobrowolny, a jeśli pięściarz nie chce się tej wyrywkowej kontroli poddać, to nikt nie może go do tego zmusić. Nie mogą go także spotkać w związku z tym żadne konsekwencje – wciąż może bez przeszkód walczyć o równie prestiżowe w bokserskim świecie tytuły organizacji WBA, IBF czy WBO.
Powtórka z rozrywki
Okoliczności sprawy są zdumiewające. W oficjalnym oświadczeniu władze WBC poinformowały, że test z pozytywnym wynikiem przeprowadzono 6 grudnia. Trzeba wyjątkowej naiwności by wierzyć, że promotorzy Rosjanina nie wiedzieli o tym wcześniej – gdyby tak było, to nie ściągaliby do Jekaterynburga z kilkudniowym wyprzedzeniem Duhaupasa, bo i po co?
Czym jest sama ostaryna, którą wykryto we krwi Powietkina? Tym razem nie jest to "witamina dla serca", tylko steryd anaboliczny, który pomaga w budowaniu czystej masy mięśniowej. Zwiększa również siłę i wytrzymałość ścięgien i stawów oraz pomaga w ich regeneracji. Dla 37-letniego Rosjanina mogła być naturalnym substytutem zażywanego do niedawna meldonium, bo jest trudna do wykrycia, a organizm szybko się jej pozbywa.
Nie podano stężenia substancji we krwi pięściarza. Wiadomo jednak, że wychodzenie do ringu z nasterydowanym rywalem to niebezpieczeństwo. Duhaupas za kilkaset tysięcy dolarów przyjął propozycję. Nie zdążył zostać nawet zważony... W ringu trzymał się dzielnie do ostatnich sekund szóstej rundy, kiedy to został ciężko znokautowany.
To była wyjątkowa sytuacja. Czy groźna? Pewnie tak, ale zdecydowaliśmy, że warto zaryzykować.
Francuz po wszystkim trafił do szpitala, ale nie odniósł poważniejszych obrażeń. Znacznie bardziej bolesne mogą okazać się konsekwencje – federacja WBC może wykreślić Duhaupasa z rankingu. Na razie pewne jest jedno – Wilder pozostanie mistrzem tej organizacji, a sprawa Powietkina znów zostanie gruntownie zbadana. Tym razem tłumaczenia strony rosyjskiej w żaden sposób nie brzmią sensownie...
– Nie wiem jak ta substancja dostała się do mojego organizmu... Myślę, że Stiverne w ogóle nie chciał walczyć. To było dla mnie jasne od samego początku – stwierdził Powietkin. Riabiński przekonywał z kolei, że musiało dojść do jakiejś podmiany próbek.
Do akcji wkroczył sam Don King. Wiekowy promotor reprezentuje interesy Stiverne'a i już zapowiedział pozew. – On jest wstydem dla boksu. Był łapany na dopingu przed dwoma kolejnymi pojedynkami, w których miał boksować o pasy WBC. Sprawiedliwość musi zwyciężyć... Nie wiem, co się dzieje z rosyjskimi sportowcami, ale ktoś musi coś z tym zrobić – ocenił 85-latek.
"Tylko w Ameryce!" ("Only in America!") – w ten charakterystyczny sposób King zwykł oceniać niezwykłe wydarzenia w świecie boksu. W tym przypadku można przyjąć wersję "tylko w Rosji", bowiem trudno wyobrazić sobie inny kraj, w którym walka z dopiero co złapanym na dopingu pięściarzem doszłaby do skutku w tak pokręconych okolicznościach.
Niesmaku nie ukrywał także długoletni czempion WBC, Witalij Kliczko. – Powietkin stracił wiarygodność w oczach kibiców. Boks to czysty sport, a nie rywalizacja na lepsze sterydy czy lepszy doping. To fatalna sytuacja dla całej dyscypliny i jej wizerunki w mediach – przyznał.
Jeśli jakimś cudem Powietkin tym razem wytłumaczy się ze stosowania sterydu anabolicznego, to dopingowy smród i tak będzie się za nim ciągnął do końca kariery. Fakty i słowa samego zainteresowanego potwierdzają przecież, że do stycznia 2016 roku bez problemów sięgał po meldonium, nad czym wszyscy zdają się przechodzić do porządku dziennego.
Lek, który powinno stosować się w przypadkach chorób układu krążenia i niedokrwienia mózgu, w Rosji w środowisku pięściarzy funkcjonował jako "witamina", a nie środek dopingujący. I być może to jest w tym całym zamieszaniu najbardziej przerażające...
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart