Czemu przed transferem do Legii potrzeba badań psychologicznych? Dlaczego szkoda mu Prijovicia? I czemu 4:8 z Borussią dało Legii więcej niż 3:3 z Realem? O tym wszystkim (i nie tylko) porozmawialiśmy z Pablopavo. Zapraszamy na pierwszą część obszernego wywiadu ze znanym muzykiem, wielkim fanem sportu i wiernym legionistą.
Radosław Przybysz, SPORT.TVP.PL: – Zdążyłeś kupić koszulkę Prijovicia?
Pablopavo: – Na szczęście nie. Ale nadal uważam, że to świetny piłkarz. Piłkarz, którego się dobrze ogląda, a takich lubię najbardziej. Podjął taką, a nie inną decyzję, trudno. To tylko kolejny dowód na to, że wszystkie opowieści o przywiązaniu do barw klubowych skończyły się w latach 90.
– Akurat on nigdy nie ukrywał, że jest raczej piłkarskim obieżyświatem.
– Ale całowanie herbu było, wiesz jak jest. Trochę mnie tylko zdziwił kierunek. Gdyby poszedł na przykład do Bundesligi, to nikt by nie miał pretensji. A myślę, że spokojnie odnalazłby się w średniaku ligi niemieckiej czy francuskiej, a potem mógłby spróbować jeszcze wyżej. Bardzo żałuję tej decyzji właśnie również ze względu na niego. Szkoda chłopa.
– Pytam o niego, bo chciałbym się dowiedzieć, co sądzisz o piłkarzach, którzy publicznie wymuszają odejście z klubów?
– Niepotrzebnie nas to dziwi. Jeżeli parę lat temu uznaliśmy, że w piłce nie liczy się nic poza pieniędzmi, to mamy tego konsekwencje i to w obie strony. Przecież kluby też czasami zsyłają niepotrzebnych albo starszych piłkarzy do "klubów kokosa". Wracając do zachowania Prijovicia – to nieeleganckie, a w jego przypadku wręcz głupie. Nie przyniosło mu to nic fajnego, a do tych mitycznych Chin i tak nie poszedł. Trafił do PAOK-u, czyli zespołu słabszego od Legii. Pewnie pensja jest wyższa. Pytanie, ile z niej zobaczy.
– Wcześniej jednym z twoich ulubieńców był Ondrej Duda. Gdy odchodził do Herthy, stwierdziłeś, że "Legia rozpieściła jego i Michała Żyrę". W tym klubie rozpieszcza się piłkarzy?
– Klub powinien zapewniać swoim piłkarzom stuprocentowe wsparcie i możliwość skupienia się tylko na grze. Tak jak jest na Zachodzie. Nie muszą sobie niczego kupować, niczego załatwiać. Klub robi za nich wszystko. I tak też jest w Legii. Ale z drugiej strony trzeba wymagać. A tu, zwłaszcza w przypadku młodych piłkarzy, dużo uchodziło na sucho. Może nie przechodzili obok meczów, ale nie było widać pełnego zaangażowania. Jak Jacek Magiera grał w piłkę, to mógł grać dużo gorzej od Dudy, ale nie można było powiedzieć, że odpuszczał. Co do Żyry, uważam, że dobrze mu zrobi transfer do Anglii, gdzie nikt się nie będzie z nim cackał. Bo talent ten chłopak ma niesamowity, ale jak w wieku 19 lat wskoczył na pewien poziom, to przez kolejne trzy lata grał tak samo. A tak się nie da. Jak chcesz być wielkim piłkarzem, musisz być jak Lewandowski. Być lepszym z roku na rok.
– Wróćmy do dzisiejszej Legii. Należysz do tej części kibiców, którzy uważają, że strata 24 goli w grupie była kompromitacją?
– Wręcz przeciwnie. Kompromitacją był tylko pierwszy mecz z Borussią. Byłem wściekły, bo ten mecz był przegrany już w szatni, to było widać. Wyszli, żeby dostać jak najniższy wymiar kary. Za to pomysł, żeby w Dortmundzie wyjść na wymianę ciosów był super. Załóżmy, że broniliby się cały mecz. Przegraliby 0:2. Kto na świecie by o tym napisał? Nikt. A tak to wszędzie trąbiono: "co za szalony mecz, 12 goli, zwroty akcji", itd. Więcej, uważam nawet, że marketingowo ten mecz dał Legii więcej niż remis u siebie z Realem. Po prostu to większy news. A zajęcie w tej grupie trzeciego miejsca uważam za bardzo duży sukces.
– Jak to możliwe, że Jacek Magiera w tak dużym stopniu i tak krótkim czasie odmienił piłkarzy, którzy wcześniej kopali się po czołach?
– To głównie kwestia psychologii. Po pierwsze, Hasi ich nie szanował. Jeden z zawodników Legii powiedział, że Hasi mógł ich nie lubić, ale on ich po ludzku nie szanował. Ale konflikt na linii trener-drużyna to jedno. Tam też chyba był konflikt wewnątrz drużyny. Ten tego nie lubił, ten z tym nie gadał, itd. Magiera jakoś to ogarnął, pewnie z pomocą Vukovicia. Poukładał też zespół taktycznie, na każdego rywala miał jakiś pomysł. Ryzyko zatrudnienia faceta, który prowadził drużynę w trzeciej lidze i pół roku w pierwszej, było ogromne. Ale jako legionista jestem na razie przeszczęśliwy, bo trudno sobie wyobrazić bardziej legijnego trenera.
– Faza grupowa LM dla Legii powinna stać się normą?
– Byłoby świetnie, ale najwięcej zależy od eliminacji. A od sezonu 2018/19 znowu ma być trudniej. Mówiąc krótko, bogaci nie chcą się dzielić. A przecież przykład choćby Legii pokazuje, że warto się jednak otworzyć, że mogą być szalone mecze. Ile można oglądać dwumecze Bayern – Atletico? Czasem się zastanawiam, czy kibiców Atletico nie nudzi, że w sezonie grają po osiem razy z Realem. Czy te derby im tak samo smakują? Ale ja w ogóle jestem piłkarskim hipisem. Najbardziej chciałbym pucharów jak w latach 70. – drabinki pucharowej od pierwszej rundy, bo to gwarantuje najwięcej niespodzianek. Niestety, wszystko zmierza ku superlidze największych krajów.
– To był najlepszy rok dla Legii od...
– Od 1995 roku.
– To zasługa prezesa?
– Albo prezesów. A też chyba szczęścia i splotu korzystnych czynników.
– Team Bodek czy Team Miodek?
– Team Legia. Wiem, że to chyba niemożliwe, ale najlepiej jakby panowie się dogadali. Obaj mają różne wady i różne zalety i świetnie się nimi balansują. W sensie sportowym i marketingowym Leśnodorski to najlepszy prezes Legii od kiedy pamiętam. Owszem, popełnia błędy. Ale każdemu klubowi w Polsce życzyłbym prezesa, który popełnia takie błędy, że klub wygrywa ligę, gra w Lidze Mistrzów i ma budżet dwa razy większy od największego rywala. Można się zżymać na zatrudnienie Hasiego. Sam dostałem po tyłku, bo długo go broniłem. Dzisiaj wiem, że się myliłem. Ale gdyby nie było Hasiego, nie byłoby Odjidji-Ofoe i Moulina.
– Oni zapewniają tę efektowność, na której brak narzekałeś za czasów Czerczesowa?
– Oni plus Rado, Gui i ktoś z przodu. Kiedy tych kilku jest w najwyższej formie, Legia gra pięknie. A po to przychodzi się na stadion, piłka nożna ma być rozrywką. Oczywiście przychodziłbym nawet jakby Legia grała w czwartej lidze, ale nie oszukujmy się – kibice oglądają Legię dla Ljuboji, dla Odjidji, dla Guilherme. A nie – z całym szacunkiem – dla Arka Gmura. Chociaż to zły przykład, bo jego już nikt nie pamięta.
– Nie dla Borysiuka.
– Tak. I nie dla Jacka Góralskiego. Oczywiście doceniam i szanuję tych piłkarzy, oni też są niezbędni, ale nie oni przyciągają ludzi na trybuny. W Legii na takiego pracusia wyrasta Michał Kopczyński. On haruje z tyłu, żeby z przodu mogli czarować Odjidja i Radović. Były jakieś plotki, że ci dwaj się nie lubią. Wojtek Kowalczyk – chociaż dzisiaj to nie najlepsza postać do cytowania – powiedział kiedyś, że dobry piłkarz z dobrym piłkarzem zawsze się zrozumieją na boisku. Nie muszą się lubić żeby ze sobą grać. Jak mają wysokie umiejętności, to będą sobie podawać. Byliby idiotami, gdyby sobie nie podawali. A ani jednego, ani drugiego nie mam za idiotę. Zresztą Odjidja w ogóle mnie zadziwił. To mądry gość albo ma mądrych doradców. Też przecież mógłby naciskać na transfer, po meczach w Lidze Mistrzów spokojnie znalazłby klub np. we Francji. A tak pewnie przedłuży kontrakt, dostanie podwyżkę i za pół roku odejdzie. Ale wszyscy będą zadowoleni, a jego transfer to może być rekord Ekstraklasy. Spokojnie może pójść za siedem milionów euro.
– W sparingach niepokoi brak goli. Nie obawiasz się, że po odejściu Nikolicia może z tym być problem?
– Gdyby został Prijović to bym się nie obawiał. Ale rzeczywiście takiego napastnika jak Nikolić w historii Legii nie było dawno. On na trzy sytuacje dwie wykorzystywał. Nawet Svitlica nie miał takiej skuteczności. To straszna kalka językowa, ale Niko miał fantastycznie ułożoną nogę. Strzelał tam gdzie chciał. To jakiś fenomen. I dobrze, że klub pozwolił mu odejść, bo on spłacił wszystkie długi jakie miał wobec Legii. Jestem pewien, że zostanie w sercach kibiców na lata.
– On też obrał dziwny kierunek.
– Czemu? W Chicago żyje się bardzo sympatycznie. Liga Mistrzów pokazała, że on chyba nie odnalazłby się w mocnej europejskiej lidze. A liga amerykańska nie jest słaba. Jest po prostu inna. Słyszałem opinie, że jej poziom jest niższy od polskiej pierwszej ligi. To bzdura.
– Kończąc temat tych, którzy odeszli: Bartosz Bereszyński. Poradzi sobie we Włoszech?
– Nie wiem. Kiedyś dałbym sobie rękę uciąć, że poradzi sobie Rafał Wolski... Moim zdaniem Bereszyński ma papiery, żeby sobie poradzić. Nie wiem, czy akurat w Serie A, bo tam obrońca przede wszystkim ciągle musi bronić, a on najlepiej czuje się z przodu. Gdyby nie kontuzje, to w ogóle mógłby być w innym miejscu, bo tak naprawdę z ostatnich trzech lat grał rok. Ale gdy był zdrowy, to na swojej pozycji był najlepszy w Ekstraklasie. Życzę mu jak najlepiej, bo to fajny chłopak.
– Byłeś sceptyczny wobec powrotu Radovicia.
– I biję się w pierś. On jako pomocnik miał dużą wadę – bardzo rzadko się wracał. I w kilku pierwszych meczach po powrocie było tak samo. Ale potem okazało się, że w wieku 32 lat jeszcze można się rozwinąć. Zaczął się cofać, pomagać w obronie po stracie. Widać to zwłaszcza na stadionie, gdy nie ogranicza cię kamera idąca za akcją. Mogę tylko odszczekać swoje słowa, bo Radović z ostatniej rundy był chyba najlepszym jakiego widziałem.
– A jaki był w ogóle najlepszy piłkarz Legii jakiego oglądałeś?
– Ljuboja, Odjidja, Dziekanowski, Pisz... I Jacek Zieliński.
– A najgorsi?
– Najbardziej wkurzali tacy, po których się najwięcej spodziewałeś. Typu Inaki Descarga, czyli facet, który rozegrał kilkadziesiąt meczów na poziomie Primera Division. A przyszedł do Legii, zagrał w kilku meczach, kopał się po czole, złapał kontuzję i tyle go widzieli. Nacho Novo, Arruabarrena... Z tego tzw. truskawkowego zaciągu bardzo żałuję Cabrala. Świetny piłkarz, który w Polsce grał na połowę możliwości. Byli też tacy zawodnicy, którzy nie bardzo mieli umiejętności, ale w swoim czasie byli w Legii potrzebni: wspomniany Arek Gmur, Julek Kruszankin, który nie skakał do główek, tylko stawał na palcach. A grał w reprezentacji Polski. Są też zawodnicy zapomniani, np. Jacek Cyzio. Z meczów z Sampdorią wszyscy pamiętają Kowalczyka, a tak naprawdę on mógł wtedy błyszczeć, bo świetnie grał Cyzio. Wielu było piłkarzy zapomnianych... Marnych niestety też wielu.
– Nie wszyscy się też po prostu nadawali do Legii i do Warszawy.
– Tak, najnowszy przykład to Masłowski, który moim zdaniem jeszcze będzie dobrze grać w piłkę. On się po prostu nigdy nie nadawał do klubu tej wielkości. Tak jak Piotr Giza. Czasem brakuje porządnego przebadania psychologicznego przed transferem. Giza był świetny technicznie, ale przez trzy lata nigdy nie był w centrum Warszawy. Raz, gdy inaczej pojechał do domu, to się potem dziwił co to za palma w środku miasta.
– Porozmawiajmy jeszcze o twoim kibicowaniu. Chodzisz na każdy mecz przy Łazienkowskiej?
– Na tyle na ile się da. Mam karnet, ale w tym sezonie z połowy meczów nie widziałem, bo taką mam pracę. Nie mogę nie pojechać na koncert, bo idę na mecz. Ale kiedy mam wolne, to zawsze staram się być. Mam swoją ekipę, z którą chodzimy na Legię od wielu lat. Nazywamy się, żartem "Ultrasi trzeciego wieku".
– Bohater piosenki "Warszawa wschodnia" jeździ za Legią po całym kraju. Jeździłeś tak jak on?
– Nie, nigdy nie byłem w ekipie wyjazdowej. To jest już wyższa szkoła jazdy, a tym bardziej w latach 90., czyli okresie mojego najbardziej zaawansowanego kibicowania. Wtedy, żeby jeździć na wyjazdy, trzeba było... umieć pewne rzeczy. Tak to nazwijmy.
Pablopavo (właściwie Paweł Sołtys) – polski muzyk, wokalista i autor tekstów. Członek zespołu Vavamuffin, laureat Paszportu Polityki. Nagrał 12 płyt, w tym 5 solowych. Kolejna ukaże się w tym roku. Grabaż z zespołu Pidżama Porno nazwał go "najlepszym polskim songwriterem". Wychowany na Stegnach i Grochowie, od dziecka kibic Legii. Nie rozstaje się z czapką z wizerunkiem Kazimierza Deyny.