Latem 2014 roku Andrzej Pluta wyjechał z żoną Justyną i synami – Andrzejem juniorem i Michałem – do Hiszpanii. Celem wyjazdu była koszykarska edukacja chłopców, którzy najpierw trafili do Estudiantes Madryt, a dziś grają w młodzieżowych drużynach Realu Betisu Sewilla. Były wybitny reprezentant w rozmowie ze SPORT.TVP.PL opowiedział m.in. o potencjale synów, rodzinnych meczach i planie powrotu do Polski.
W ostatni weekend Andrzej Pluta junior pokazał się z bardzo dobrej strony w Adidas Next Generation Tournament w Coin, cyklicznym turnieju juniorów dla czołowych klubów Europy. Dzięki jego akcjom w końcowych sekundach, Betis wygrał z Bayernem Monachium i Ciboną Zagrzeb.
Adrian Koliński, SPORT.TVP.PL: Andrzej Pluta junior ma większy potencjał niż ojciec w jego wieku?
Andrzej Pluta: – Oczywiście, że tak. Powiedziałem to już po tym jak zadebiutował w lidze ACB i podtrzymuję tę opinię. Przede wszystkim ma lepsze warunki fizyczne – 190 cm wzrostu (przy 182 cm Pluty seniora – przyp. red.), większy zasięg ramion, do tego większe umiejętności techniczne. Jeśli jednak chodzi o rzut, to musi pracować, żeby mnie dogonić. Ostatnio nawet przegrał w naszym wewnętrznym konkursie, ale z każdym dniem jest lepszy. Pamiętajmy też, że jest młodym chłopakiem, bo za cztery miesiące skończy dopiero 17 lat.
Andrzej junior ma dużo większy wachlarz zwodów ode mnie. Uczył się ich od najmłodszych lat
– O jakim konkursie mowa?
– Na "trójeczki" (śmiech). Pięć pozycji po pięć rzutów. Kto trafi więcej, ten wygrywa. Ostatecznie Andrzej senior wygrał, ale tylko jednym punktem. To pokazuje, że junior ma spory potencjał.
– Oglądałem ostatnie mecze młodzieżowego Betisu i faktycznie Andrzej junior przewyższa ojca w umiejętności panowania nad piłką.
– Bez przesady, nie mam problemu z panowaniem nad piłką (śmiech). Ale faktycznie Andrzej ma dużo większy wachlarz zwodów, których się uczył od najmłodszych lat. W zasadzie to uczy się ich cały czas. Po to jesteśmy w Hiszpanii, żeby jego repertuar był jak największy. Jeśli chodzi o mnie, to kiedy 30 lat temu zaczynałem grać w kosza, nie było takich możliwości, ale dzięki pracy doszedłem bardzo wysoko. A moi synowie stawiają krok po kroku w kraju, gdzie jest najlepsza liga w Europie.
– Jaka jest nominalna pozycja Andrzeja juniora – rozgrywający czy rzucający obrońca? Bo oglądając spotkania można się pogubić.
– Można powiedzieć, że gra na jedynko-dwójce, czyli tzw. "combo guard", czyli łączy obie te pozycje.
– W Polsce trochę głośniej zrobiło się o Andrzeju po turnieju w Coin, a jak ocenia pan umiejętności Michała?
– Michał jest dwa lata młodszy i troszkę się różni od Andrzeja, który jest bardziej fizycznym zawodnikiem. Zawsze lubił grać kontaktowo, umiał kreować sobie pozycje, natomiast Michałowi na hiszpańską koszykówkę brakuje "ciała". Umiejętności ma spore, ale jest szczupły, dopiero dojrzewa i trzeba poczekać aż nabierze odpowiedniej sylwetki. Ale cieszymy się z żoną, bo nie możemy mieć zastrzeżeń do jego umiejętności. Też gra na "jedynce'" lub "dwójce", ma dobry przegląd boiska, radzi sobie z rozgrywaniem, potrafi uruchomić kolegów i wypracować im wolne pozycje. Gra w drużynie kadetów i najważniejsze, że ciężko pracuje. Gorzej jakby już teraz miał dobre warunki, a nie byłby zdolny. Potrzeba tylko cierpliwości i pokory. To jest podstawa w sporcie młodzieżowym, a później zawodowym.
– Synowie nie mają lekko – musieli nauczyć się języka, chodzą do szkoły, trenują i grają mecze. W jaki sposób znajdują jeszcze czas na konkursy z ojcem?
– Kiedy tutaj przyjeżdżaliśmy, wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Praktycznie mają wyjęte 12 godzin z doby. O 7:30 zawożę ich do szkoły, po powrocie mają 45 minut na odpoczynek, później dwie godziny korepetycji, czyli odrabiają lekcje i uczą się języka, a od razu po korepetycjach zostają na trzy lub cztery godziny treningu, czyli wracają do domu o godz. 21:30. Wiadomo, że harmonogram jest napięty, ale jak jest chwila wolnego to idziemy pograć czy porzucać całą rodziną. Najwięcej wspólnie pracujemy w wakacje. Gdy Andrzej i Michał mają ferie, odwiedzamy salę i trenujemy – dużo rzucamy, poprawiamy technikę, dopracowujemy różne detale. Wszystko na luzie, rodzinnie, ale zawsze z koszykówką.
– Dziś Sewilla, a gdzie widzicie synów za – powiedzmy – pięć lat?
– Nie myślimy tak. Po zdobyciu przez Andrzeja mistrzostwa Polski U-14 z WTK Włocławek, chcieliśmy dać synom możliwość pracowania na najwyższym poziomie europejskim. Wiedzieliśmy, że nasi synowie nie są zawodnikami, którzy mają 210 cm i będą przebierali w ofertach z kontynentu, bo na takich koszykarzy jest największy popyt. Andrzej i Michał, mimo że w Polsce pokazali duże umiejętności, w Hiszpanii musieli je udowadniać od nowa. Przyjechaliśmy na Półwysep Iberyjski, żeby pracować i pokazać swoją wartość. Po dwóch i pół roku to się udało, chłopaki zrobili duży postęp, ciężko trenowali. My – rodzice – ich wspieramy, bo, tak jak wspomniałem, tych zajęć jest bardzo dużo. A gdzie ich widzę w przyszłości? Oczywiście wraz z żoną życzymy im, żeby byli lepsi ode mnie i zrobili jeszcze większą karierę. Fajnie gdyby mogli grać w lidze hiszpańskiej, ale zdaję sobie sprawę, że rywalizacja jest bardzo silna. Cała Europa chce grać w Hiszpanii. Na razie skupiamy się na ciągłym rozwoju. Zobaczymy, co będzie jak przejdą cały cykl młodzieżowej koszykówki i wejdą w wiek seniora.
– Andrzej i Michał nie mieli chwil zwątpienia? To młodzi chłopcy, a tu nagle nowe otoczenie, tyle obowiązków…
– Jesteśmy koszykarską rodziną. Kiedy jeszcze grałem, wszystko było podporządkowane pode mnie, dzieci to widziały i rosły w tej świadomości. Tym bardziej cieszymy się z żoną, że Andrzej i Michał mają pasję. Tą pasją jest koszykówka. Oczywiście, że mają chwile zwątpienia, bo nie zawsze wszystko w meczach wychodzi dobrze, nie zawsze jest się w odpowiedniej dyspozycji na treningu i nie zawsze dostaje się dobre oceny w szkole. Ale po to tutaj jesteśmy, żeby ich wspierać, żeby czasami powiedzieć dobre słowa, a czasami dać reprymendę. Nie jest łatwo, ale zdają sobie sprawę, że to ich jedyna droga, żeby spróbować koszykówki na europejskim i światowym poziomie.
– Synowie odziedziczyli po ojcu talent do ciężkiej pracy?
– To jest podstawa. Do sukcesu dochodzi się przez ciężką pracę, a do tego musi dojść dużo pokory. To jest moje zdanie i przekazuję te wartości moim dzieciom. Mówię im, że muszą trenować czy to teraz, czy jak będą seniorami. Nigdy nie można spocząć na laurach. Wpajam im, że najważniejsza jest etyka pracy. Jak ludzie cię zapamiętają, tak będą o tobie mówić. I to jest najważniejsze. Tego nie da się kupić. Sam tego doświadczam. Przez całą karierę byłem profesjonalistą, starałem się robić wszystko jak najlepiej i dawać z siebie tyle, ile mogę. Kiedy teraz słyszę, że Pluta zostawiał serce na parkiecie, jest to bardzo miłe.
– W autobiografii "Andrzej Pluta. Z dystansu" można przeczytać o tym, jaki narzucił pan sobie reżim treningowy – codziennie oddawał pan kilkaset rzutów. A jak jest z tym po zakończeniu kariery?
– Mówiłem, że dla moich synów koszykówka jest największą pasją. Ale ze mną i z żoną jest tak samo. Faktycznie rzucałem przed treningiem, po treningu, na świeżości, na zmęczeniu. Powtarzam to jak mantrę i będę wciąż powtarzał, że ciężka praca jest jedyną drogą, żeby wejść na najwyższy poziom. Teraz podchodzę do tego bardziej na luzie. Na przykład gramy takie rodzinne mecze. Ja z żoną kontra Michał z Andrzejem – dwa na dwa. Rywalizacja jest spora...
– Kto zazwyczaj wygrywa?
– Ostatnio rozegraliśmy chyba siedem meczów i jest 4:3 dla nas. Spotkania są wyrównane, ale zobaczymy jak będzie w przyszłym roku. Szybkościowo już nie nadążam za Andrzejem, ale nadrabiam rzutem z dystansu (śmiech).
Powtarzam to jak mantrę i będę wciąż powtarzał, że ciężka praca jest jedyną drogą, żeby wejść na najwyższy poziom
– Jak z pana karierą trenerską?
– Odbyłem dwa staże trenerskie w Hiszpanii, a teraz pracuję z drużyną młodzików w Sewilli – jestem asystentem i pracuję w tej roli od września. Mam ambicje trenerskie i zawsze mnie ciągnęło do koszykówki młodzieżowej. Przez rok miałem klub "Pluta Basket" w Radzionkowie, ale zabrakło mi ludzi, którzy by mi w tym pomagali i musiałem zamknąć ten rozdział w moim życiu. W pracy z młodzieżą się spełniam i nabieram doświadczenia.
– A seniorska koszykówka?
– Po zakończeniu kariery zawodniczej, pracowałem w mojej szkółce, później dwa lata jako asystent w Anwilu, a teraz jestem asystentem w drużynie Betisu do lat 14. Więc mam już doświadczenie, a poza tym zawsze uważałem, że każdy trener powinien przejść tę drogę – od młodzieży do seniorów.
– Jakie plany na najbliższą przyszłość?
– Do końca tego sezonu będziemy w Hiszpanii, na wakacje jedziemy całą rodziną do Polski, a później chłopcy wracają, a my zostajemy już w kraju. Teraz jestem na takim etapie, że chciałbym pracować z młodzieżą w dobrej akademii, która szkoli od podstaw. Aby dawać dzieciakom szansę, a później, w wieku juniora, wprowadzać ich do naszej ligi.
– Czyli to koniec hiszpańskiej przygody?
– Wracamy z żoną na Śląsk, mamy dom w Radzionkowie. Od początku mieliśmy plan: jeśli dzieci po trzech latach się usamodzielnią, będą dobrze mówić po hiszpańsku, będą sobie dawać radę w szkole i poznają kraj, my wrócimy do Polski. Oczywiście będzie ciężko, bo nasza rodzina jest ze sobą bardzo związana. Najpierw wszystko było podporządkowane pode mnie, a teraz pod dzieci. Przede wszystkim zależy nam na tym, żeby chłopcy mieli dobre warunki i żeby mogli robić to, co kochają na najwyższym poziomie. Sport jest taką dziedziną życia, że nie można za dużo zakładać. Niech się na razie bawią koszykówką, tyle że z poważnym podejściem, a czas pokaże, co z tego wyjdzie.
– Są już jakieś oferty z Polski?
– Nie, na razie nie mam żadnych planów. Myślę tylko o tym, żeby wrócić do domu, a później zobaczymy, jak się wszystko ułoży. Oczywiście chcę pracować na poważnie, ale jeszcze nie wybiegam w przyszłość.
– Śledzi pan mecze Polskiej Ligi Koszykówki?
– Oczywiście. Staram się oglądać jak najwięcej meczów, zwłaszcza Anwilu. Ostatnio w lidze zespół z Włocławka przegrał w Krośnie, ale uważam, że Miasto Szkła to bardzo dobry zespół, szczególnie w meczach u siebie.
– Czyli sentyment do Anwilu pozostał?
– Jasne. Kibicuję Anwilowi, ale oglądam też inne mecze, nie tylko w naszej lidze. Od trzech lat obserwuję koszykówkę hiszpańską, najlepszą w Europie ligę ACB, także rozgrywki młodzieżowe, spotkania EuroCup i Euroligi. Kibicuję Adamowi Waczyńskiemu, ostatnio spotkaliśmy się nawet w Maladze. Niedługo potem jego Unicaja pokonała Real Madryt, a więc jest kolejny polski akcent.
Rozmawiał Adrian Koliński
Follow @AdrianKoliski
TRWA 29 - 32
Toronto Raptors
TRWA 18 - 33
Golden State Warriors
TRWA 24 - 23
Orlando Magic
TRWA 41 - 43
Portland Trail Blazers
TRWA 45 - 31
P. 76ers
TRWA 54 - 53
Phoenix Suns
104 - 98
Houston Rockets
109 - 113
Brooklyn Nets
2:00
Minnesota Timberwolves
17:00
Gran Canaria
18:30
Hapoel Tel Aviv
17:45
FC Barcelona
23:00
Sacramento Kings
23:00
Charlotte Hornets
23:00
New York Knicks
23:30
Miami Heat