Washington Wizards po raz pierwszy od 1979 roku sięgnęli po triumf w Southeast Division. Zwycięstwo przypieczętowali w środę, pokonując na wyjeździe Los Angeles Lakers. Czarodzieje mogą w tym sezonie powetować sobie nieudane poprzednie rozgrywki, w których nie awansowali do fazy play-off.
– Mieliśmy bitwę wodną w szatni – powiedział roześmiany Bradley Beal po zwycięstwie nad Lakers. Radość zawodników z Waszyngtonu nie może dziwić. Po rozczarowującym poprzednim sezonie posadą za słabe wyniki zapłacił trener Randy Wittmann. Koszykarze byli głodni sukcesu. Zwłaszcza Beal i John Wall, którzy zostali sprowadzeni do stolicy po to, by Czarodzieje bili się o coś więcej niż tylko awans do fazy play-off.
Złe miłego początki
Nowy szkoleniowiec Scott Brooks nie miał jednak łatwego przywitania z Waszyngtonem. Zespół grał zdecydowanie poniżej oczekiwań i rozpoczął sezon od ośmiu porażek w dziesięciu meczach. Pesymiści zaczęli przewidywać, że Wizards stracą kolejne rozgrywki. Tym bardziej, że problemy ze zdrowiem mieli Wall i Beal, a wyłączony z gry był zmiennik Marcina Gortata – Ian Mahinmi.
– Nawet, kiedy przechodziliśmy przez trudny moment nie zwiesiliśmy głów. Nie obwinialiśmy się wzajemnie i systemu gry. Po prostu wykonywaliśmy swoją robotę – stwierdził trener.
Kluczowy dla losów Wizards był przełom 2016 i 2017 roku. Wtedy drużyna w 32 spotkaniach dała się pokonać tylko siedem razy i wymazała z pamięci niepowodzenia.
– Trener wprowadził nowy system, który zaczął funkcjonować. Zaczęliśmy wierzyć w siebie i w to, co możemy osiągnąć – stwierdził Otto Porter Jr., który rozgrywa najlepszy sezon w karierze.
Pod wodzą Brooksa zespół doskonale spisuje się w ofensywie. W styczniu i lutym Czarodzieje zanotowali 23 spotkania, w których zdobyli 100 i więcej punktów. Swoją siłę pokazują też w czwartych kwartach spotkań. Idealnym przykładem, jak zespół Gortata potrafi odrabiać straty był środowy mecz z Los Angeles Lakers. Ostatnią kwartę koszykarze ze stolicy wygrali 37:13.
Wszystko zmieniło się po przyjściu nowego trenera. Kultura gry wygląda zupełnie inaczej. Jesteśmy wielką rodziną. Zwycięstwo czy porażka jest zawsze efektem pracy całej drużyny.
Gortat królem zbiórek
W Waszyngtonie jest wielu zawodników, którzy słyną z gry ofensywnej. Pod wodzą Brooksa swoje średnie punktowe poprawili Wall, Beal, Porter i Markieff Morris. Siłą rzeczy nieco rzadziej piłkę w ataku dostaje Gortat, który oddaje najmniej rzutów od sezonu 2010/2011. Wtedy w pierwszej części rozgrywek był jeszcze zmiennikiem Dwighta Howarda w Orlando Magic.
Polak wyróżnia się jednak w innych statystykach. Jest zdecydowanie najlepszym zbierającym zespołu, a w całej NBA wyprzedza go tylko dziewięciu koszykarzy. Wśród nich m.in. tacy dominatorzy strefy podkoszowej jak Hassan Whiteside, Andre Drummond czy Anthony Davis. W rękach łodzianina ląduje blisko co piąta piłka, którą ma szansę zebrać.
33-latek znajduje się też na trzynastym miejscu w klasyfikacji double-double. Gortat miał 35 występów, w których zaliczał "podwójne zdobycze". Współpracę z polskim centrem chwali sobie również Wall.
Nawiązać do sukcesu Bullets
Liderzy Washington Wizards nie ukrywają, że chcą nawiązać do osiągnięć z 1979 roku. Wówczas drużyna występowała pod nazwą Washington Bullets i uległa w finale Seattle 1:4. Wtedy też w sezonie regularnym po raz ostatni zanotowała ponad 50 zwycięstw.
– Słyszeliśmy już: "wygrajcie 50 meczów, naciskajcie na pierwszą i drugą drużynę w Konferencji Wschodniej". Robimy, co w naszej mocy – stwierdził Beal.
Odważniejszy jest lider Czarodziejów. – Widzę nas w finałach konferencji – przyznał Wall.
Dla losów rywalizacji w fazie play-off istotna będzie końcówka sezonu zasadniczego. Zespół Gortata jest aktualnie na trzecim miejscu. Wizards muszą oglądać się nie tylko na prowadzących Cleveland Cavaliers i drugich Boston Celtics, ale też goniących ich Toronto Raptors.
Jeśli drużyna z Cleveland pozostanie na pierwszym miejscu, to ewentualny spadek na czwartą pozycję będzie oznaczał, że Wall i spółka będą mierzyć się z mistrzami NBA już w półfinale konferencji. To może sprawić, że marzenia będzie trzeba odłożyć na później...
Następne