Z dala od kibiców, kamer i należnemu wydarzeniom podobnej rangi zgiełku, doszło do "najlepszego meczu, którego nikt nie widział". Po przeciwnych stronach parkietu stanęli m.in. Michael Jordan, Larry Bird, Magic Johnson i Charles Barkley. Popisy "Dream Teamu" z igrzysk w Barcelonie można będzie podziwiać w poniedziałek od 20:10 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji.
14 meczów, 14 zwycięstw, a najskromniejsze – w finale przeciwko Chorwacji – różnicą 32 punktów. Rok 1992, rok igrzysk olimpijskich w Barcelonie, to czas, który po latach wspomina się jako narodziny "najlepszej drużyny w historii". Dream Team zdominował turniej koszykarski jak nikt wcześniej i nikt potem. Nic dziwnego: selekcjoner Chuck Daly miał do dyspozycji tuzin graczy na niewyobrażalnym poziomie, którzy wśród przybyszów z Angoli, Portoryko czy Niemiec wyglądali jak z innego świata. Emocje? Nie stwierdzono.
"Wszystko co piękne"
Te schowały się... na treningach. Wśród starć mniej i bardziej intensywnych, wewnętrznych konkursów wsadów i rzutów za trzy, zabawach z piłką i bez, znalazło się miejsce na wyjątkowy sparing. 22 lipca 1992 roku, na koniec obozu przygotowawczego w Monte Carlo, dziesięciu najlepszych koszykarzy świata podzieliło się na dwie drużyny: niebieską i białą. Zabrakło tylko leczących lekkie urazy Clyde'a Drexlera i Johna Stocktona.
Poza nimi – śmietanka. Michael Jordan i Scottie Pippen z Chicago Bulls, którzy właśnie po raz drugi zdobyli mistrzostwo NBA. David Robinson z San Antonio Spurs, czyli czołowy zbierający i najlepszy blokujący ligi. Karl Malone (Utah Jazz), Chris Mullin (Golden State Warriors), Patrick Ewing (New York Knicks) i Charles Barkley (Philadelphia 76ers) – znakomici strzelcy i gwiazdy swoich zespołów. No i, oczywiście, wielcy bohaterowie lat osiemdziesiątych: Magic Johnson (Los Angeles Lakers) i Larry Bird (Boston Celtics), wielokrotnie wybierani wcześniej najbardziej wartościowymi zawodnikami kolejnych sezonów. Wszystko to uzupełnione przez... Christiana Laettnera z uczelni Duke, który zajął miejsce zarezerwowane dla zawodnika z ligi akademickiej. Magiczna dziesiątka.
W hali nie było kamer, nie było też tłumu reporterów. Był za to, na szczęście, Jack McCallum, dziennikarz "Sports Illustrated", który dwie dekady później spisał wspomnienia tamtego niezwykłego lata w książce "Dream Team". I choć przygotowana przez niego opowieść "kosz po koszu" nie stwarza pola do skomplikowanych analiz, relacje samych zawodników nie pozostawiają wątpliwości, że nie była to zwykła gierka treningowa...
– To najlepszy mecz, w jakim kiedykolwiek grałem – wspominał po latach Jordan. – Wszystko, co piękne w koszykówce, znalazło odzwierciedlenie w tym właśnie starciu. To było spełnienie wszelkich wyobrażeń o rywalizacji graczy z Galerii Sław.
McCallum poświęcił wielkiemu meczowi cały rozdział. Wynika z niego, że zespół Magica Johnsona rozpoczął od prowadzenia 7:0. Że prowadził w pewnym momencie nawet dziewięcioma punktami, a z minuty na minutę coraz więcej było kłótni, wzajemnych prowokacji i obrażania. Przodował oczywiście Jordan.
Od stanu 21:20 "Biali" nie oddali prowadzenia, wygrywając ostatecznie 40:36. Najlepszy koszykarz w historii przyznał potem, że spora w tym zasługa... Laettnera. – Ktokolwiek miał go w zespole, przegrywał. Był zdecydowanie najsłabszym ogniwem – wspominał.
Bycie "najsłabszym" nie przeszkodziło młodej gwieździe NCAA w zdobyciu 10 punktów – z lepszym dorobkiem spotkanie w zespole "Niebieskich" zakończył tylko Barkley...
Nagranie z tego słynnego spotkania to dla kibiców koszykówki "Święty Graal". W obiegu jest tylko kilkuminutowa wersja, uzupełniona wspomnieniami uczestników...