Jednym z najbardziej charakterystycznych sportowców w Pjongczangu będzie milioner Shaun White. "Latający pomidor" czerpał nauki od Tony'ego Hawka, zmierza po trzeci złoty medal, a kolejny start planuje już podczas... letnich IO. Aż trudno uwierzyć, że w dzieciństwie miał duże kłopoty zdrowotne.
Błyskawicznie wykryto u niego wadę, jeszcze przed pierwszymi urodzinami przeszedł trzy operacje na otwartym sercu. Skomplikowane i niebezpieczne dla życia niemowlaka zabiegi pozwoliły całkowicie usunąć wadę. Po latach stał się symbolem dla wielu dzieci i ich rodziców.
– Wstępne diagnozy były takie, że będę miał "niemrawe" serce i dotkną mnie ograniczenia. Pokonując je stałem się sportowcem z krwi i kości. Choroba zaszczepiła we mnie walkę od początku życia. Jestem wdzięczny lekarzom, bo wykonali wtedy kawał dobrej roboty. Gdy słyszę o dzieciach, które zmagają się z tym zwyrodnieniem, staram się służyć swoim przykładem. Wyszedłem z tego i cieszę się, że mogę budzić nadzieję – opowiada.
W górskich pejzażach zakochał się kilka lat później. Wspólne wycieczki z rodzicami i rodzeństwem (ma brata i siostrę) obudziły w nim pasję, która po latach stała się sposobem na życie i źródłem milionowych dochodów. Wtedy jednak nie mogli pozwolić sobie na spanie w luksusowych kurortach - matka była kelnerką, a ojciec pracował fizycznie. Rodzina kupiła używany samochód dostawczy i tam nocowała u podnóża gór.
W drużynie z Tonym Hawkiem
Mając siedem lat po raz pierwszy wygrał serię lokalnych zawodów snowboardowych. Jeździł również na deskorolce i został zauważony przez Tony'ego Hawka. Legendarny amerykański skater dostrzegł w nim talent. Ich drogi połączyły się, a kilka lat później "Latający Pomidor" (pseudonim zawdzięcza burzy rudych włosów) sięgał już po wiele prestiżowych nagród.
Na śniegu radził sobie jeszcze lepiej. Jako 16-latek został najmłodszym w historii mistrzem USA w snowboardzie. Był o co najmniej dziesięć lat młodszy od konkurentów. Gdy stał na podium, to zamiast szampana w dłoni miał... wodą gazowaną.
Media nie mogły nachwalić się młokosa, wspominając o "wdzięcznym stylu jazdy i nadprzyrodzonych umiejętnościach".
Dominator na igrzyskach olimpijskich i ekstremalnych
Od 2003 roku zaczął starty w X-Games, czyli w igrzyskach sportów ekstremalnych. Do tej pory zgromadził aż 13 złotych medali, triumfując sześć lat z rzędu. Nie miał sobie równych w slopestyle'u i superpipie.
Na igrzyskach olimpijskich zadebiutował w Turynie. W halfpipie zdobył złoty medal, choć w kwalifikacjach był bliski odpadnięcia z zawodów. W finale uzyskał 46.8 punktów, a drugi Amerykanin Danny Kass osiągnął 44.
Pozycję obronił cztery lata później w Vancouver. Już w pierwszym przejeździe uzyskał znakomity rezultat, a w drugiej próbie osiągnął jeszcze więcej. Zjazd ukończył "Tomahawkiem", czyli Double McTwistem 1260. Otrzymał notę 48.4, ustalając nowy rekord igrzysk olimpijskich.
Do Soczi jechał w roli faworyta i wydawało się, że tylko kataklizm może odebrać mu miejsce na podium. I dramat się zdarzył, głównie przez warunki pogodowe. Najpierw problemem była mgła, która ograniczała widoczność. Potem spadł śnieg z deszczem i pokrywa stała się nieprzyjemna. Pomimo dwóch błędów uzyskał notę 90.25, ale był dopiero na czwartym miejscu.
W Pjongczangu 31-latek ponownie ma włączyć się do walki o najwyższe laury. W konkurencjach snowboardowych stawka jest wyrównana, a w halfpipie to zawodnik z Kolorado ma być najlepszy.
Kolekcję powiększy w Tokio?
Wielce prawdopodobne jest, iż z igrzyskami olimpijskimi rozstanie się tylko na dwa lata. Ma w planach start w Tokio w 2020 roku. Szansa pojawiła się, gdy Międzynarodowy Komitet Olimpijski postanowił do programu włączyć nowe konkurencje. Jedną z nich będzie jazda na deskorolce.
W Japonii zobaczymy skaterów rywalizujących w dyscyplinach Park i Street. Pierwsza z nich odbędzie się na tradycyjnych skateparkowych przeszkodach, a druga na przeszkodach naturalnych stworzonych przez drobną lub średnią architekturę. Sędziowie oceniają efektowność ewolucji zawodników. Wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej punktów.
– Udział w skateboardingu będzie wymagał ode mnie treningu i przypomnienia zagadnień technicznych, ale nie powinno to być trudne wyzwanie. Na razie skupiam się wyłącznie na Korei Południowej, ale mam już w planach wybudowanie skateparku przy domu, by móc zacząć regularne treningi po Pjongczangu – skomentował.
Milioner z renesansu
White należy do najbogatszych sportowców, których zobaczymy podczas ZIO. Jest związany umowami z kilkunastoma sponsorami. Jego roczne przychody szacuje się na ponad 10 milionów dolarów. W zestawieniu magazynu Forbes znalazł się w gronie sportowców o największym potencjalne marketingowym. Jego majątek szacuje się na ponad 45 milionów.
Znakomicie radzi sobie także w innych dziedzinach życia. Ma szereg biznesów, w tym m.in. projektowanie męskiej linii ubrań. – W ten szczególny sposób wyrażam siebie, styl i pokazuję, kim naprawdę jestem – opowiada.
Grywał także jako gitarzysta w zespole muzycznym "Bad Things". Rockowa kapela wydała w 2014 roku debiutancki album. Ma talent aktorski i za sobą udział w kilku produkcjach. Wystąpił m.in. w kasowej komedii "Friends with Benefits", a także był bohaterem filmu dokumentalnego "Don't look down".
Nazwisko użyczył grze komputerowej, w której gracze wcielali się w rolę zawodnika, próbując sił na desce w Alasce, Japonii i na stokach Park City. Za przygotowanie projektu odpowiadał zespół deweloperski Ubisoft.
Mógł liczyć na wsparcie Red Bulla. Firma wybudowała specjalnie dla niego najnowocześniejszy obiekt treningowy na świecie warty milion dolarów. Zapewniła zawodnikowi świeże dostawy śniegu przez cały rok oraz transport helikopterem z każdego miejsca na świecie.
Ból wpisany w ryzyko
Nieodzownym elementem sportów ekstremalnych są ryzyko i bolesne kontuzje. White przekonał się o tym dobitnie w ubiegłym roku, gdy podczas treningów w Nowej Zelandii uderzył głową o zeskok. Miał pokiereszowaną twarz, a na śniegu zostały ślady krwawienia. Portal Yahoo Sports opublikował nagranie przedstawiające ten przerażający upadek. Konsekwencje były przykre. Błyskawicznie został przetransportowany helikopterem do szpitala, a tam założono mu 62 szwy.
– Obrażenia były dość poważne, ale szybko doszedłem do zdrowia. Większy uszczerbek był w psychice. Jeśli chodzi o gotowość do jazdy, to wszystko jest już w porządku. Niestety blizny przypominają mi o tym doświadczeniu. Nigdy nie krwawiłem aż tak bardzo – wspominał z grymasem i zapowiedział, że w Pjongczangu kibice ponownie zobaczą ewolucje, które przejdą do historii snowboardu.