W Liverpoolu tak dobrze nie było od czterech lat. Klub z północno-zachodniej Anglii najpewniej zakończy sezon w czołowej czwórce Premier League, wciąż walczy o triumf w Lidze Mistrzów. Wszystko to w dużej mierze za sprawą jednego człowieka – Mohameda Salaha.
The Reds po raz ostatni na poważnie liczyli się w walce o jakieś istotne trofeum przed czterema laty… Gdy w Liverpoolu grał jeszcze Luis Suarez. W sezonie 2013/14 zawodnicy prowadzeni przez Brendana Rodgersa zajęli drugie miejsce w Premier League – do wyprzedzenia Manchesteru City zabrakło tylko dwóch punktów, ale wydawało się, że na Anfield wreszcie zaczęły wiać bardziej korzystne wiatry… Nic bardziej mylnego, po sezonie Urugwajczyk odszedł do FC Barcelona, a w angielskim klubie wszystko wróciło do złej normy.
Teraz z Liverpoolem ponownie trzeba się liczyć – wprawdzie nie ma realnych szans na odrobienie straty do Manchesteru City, ale zawodnicy Juergena Kloppa stoją przed olbrzymią szansą, by wyeliminować Obywateli w Lidze Mistrzów. Nadzieje na sukces złożą w nogach Mohameda Salaha – odkrycia sezonu, kupionego tanio, pominiętego w przeszłości przez inny angielski klub. Kim jest Egipcjanin?
Odrzucony przez Mourinho
Nim Salah trafił do Liverpoolu, miał za sobą angielski epizod w Chelsea. To właśnie ten klub ściągnął go z Basel i dostrzegł w nim potencjał… Mowa dosłownie o "klubie", bo to samo nie dotyczyło już trenera The Blues w tamtym czasie – Jose Mourinho.
Portugalczyk w dwóch sezonach – Salah przyszedł do Londynu w styczniu 2014 roku i grał tam do czerwca 2015 roku – postawił na młodego Egipcjanina ledwie dziewiętnaście razy, a w większości wypadków zawodnik wchodził na murawę z ławki rezerwowych. Efekt był mizerny, co sprawiło, że Mohamed opuścił Chelsea, aby grać na wypożyczeniu – najpierw w Fiorentinie, później w Romie. Nie był to pierwszy wypadek, w którym Mourinho wyraźnie się pomylił, pochopnie oceniając młodego piłkarza. W przeszłości zrobił tak w wypadku między innymi Kevina de Bruyne czy Daniego Carvajala.
Wyrwany ze szponów armii
Salah miał problemy w ojczyźnie – w 2014 roku upomniało się o niego wojsko. Przebywał w Europie dzięki udziale w programie edukacyjnym, który został jednak wycofany przez egipskiego ministra szkolnictwa wyższego. Dlatego miała go czekać obowiązkowa służba wojskowa…
W kamaszach miał spędzić od roku do trzech lat – to oczywiście znacznie utrudniłoby mu kontynuowanie piłkarskiej kariery. Sytuacja była tym bardzie zaskakująca, że w owym czasie występował już w reprezentacji kraju. Między innymi dzięki temu udało się załagodzić całą sytuację – niesmak jednak pozostał.
Lepsze czasy we Włoszech
Na spokój – prywatny i sportowy – Salah mógł liczyć dopiero w Rzymie. Okres spędzony na wypożyczeniu we Fiorentinie był lepszy niż w Chelsea, ale nie chciał zostawać w klubie – choć wypożyczenie miało trwać półtora roku, Egipcjanin odmówił dalszej gry dla zespołu z Florencji i latem 2015 roku trafił do AS Roma, najpierw na wypożyczenie za 5 milionów euro, aby w rok później zostać definitywnie wykupionym przez klub ze stolicy Włoch za 15 milionów.
Do statusu gwiazdy rzymskiego zespołu sporo jednak brakowało. Salah był graczem groźnym, ale nierównym – na murawie często znikał, był niewidoczny lub nieefektywny. Nie pomagał Luciano Spalletti, który naciskał, aby Egipcjanin częściej przebywał bliżej bocznej linii boiska. Gra ofensywa rzymian była zresztą oparta nie na nim, ale na Edinie Dzeko.
Potencjał do wyzwolenia
Juergen Klopp jest mistrzem, jeśli chodzi o wyszukiwanie mniej znanych graczy i "uwalnianie" ich potencjału – najlepszym przykładem Robert Lewandowski, który pod jego okiem wdarł się do czołówki światowych napastników. Niemiec wyczuł okazję, wiedząc, że Salah może być o wiele lepszy na boisku.
Liverpool zapłacił za Egipcjanina latem 2017 roku 42 miliony euro (kwota może wzrosnąć jeszcze do 50 milionów). Nie wszyscy kibice rozumieli ten ruch, ale w kilka miesięcy od transferu ściągnięcie Salaha można oceniać jako jeden z najbardziej udanych ruchów w zeszłym roku – 29 goli w Premier League i 6 w Lidze Mistrzów, tak wygląda jego dorobek… to więcej niż uzbierał ogółem przez trzy lata gry we Włoszech – na Półwyspie Apenińskim zdobył bramkę trzydzieści cztery razy.
– Po dobrym sezonie w Romie, był naprawdę zainteresowany Liverpoolem, więc uwzględniliśmy go w zadaniach naszych skautów – mówił na temat Egipcjanina w rozmowie ze "spox.com" asystent trenera Liverpoolu Peter Krawietz. – Jego największymi zaletami jest mieszanka szybkości zagrożenia pod bramką. Od czasu, gdy go obserwowaliśmy, strzelał gola co dwa mecze – dodał.
Recepta Kloppa
– Oglądaliśmy go w reprezentacji narodowej, aby zrozumieć, na jakiej pozycji radzi sobie najlepiej i jak wpasuje się do naszego systemu gry – wyjawił Krawietz. – Ma również silną osobowość. Choć jest strzelcem, gra dla zespołu, broni, tworzy sytuacje innym. Przeprowadziliśmy świetny transfer – zakończył.
Klopp dał Salahowi na murawie większą swobodę. Nadal zaczyna większość akcji z prawej strony boiska, ale schodzi do środka, kiedy mu się podoba. Bywało zresztą, że Niemiec decydował się na ustawianie Egipcjanina na pozycji środkowego napastnika – coś, o co trudno byłoby u Spallettiego. "Przyklejony" do skrzydła staje się nieefektywny, przede wszystkim z uwagi na słabszą prawą nogę i instynkt raczej strzelca niż asystującego.
Niemiec sprawił, że Salah stał się najważniejszą postacią w ofensywie Liverpoolu – to on jest podstawowym zawodnikiem odpowiedzialnym za zdobywanie bramek, a gra toczy się wokół niego. Dużo bardziej zdaje mu się też odpowiadać Premier League, w której atakujący mogą liczyć na więcej miejsca aniżeli w Serie A, znanej z dużo niżej ustawionych linii obronnych zespołów.
Czy Liverpool wytrzyma?
Cel The Reds od 28 lat jest niezmienny – wrócić do bycia na szczycie w Anglii. Obecnie zdobycia mistrzostwa kraju dla wielu ludzi związanych z klubem byłoby nawet cenniejsze niż wygranie Ligi Mistrzów. Żeby realnie myśleć o tytule, Liverpool nie może sobie pozwolić na powtórzenie błędu z 2014 roku.
Gdy byli o włos od mistrzostwa w 2014 roku, sprzedali najważniejszego piłkarza i oddalili się od celu. Jeśli chcą zdobyć mistrzostwo po raz pierwszy od 1990 roku, nie mogą sobie pozwolić o stratę kolejnego piłkarza tej rangi – Salah musi zostać.
Tyle że o to nie będzie łatwo, bo po napastnika ustawi się tabun chętnych, gotowych zapłacić wielkie pieniądze. W Egipcie Salahowi wieści się nawet transfer do Realu Madryt, od czego nie odcina się selekcjoner Hector Cuper. Cena może zresztą dodatkowo wzrosnąć…
Na mundial po sławę
Los był dla Egipcjan łaskawy – na mistrzostwach świata w Rosji zagrają w stosunkowo łatwej grupie A. Rosną więc szanse na jeszcze większy sukces niż sam awans wywalczony po raz pierwszy od mundialu w 1990 roku. Wszystko w ich nogach…
Szczególnie Salaha – zdecydowanie najważniejszej postaci w kadrze. Pierwszy awans na mistrzostwa świata od 28 lat nie bez przypadku zbiega się w czasie z wybuchem formy napastnika. Egipt stać na awans z grupy – zdecydowanie większą renomą cieszą się tylko Urugwajczycy, ale nawet oni powinni być w zasięgu zespołu Cupera. O wiele prościej powinno być za to z Rosją i Arabią Saudyjską, które nie posiadają obecnie zawodników choćby zbliżonych poziomem do Mohameda.
Innymi słowy nic nie stoi na przeszkodzie, aby Salah był odkryciem i gwiazdą nie tylko sezonu w klubie, ale także na mundialu. Mimo że nikt poważnie na Egipt nie liczy, to z takim zawodnikiem można pokusić się o sprawienie niespodzianki, a jeśli tak się stanie... do Liverpoolu mogą napłynąć oferty "nie do odrzucenia".