To nie jest tekst o największych sukcesach. Nie o wygraniu MŚ ani ME. Również nie o zwycięstwie w finale LM, ale o tym, że warto być dobrym człowiekiem, bo piłka nożna to wymarzona platforma do niesienia pomocy. Juan Mata to wie.
Piłkarzu, przekaż 1%
W sierpniu 2017 roku założył fundację charytatywną „Common Goal” razem z Juergenem Griesbeckiem, kibicem Freiburga, który był doktorantem w Medellin. Ten widział, co działo się w kraju opanowanym przez narkobaronów. Wieść o śmierci Andresa Escobara przelała czarę goryczy i zmieniła życie współpracownika Maty. Chciał pomagać kolumbijskim dzieciom. Założył streeftootballworld. Dziś są też przy integracji uchodźców w Niemczech. Juan do projektu dołączył w 2016 roku. Później chciał dołożyć „coś ekstra”. To, że przekazuje regularnie 1% z zarobków to jedno, bo wcale na tym nie poprzestał. Niektórzy twarzą firmują odzież, inni zegarki, kolejni szampony do włosów. Pomocnik Manchesteru United postanowił reklamować niesienie pomocy i przekonać do inicjatywy wielu piłkarzy na świecie. Na głównej stronie "Common Goal" wita nas takie hasło:
Mając trzy miliardy fanów piłka nożna jest największym zjawiskiem społecznym na świecie. Żaden inny sport nie może poszczycić się takim bogactwem. Takim zasięgiem. Takim znaczeniem kulturowym. Wyobraź sobie połączenie świata futbolu z szeroką wizją społeczną. Wyobraź sobie wpływ, jaki moglibyśmy mieć i życie, które moglibyśmy zmienić. Poprzez "Common Goal" (wspólny cel) chcemy to osiągnąć. Chcemy, żebyś do nas dołączył.
Zawodnik odwiedził indyjskie slumsy. Poleciał do Bombaju na zaproszenie OSCAR Foundation, a konkretnie Ashoka Rathoda, młodego działacza charytatywnego w wieku Juana Maty. Fundację założył w 2006 roku, kiedy miał 18 lat. To zaimponowało Hiszpanowi. Dzieci nie mogły uwierzyć w to, że przed nimi stoi piłkarz z Premier League. Rathod opowiadał tak na łamach Sky Sports:
Poznał dzieci. W ogóle nie myślał o tym, kim jest. Starał się rozmawiać ze wszystkimi. Wszyscy byli zszokowani. Jakim cudem on jest tu z nami - w Bombaju?!
tej wizycie powstało „Common Goal”. Minęły cztery miesiące i zaprosił 14 z tych chłopaków do Manchesteru na mecz. Wszystko było dla nich nowe. Paszporty, lot samolotem, inny kraj. Piłkarz razem z przewodnikiem oprowadzał ich po Old Trafford. Zaangażował też dwóch piłkarzy - Morgana Schneiderlina oraz Andera Herrerę. Doświadczenie 14 szczęśliwców spośród 3000 skłoniło innych do działania w Bombaju. Wybrani stali się "ambasadorami rzeczy niemożliwych". Hiszpański gracz zorganizował też w Manchesterze wystawę 32 zdjęć, które zrobił w Indiach. Przyszło ponad 40 000 osób. Zebrane fundusze zostały przekazane do OSCAR Foundation.
Pieniądze z „Common Goal” trafiają do sieci ponad 100 organizacji międzynarodowych, np. do Indii i Kolumbii. Juergen Griesbeck i ludzie z jego streetfootballworld stworzyli olbrzymią sieć powiązań. Zarobki Juana Maty to około siedem milionów funtów rocznie. Łatwo policzyć, że 70 tysięcy trafia na konto fundacji. Do akcji dołączyli między innymi: Mats Hummels, Giorgio Chellini, Serge Gnabry, Shinji Kagawa, Denis Aogo (przekazał 2%), Alfie Mawson, Charlie Daniels, Julian Nagelsman, Kasper Schmeichel oraz wybitne reprezentantki USA: Alex Morgan, Megan Rapinoe i Heather O'Reilly. Wszystkie nazwiska widnieją na głównej stronie organizacji. Chodzi o chęć niesienia pomocy i świadomość potęgi piłki nożnej.
Uruchamiam coś, co mam nadzieję, pomoże zmienić świat. Choćby w niewielkim stopniu. Wyrażam nadzieję, że inni piłkarze z całego świata dołączą do mojego projektu – pisał piłkarz.
Niecodzienna przyjaźń
Kiedy Manchester United miał odjeżdżać do hotelu, autobus zatrzymał Juan Mata. Zauważył niepełnosprawnego chłopca. Podbiegł go uściskać i zrobić zdjęcie. Sam. Nikt go o to nie prosił. Dziecko znał, bo wychwycił je kiedyś na wyjazdowym meczu z Norwich City, co również zarejestrowały kamery telewizyjne. Porozmawiał z chłopakiem i jego ojcem. Jako ostatni zbiegł do szatni. Bohater tej historii nazywa się Alex Nield. Jest wielkim fanem Manchesteru United, ma porażenie mózgowe i porusza się na wózku inwalidzkim. Juan zadziałał jak bodziec. Chłopak zaczął nagrywać regularnie vlogi na YouTube. Manchester przegrał z Sevillą w złym stylu i odpadł z Ligi Mistrzów. Juan Mata nie uciekł do domu. Przyszedł przywitać się z młodym przyjacielem. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Na zdjęciu profilowym Alex się uśmiecha. Nie jest sam. Jest z Juanem. Pewnie nikt nie zarejestrowałby gestu Hiszpana na parkingu. Znajomy ojca chorego chłopca wyciągnął telefon i zaczął nagrywać. Wideo stało się hitem sieci, a tata chłopca w wywiadzie z BBC nie krył wzruszenia:
– To był magiczny moment. Poznaliśmy Juana rok temu na meczu z Norwich. To tak wzruszające, że taki gracz był w stanie poświęcić czas dla syna. Alex prawdopodobnie myśli, że jest jego najlepszym kumplem! Był tak bardzo szczęśliwy, że podbiegł. Widać radość na twarzy, kiedy Juan z nim rozmawia.
Pilny uczeń
Mata nie jest typowym piłkarzem, który rzucał w kąt książki, żeby tylko ganiać za piłką. Ukończył Wydział Aktywności Fizycznej i Sportu na Politechnice w Madrycie oraz studia z marketingu. Udało mu się to, mimo że mieszkał najpierw w Walencji, potem w Madrycie, a na koniec w Londynie. Z profesorem porozumiewał się mailowo. W 2012 roku zaprojektował i rozpisał zadania konkursu matematycznego dla gazety "El Pais". Wziął też udział w akcji tej gazety, która zachęcała do odważnego poznawania języka angielskiego. Powtarza, że nie miałby problemu, gdyby w piłkę grać nie mógł. Zająłby się reklamą i marketingiem. Prędzej porozmawia się z nim o życiu Steve'a Jobsa niż o tym, co się działo na wczorajszej imprezie albo jaki kupił sobie samochód.
– Nie sądzę, żeby futbol i nauka się wykluczały. Skupiam się na karierze, ale lubię też inne rzeczy, jak choćby właśnie naukę – mówił dla The Independent.
Pierwsze autografy rozdał nie po meczu, w którym zdobył bramkę, strzelając w okienko. W wieku 13 lat wziął udział w regionalnych zawodach. Trzeba było odpowiedzieć na około 300 pytań. Zespół Juana pokonał rywali, a na drugi dzień w szkole wszyscy rozdawali autografy młodszym. W nagrodę udał się na wycieczkę do czterech krajów Europy niemieckojęzycznej: Niemiec, Austrii, Szwajcarii i Liechtensteinu. Tak zaczęła się jego fascynacja podróżami i poznawaniem innych kultur. To robi do dziś, jednak nie w trakcie sezonu, a w wakacje. Kiedy miał lat 15 dołączył do Realu Madryt. Musiał się szybko usamodzielnić. Wdzięczność. To słowo najlepiej opisuje jego charakter. Chce dać innym taką szansę, jaką sam otrzymał:
– Choć brałem już udział w akcjach charytatywnych, to chciałem więcej. Chcę być pewny, że inne dzieci będą miały taką szansę, jaką miałem ja. Zaczynam dziś. Przekazuję 1% mojego wynagrodzenia na Common Goal. To mały gest, ale wspólnie możemy zmienić świat. Proszę moich kolegów po fachu o przyłączenie się do tej akcji. Lideruję temu przedsięwzięciu, ale nie chcę być sam. Mamy tak wiele możliwości, bo gramy w grę dla dzieci. Możemy żyć jak w marzeniach. Połączmy się i pozwólmy, żeby dzieci miały radość.
Został graczem roku według Guardiana. Nie Messi, nie Ronaldo, nie Neymar, a Mata ze swoim projektem "Common Goal".
Co znaczy wdzięczność pokazał też w 2012 roku, kiedy z Adrianem Lopezem, Santim Cazorlą oraz nieco zapomnianym już Michu wyciągnęli pomocną dłoń do klubu, w którym się wychowali. Miała miejsce głośna inicjatywa. Cały świat, w tym 139 Polaków, dołączyło do zakupu akcji Realu Oviedo, ratując ten klub przed bankructwem. Później do zabawy wkroczył Carlos Slim, czyli siódmy dziś najbogatszy człowiek świata według "Forbesa". Właścicielem jest do dziś, a Oviedo bliżej do awansu do Primera Division aniżeli do spadku.
Filharmonia i Woody Allen
Jaki piłkarz chodzi na koncerty muzyki poważnej i wernisaże w muzeach? Proste. Juan Mata. Udał się do The Bridgewater Hall na koncert włoskiego kompozytora Ludovico Enaudiego, który skomponował ścieżkę dźwiękową do filmu "Nietykalni" o niepełnosprawnym mężczyźnie i jego czarnoskórym opiekunie. Hiszpan też uderza w klawisze na fortepianie. Dobrze gra również w tenisa stołowego.
Prosto po pogrzebie dziadka wrócił do Londynu na finał Pucharu Ligi. To dla niego wygrał to trofeum. Właśnie dziadek woził go na treningi i oglądał każde spotkanie. W ostatnim meczu, jaki widział, Juan akurat asystował. „Ładne podanie” – zdążył skomentować. Kolejnego spotkania już bowiem nie obejrzy...
Juan nie sypie banałami w wywiadach. Bardzo płynnie mówi po angielsku, co w przypadku zawodników hiszpańskojęzycznych nie jest tak oczywiste. Kiedy zamieszkał w Londynie, to nie zamknął się w towarzystwie boiskowych kolegów. W wolne dni opuszczał pokój dzielony z Oriolem Romeu i udawał się na przejażdżki i spacery po wszystkich obszarach Londynu. Był w takich miejscach, jak Camden, Picadilly, Oxford Circus, Hyde Park, Regent's Park. Każdy nowo poznany punkt poza mapą traktował jak lekcję geografii.
Jego ulubionym filmem jest "O północy w Paryżu" Woody'ego Allena, czyli komedia romantyczna z inteligentnym dowcipem, w której pojawiają się takie postacie jak: Ernest Hemingway, Pablo Picasso, Salvador Dali i Luis Buñuel. Trzeba ten film rozumieć. Podobnie, jak inne dzieła Woody'ego Allena, który jest ulubionym reżyserem Hiszpana. Kiedy przychodził do Chelsea w 2011 roku, mówił kiepsko po angielsku. Nie był w stanie zrozumieć rozmawiających „luźno” Anglików. Dziś mówi lepiej niż wielu z nich. Nauczył się języka w rok.
A Andres Iniesta? Ten elegancko grający pomocnik jest zdaniem Maty najlepszym, z jakim dane mu było grać.
Grzeczny chłopak wkurzył Mourinho?
Wiele mówiło się o konflikcie Juana Maty z Jose Mourinho. Trudno wierzyć, żeby problemy stwarzał człowiek, który chyba nigdy w życiu nie powiedział ani nie zrobił nic kontrowersyjnego. Musiały zadecydować kwestie czysto taktyczne, jak w przypadku Harta w Manchesterze City, co nawet sugeruje Juan:
– Chodziło najpewniej o typowe kwestie piłkarskie, styl gry lub coś podobnego.
Medialne spekulacje nasiliły się już po pierwszym oficjalnym meczu Mourinho w Manchesterze United. W spotkaniu o Tarczę Wspólnoty Mata wszedł na boisko w 63. minucie, jednak zszedł w doliczonym czasie gry. Media wyczuły, że Portugalczyk chciał w ten sposób upokorzyć nielubianego pomocnika. Ten uciął jednak spekulacje w wywiadzie dla Four Four Two:
– Jest pragmatykiem, o czym zapewnia. Myśli: "Jeśli dostaną piłkę, to będą ją od razu dośrodkowywać w pole karne. Zdejmę więc najniższego zawodnika". Rozumuje w ten sposób. Wiedziałem o tym, bo poinformował mnie przed zmianą. Później, przez sytuacje, media zaczęły „odkopywać” przeszłość. Nie zamierzam kwestionować jego zmian. Nie mam i nigdy nie miałem z nim żadnego problemu.
Tak racjonalne myślenie świadczy o inteligencji. Portugalczyk z kolei mówił, że to nie on sprzedał pomocnika do MU, gdy trenował Chelsea i nigdy nie chciał tego zrobić. Po tym, jak Mourinho przedłużył kontrakt z United, świętował sukces akurat w... restauracji Juana Maty w Manchesterze.
Kanał na YouTube i blog
Rzadko zdarza się, żeby piłkarz nagrywał filmiki na YouTube. Mata wpadł na taki pomysł. Opowiadał o wrażeniach z gry przeciwko Valencii, wygranym finale Ligi Mistrzów. Później zmienił koncepcję. Prezentował umiejętności piłkarskie, nazywane "challenge'ami". Rzuty karne, strzelanie z opaską na oczach, nauka długich podań, rzuty wolne, strzały w poprzeczkę, żonglerka dwiema piłkami, drybling. Wszystko to pokazywał widzom w krótkich nagraniach. Skąd wiadomo, że kanał to autorski pomysł? Bo nie usunął filmików sprzed wielu lat, jeszcze z czasów Valencii, w których w amatorski sposób składał życzenia świąteczne.
W lutym nie po raz pierwszy kupił zabawki i zawiózł je z fundacją Manchesteru United do dwóch szkół i jednego szpitala . W jednej rozegrał szybki mecz z uczniami, w drugiej poprowadził niespodziewaną lekcję języka hiszpańskiego. Później odwiedził oddział dziecięcy Royal Oldham Hospital. Zajęło mu to cały dzień. Mówił potem:
– Jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie daje Ci futbol jest możliwość opowiadania o nim dzieciom, żeby mogły się uśmiechać.
Niedawno minęły cztery lata, odkąd ma bloga. Wpisy pojawiają się regularnie, w każdy poniedziałek. Oprócz zwykłych boiskowych przemyśleń porusza w nim także inne kwestie. Ubolewał nad śmiercią Gabriela Garcii Marqueza, kolumbijskiego pisarza nurtu realizmu magicznego. Bardzo szanuje innych sportowców. Gratulował braciom Gasol udziału w NBA All-Star Game, kobiecej piłkarskiej reprezentacji Hiszpanii, Carolinie Marín sukcesów w badmintonie, Lydii Valentin złotych medali MŚ w podnoszeniu ciężarów, Javierowi Fernándezowi mistrzostwa w łyżwiarstwie figurowym, mistrzostwa Europy piłkarzom ręcznym, zdawał relację z Vuelta Espana, martwił się o zdrowie Fernando Alonso, rozprawiał nad pięknym pożegnaniem Tito Villanovy, pytał o ulubione oscarowe filmy i… najlepsze utwory Davida Bowiego.
Czyści buty kolegom
Angielskie media niedawno obiegła wieść o tym, że Juan Mata pomaga personelowi po wyjazdowych meczach wypakować brudne stroje i czyścić buty. Pozycja: pomocnik. Na boisku i poza nim. Wszystko z uprzejmości. Takim jest po prostu człowiekiem. Jednym z najbardziej kulturalnych, uprzejmych, grzecznych i taktownych w świecie futbolu, zepsutym horrendalnymi pieniędzmi, co piłkarzowi się nie podoba. I są to prawdopodobnie najmocniejsze słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedział publicznie:
– Na tym poziomie są wielkie wynagrodzenia. Żyjemy w bańce. W porównaniu z resztą zarabiamy niedorzeczne kwoty. Porównując z innymi graczami zarabiam normalnie, jednak w zestawieniu z normalnymi Hiszpanami, zarabiam chore sumy. Widzisz tych, którzy czują się jak gwiazdy rocka. Noszą ekstrawaganckie ciuchy, jeżdżą odpicowanymi autami. Czasami musisz zabrać ich na bok i zamienić z nimi słowo. Nie lubię biznesowej strony futbolu. Wolę trenować i rywalizować.
I pomagać.
– Uważam, że bycie profesjonalnym piłkarzem oznacza, że masz obowiązek myśleć o innych, którzy nie mają takich szans jak ty.
Obowiązek myśleć o innych! To przecież tak oczywiste. Niby normalne, a tak obce w dzisiejszym futbolu. I tak dobrze, że kluby organizują spotkania z chorymi w szpitalach. Zawodnik ma tylko przyjść na gotowe. Juanowi gotowe nie wystarcza. Zawsze dziękuje za wsparcie i zapewnia, że czyta komentarze. To jeden z najbardziej kulturalnych, inteligentnych, dobrze wychowanych i świadomych piłkarzy. Piłkarsko do Messiego mu daleko. W byciu dobrym człowiekiem nie ma jednak sobie równych. Jego po prostu nie da się nie lubić.
Patryk Idasiak