Dwa pierwsze konkursy sezonu letniego były powtórką z końcówki zimy. Kamil Stoch zwyciężał z dużą przewagą i pewnie prowadzi w klasyfikacji generalnej. Czy to zwiastun pierwszego w karierze triumfu w Grand Prix? Największym zagrożeniem dla mistrza olimpijskiego może się okazać... częstotliwość startów rywala.
Blisko osiem punktów przewagi w Wiśle i niemal piętnaście w Hinterzarten – zawodnik z Zębu zwycięża tego lata z lekkością. Skoki na igielicie mają przygotować go do kolejnej zimy, ale mogą też powiększyć bogatą kolekcję trofeów. Choć Stoch wygrał niemal wszystko na śniegu, to nigdy nie był najlepszym skoczkiem Grand Prix na igielicie. Wydaje się więc, że obecny cykl jest idealną okazją, aby zaliczyć premierową wygraną.
Przepis Sakuyamy
Argumenty sportowe są po stronie Polaka. Latem to jednak niekiedy... zbyt mało. W poprzednich sezonach zdarzało się, że w Grand Prix triumfowali zawodnicy, którzy bazowali na częstotliwości startów. Koronny przykład to Kento Sakuyama. Japończyk latem 2015 roku prezentował się słabiej niż Kenneth Gangnes i Severin Freund. Wystąpił jednak w 12 konkursach, a rywale w odpowiednio siedmiu i czterech. "Ciułanie" punktów poskutkowało niespodziewanym triumfem w cyklu.
Frekwencja pomogła też rok wcześniej Jernejowi Damjanowi. Najlepszą średnią punktową na konkurs miał Gregor Schlierenzauer – 61 "oczek". Tyle, że na skoczniach pojawił się tylko cztery razy, a Słoweniec czynił to ośmiokrotnie. Warto zauważyć, że zawodnik z Lublany ugruntował przewagę, dzięki wycieczce na słabo obsadzone zawody w Japonii i Kazachstanie.
Przez Wschód do triumfu podążał też w 2012 roku Andreas Wank. Niemiec skakał udanie już w europejskiej części, ale jego przewaga wyraźnie wzrosła, gdy udał się do Hakuby w przeciwieństwie do głównych rywali – w tym Macieja Kota. Nawet gorsze występy w Hinzenbach i Klingenthal na koniec Grand Prix nie zabrały mu zwycięstwa w "generalce".
Jak w szwajcarskim zegarku
Zmagania na wschodzie znajdują się także w kalendarzu trwającego cyklu. Skoczków czekają występy w Hakubie i rosyjskim Czajkowskim. Długa podróż odstraszała w przeszłości większość czołowych ekip. Wystarczy zauważyć, że Stoch skakał w Grand Prix w Japonii tylko dwa razy – w 2005 i 2010 roku...
Podróże nie są za to straszne Szwajcarom. Właśnie przedstawicielem tej nacji jest Kilian Peier, który może okazać się najgroźniejszym oponentem Stocha. 23-latek był piąty w Wiśle i trzeci w Hinterzarten. W "generalce" zajmuje czwarte miejsce, ale jego domeną może okazać się frekwencja. Wystarczy zauważyć, że w poprzednich dwóch sezonach opuścił tylko jeden z osiemnastu konkursów...
Absencje Stocha zaczną się natomiast już w kolejny weekend, gdy kadra A opuści zawody w Courchevel. Potem w kalendarzu nastanie Hakuba i Czajkowski. We wrześniu skoczków czekają konkursy w Rasnovie i Hinzenbach, a na początku października cykl zakończy się w Klingenthal. Ile startów zaliczą Polacy? Wciąż nie wiadomo. Decyzja jak zwykle zależy od Stefana Horngachera, który pytany o to w Wiśle powiedział jedynie o trzech pierwszych weekendach. Reszta pozostaje tajemnicą.
Na razie Stocha czeka rywalizacja z Peierem w Einsiedeln. Szwajcar będzie chciał być drugim Helwetem po Simonie Ammannie, który stanie na podium w tym mieście. Polak postara się za to o powtórkę z 2011 i 2013 roku. Wówczas był zwycięzcą zawodów na skoczni imienia Andreasa Kuettela.
Następne