Zofia Klepacka, która w Sopocie została mistrzynią Europy w windsurfingowej klasie RS:X nie ukrywa, że ogromną rolę w jej sukcesach odgrywają dzieci. – Jestem mamą pełną gębą i kiedy nie ma ich przy mnie, bardzo tęsknię – powiedziała żeglarka Legii Warszawa.
Klepacka źle rozpoczęła zawody, bo w inauguracyjnym starcie była dopiero 27, ale później pływała bardzo równo i nie zajęła niższej lokaty niż piąta. I przed ostatnim, podwójnie punktowanym wyścigiem medalowym zapewniła sobie swój trzeci mistrzowski tytuł. Poprzednio na najwyższym stopniu podium stanęła w 2011 roku w Burgas i w 2017 w Marsylii.
– Nigdy się nie poddaję i kiedy mam pod górkę zawsze walczę do końca. Podczas tych regat bardzo dobrze czułam się fizycznie oraz mentalnie i z wyścigu na wyścig szło mi coraz lepiej. Poza odpowiednią strategią trzeba było też mieć szczęście, bo wiatr był od brzegu i co chwila zmieniał kierunek. I mi ono sprzyjało – podkreśliła.
Zawodniczka zaznacza, że źródłem jej sukcesów jest także wieloletnia współpraca z byłym znakomitym pięściarzem i trenerem Pawłem Skrzeczem.
– Na bazie telewizyjnych relacji i zdjęć można odnieść wrażenie, że my sympatycznie sobie płyniemy, co nie kosztuje nas żadnego wysiłku. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Operowanie żaglem o powierzchni 8,5 metra wymaga wyjątkowo dobrego przygotowania motorycznego i fizycznego – podkreśliła.
Podczas przygotowań z wicemistrzem olimpijskim z Moskwy z 1980 roku nie brakuje treningów bokserskich, deskarka sporo czasu spędza także na bieżni oraz siłowni, nie brakuje również ćwiczeń gimnastycznych.
– Nie chcę zdradzać, co dokładnie robimy, bo każdy ma swoje sekrety. Metodą prób i błędów wypracowaliśmy plan treningowy, a jego realizacja sprawa, że bardzo dobrze się czuję. Nie na 32, ale na 21 lat. Od trzech lat nie wypadłam w żadnych regatach z pierwszej piątki, zatem jestem cały czas na topie. Po urodzeniu drugiego dziecka dłużej dochodziłam do formy i nie zakwalifikowałam do Rio Janeiro, ale postanowiłam walczyć o wyjazd na kolejne igrzyska do Tokio i tam zdobyć medal. Wszystko jest na dobrej drodze i tego się trzymam – stwierdziła.
Trzecia zawodniczka igrzysk w Londynie w 2012 roku nie ukrywa, że bardzo ważną role w jej sportowym życiu odgrywa rodzina, a zwłaszcza dzieci – ośmioletni Marian i licząca pięć lat Marysia. To właśnie w 2010 roku Sopocie, kiedy zdobyła swój pierwszy medal mistrzostw Europy i stanęła na najniższym stopniu podium, towarzyszył jej starszy syn, który miał wówczas pięć miesięcy.
– Pamiętam, że w jednym wyścigu strasznie się spieszyłam na brzeg, żeby zmienić mu pieluchę. Windsurfing to moja pasja i praca, ale jestem także mamą. I to pełną gębą. Rodzina mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Jeśli jest tylko taka możliwość, dzieci podróżują ze mną. Bardzo dobrze się czuję, kiedy są blisko mnie i zawsze, czy idzie mi dobrze czy źle, motywują mnie. Zawsze są ze mną i zawsze są za mną. Kiedy ich brakuje, niesamowicie tęsknię i różne myśli chodzą mi po głowie. W Sopocie miałam spokojną głowę i mogłam dać z siebie wszystko na wodzie – dodała.
Niebawem trzykrotną mistrzynię Europy czeka kolejne wyzwanie. 1 października, czyli dzień po mistrzostwach Polski w Gdańsku, wybiera się w Himalaje.
– Chcę uczcić 100-lecie niepodległości Polski, a także oddać hołd naszym wspaniałym himalaistom, którzy zostali tam na "wieczną wachtę". Ta wyprawa połączona jest z tygodniowym trekkingiem do pierwszego obozu pod Mount Everest, czyli na wysokość 5500 metrów. To pierwsze takie doświadczenie w moim życiu. Do tej pory najwyższy szczyt, na jaki udało mi się wbiec, a było to w tym roku w Livigno, liczył 3100 metrów – podsumowała.