– Nie będzie już wielkich emocji, nie będzie taktycznych rozgrywek. Wszystko zostało bardzo spłaszczone i nie do końca wierzę w powodzenie nowego Pucharu Davisa – mówi kapitan reprezentacji Polski Radosław Szymanik. W sobotę i niedzielę Polacy zagrają z Rumunią. Transmisje w TVP Sport, aplikacji mobilnej i na SPORT.TVP.PL.
– Na przykład?
– Jeżeli drużyna wygra Grupę II, to teoretycznie powinna awansować szczebel wyżej. Może to jednak zostać zablokowane w przypadku, gdy w Grupie I byłaby zbyt duża liczba zespołów z Europy. Zabija się tym ducha sportu.
– Skąd zatem aż tak szerokie poparcie? Do reformy potrzebne było aż 2/3 głosów…
– Nie chce używać zbyt mocnych słów, ale wielu zostało omamionych dużymi pieniędzmi. Na razie pięknych deklaracji nie poparto żadnymi faktami.
– Plotkuje się już o pierwszych gospodarzach finałów Pucharu Davisa. Najpierw Madryt, potem Lille.
– I już mamy dwie federacje, które chętnie ten pomysł poparły, mimo że na początku były przeciwne. Dużo było gierek, w których ITF sporo obiecał, ale nie zgadzam się z tym, jak to zostało zrobione. Byle szybciej, byle w pośpiechu, tak żeby było za dużo pytań.
– Pojawiają się też doniesienia, że finał miałby zostać przeniesiony z listopada na wrzesień. Ale wtedy przecież będzie Laver Cup, który współorganizuje Roger Federer.
– Formuła Pucharu Davisa była dobra, aczkolwiek powinna zostać rozłożona na dwa lata. Wtedy wszyscy na spokojnie mogliby grać przed własną publicznością. Teraz zostało to zamknięte do trzech spotkań, wszystko będzie się działo jednego dnia. Nie będzie już takich emocji, nie będzie taktycznych rozgrywek. Zostało to wszystko bardzo spłaszczone i nie do końca wierzę w powodzenie.
– A nie ma pan wrażenia, że do zmian przyczynili się sami zawodnicy? Wielu z nich nie traktowało poważnie tych rozgrywek.
– To był błąd systemu. Nie powinno być tak, że w listopadzie zdobywasz tytuł, a pierwszą rundę kolejnych rozgrywek grasz już w lutym. Drużyna, która wygrała nie miała czasu się nacieszyć tytułem. Cykl dwuletni byłby kapitalny. Zwycięzca powinien mieć w pierwszej rundzie wolny los, wtedy byłby czas żeby celebrować wygraną. Wielu zawodników chwaliło to, że może grać w domu, że tym rozgrywkom towarzyszą wyjątkowe emocje.
– Nowy format można pana zdaniem nazywać kontynuacją Pucharu Davisa czy powinno się traktować te rozgrywki jako coś nowego?
– Nie, moim zdaniem to kompletnie nowa impreza. ITF był pod wielką presją. ATP zaczęło wprowadzać swoje rozgrywki reprezentacyjne, powstał Laver Cup, który przejął sporo tortu drużynowego. Nagle okazało się, że Puchar Davisa jest zagrożony. ITF chciał coś na siłę zrobić. Znalazła się firma Kosmos i Gerard Pique, który nie ma nic wspólnego z tenisem. Nie zdziwię się, jeżeli za 2-3 lata ten napompowany obecnie balon pęknie i Puchar Davisa stanie się marginalny.
– A jak pan w tej sytuacji teraz widzi udział naszej reprezentacji w tych rozgrywkach?
– Jeżeli wygramy z Rumunią, to za rok zagramy tylko jeden mecz, którego stawką będzie awans do 24 zespołów w Grupie Światowej lub spadek do Grupy II, co samo w sobie jest absurdem. Rozgrywkami drużynowymi nie można nazywać czegoś, w czym gra się jeden mecz w sezonie. To nie wygląda normalnie. Wszyscy nasi zawodnicy są nastawieni na występy dla Polski, ale nie zgadzają się ze zmianami jakich dokonano.
– Mamy potencjał żeby w najbliższych lata wystąpić w finałach "mistrzostw świata"?
– Cały czas ciągnie się za nami sprawa odjętych punktów. Jesteśmy bardzo nisko sklasyfikowani, a gdyby nie kara, to w razie zwycięstwa z Rumunią mielibyśmy szanse znaleźć się od razu w elitarnej Grupie Światowej. Samej idei "mistrzostw świata" też nie rozumiem. Powstały "dzikie karty", bardzo skomplikowany i nieczysty system.
– To nie są jedyne reformy, jakie w najbliższym czasie mogą zostać przeprowadzone. Coraz częściej postulowane jest zrezygnowanie z grania do dwóch gemów przewagi w piątym secie podczas Wielkich Szlemów. Pojawiają się nawet radykalne głosy, żeby zrezygnować z formuły do trzech wygranych setów.
– Wszystko trzeba wyważyć. Długie mecze są zapamiętywane, ale trzeba wziąć też pod uwagę to, co później dzieje się z zawodnikiem. Kevin Anderson po maratonie z Johnem Isnerem nie był w stanie zregenerować się przed finałem. Niewątpliwie tenis zmierza ku skracaniu. Pewnie niedługo sety zamiast do sześciu, będą rozgrywane do czterech wygranych gemów.
– Brzmi jak rewolucja.
– Uważam, że wszystko idzie w kierunku widowiska. Cały czas musi być napięcie. To, co testowano podczas Next Gen Series niedługo może stać się powszechne.
Następne
a