Tak emocjonującego początku sezonu w lidze hiszpańskiej nie było od dawna. Ani Real Madryt, ani Atletico nie rozpoczęły rozgrywek dobrze – punkty tracą wszyscy. Poniżej oczekiwań spisywała się również Barcelona, w niedzielę jednak Leo Messi i spółka postarają się to zmienić. Zespół jest na fali, ale czeka go wyjątkowo trudne zadanie.
Nim w lidze hiszpańskiej nastały czasy "wielkiej trójki" do czołówki należał także inny zespół – Valencia CF. W tamtym okresie Nietoperze słynęły przede wszystkim ze znakomitej gry w defensywie i stosowania systemu z piątką obrońców – taka formacja przyniosła sukcesy drużynie prowadzonej najpierw przez Hectora Cupera, a później Rafaela Beniteza.
Od ery świetnej Valencii minęła już ponad dekada, ale Nietoperze powoli wracają do czołówki. Chcą to jednak zrobić w innym stylu – grając ładnie, ofensywnie, szybko. Z każdym przeciwnikiem, bez kalkulowania, co kończy się różnie, mimo to z jakiegoś powodu znakomicie sprawdza się w spotkaniach z hiszpańską czołówką...
Im lepszy rywal, tym lepsza Valencia
W zeszłym sezonie Nietoperze udowodniły tę tezę. Problemy w spotkaniach z nimi miał Real, który wygrał co prawda na wyjeździe, ale u siebie zremisował 2:2 i stało się tak tylko dlatego, że Marco Asensio rozegrał fenomenalną drugą połowę, co pozwoliło odrobić Królewskim straty.
Łatwej przeprawy z Valencią nie miało także Atletico. Drużyna Diego Simeone zremisowała na wyjeździe z Nietoperzami 0:0. Piłkarze z Madrytu zdążyli zresztą zagrać w Walencji także w obecnych rozgrywkach i również nie skończyło się to dobrze – po przeciętnym spotkaniu z Estadio Mestalla zdołali wywieźć tylko punkt za remis 1:1.
Kłopoty nie ominęły też Barcelony, która grała z Valencią na wyjeździe w listopadzie 2017 roku. W tamtym czasie futbol przyćmili jednak sędziowie. Choć oba zespoły zagrały dobrze, mecz zakończył się remisem 1:1, to głównym tematem po spotkaniu byli arbitrzy – nie uznano prawidłowo zdobytej przez Lionela Messiego bramki (piłka przekroczyła linię bramkową), w efekcie ograbiając Katalończyków z dwóch punktów.
Falstart z obu stron
Tyle że na początku rozgrywek Valencia rozczarowuje. Zespół rozpoczął źle, wygrywając tylko jedno z pierwszych siedmiu spotkań w sezonie. W sierpniu i wrześniu wśród Nietoperzy nie funkcjonowało nic – brakowało skuteczności, charakteru, formy poszczególnych graczy.
Sporo w tym winy działaczy, którzy w ciągu letniego okienka transferowego nie tylko wymienili kilku ważnych dla zespołu piłkarzy, ale przede wszystkim przez długi czas trzymali "w zawieszeniu" sytuację najważniejszego z nich. Chodzi o Goncalo Guedesa – niekwestionowanego lidera drużyny z Mestalla.
Portugalczyk w Valencii grał już w zeszłym sezonie, był tam jednak tylko wypożyczony z Paris Saint-Germain. Krótko po mundialu, gdzie Guedes wystąpił, stało się jasnym, że piłkarz chce pozostać w Hiszpanii. Kłopot w negocjacjach z francuskim klubem miał wyłącznie finansową naturę. Targ trwał niemal do końca okienka, a Marcelino Garcia Toral nie wiedział, czy będzie mógł skorzystać z pomocnika w nadchodzącym sezonie.
To odbiło się na drużynie, bo musiało zmienić meczową strategię trenera. Marcelino w miejscu Guedesa początkowo wystawiał Dienisa Czeryszewa bądź Daniela Wassa i nie przyniosło to dobrego efektu. Również dlatego, że obaj, podobnie jak Michy Batshuayi, do Valencii trafili dopiero latem.
Łączy ich trener
Spotkanie z Valencią będzie w pewien sposób wyjątkowe dla Ernesto Valverde. Obecny trener Barcelony w przeszłości pracował na Mestalla w sezonie 2012/13 i dobrze wspomina ten okres – Nietoperze zajęły wówczas piąte miejsce w lidze. Działacze chcieli, aby szkoleniowiec dalej pracował z zespołem, ale plany pokrzyżował im Athletic Club, który złożył lepszą ofertę.
Po dobrym okresie pracy w Bilbao Valverde trafił do Barcelony, aby podjąć największe wyzwanie w karierze. Jego miarę szczególnie dobrze widzi w tym sezonie, kiedy prowadzenie zespołu staje się coraz trudniejsze. Letnie wymiany w drużynie sprawiły, że szeroka kadra staję się także przekleństwem dla tego trenera.
Najlepszym przykładem jest transfer Arturo Vidala. Ściągnięty z Bayernu Monachium pomocnik miał wzmocnić kadrę Barcelony, poprawić rotację, wnieść do drużyny doświadczenie i charakter. Jak na stanęło jednak tylko na ostatnim z tych elementów – Chilijczyk gra na tyle mało, że nie kryje się już z niezadowoleniem z tego powodu.
"Zmieścić" trudno jest mu także bardziej ofensywnie nastawionych piłkarzy. Przebudzenie Ousmane Dembele sprawiło, że wymiany w linii ofensywnej Barcelony stały się standardem. W ostatnim spotkaniu ligowym z Athletikiem w pierwszym składzie zabrakło nawet Messiego. O znaczeniu Argentyńczyka trener przekonał się jednak jeszcze w środę, gdy pod wodzą swojego lidera Barcelona rozbiła na wyjeździe Tottenham.
Dla Valverde kłopotem jest także bardzo napięty terminarz. Po meczu z Valencią jego piłkarzy czekają kolejno potyczki z Sevillą, Interem (transmisja 24 października w TVP 1, TVP Sport, SPORT.TVP.PL i aplikacji mobilnej) i Realem Madryt. Nie ma miejsca na pomyłki, co w praktyce oznacza, że Messi musi grać zawsze... Także w niedzielę z Valencią.