Niko Kovac latem przeniósł się z Frankfurtu do Monachium. Paradoksalnie jednak Eintracht lepiej prezentuje się już bez chorwackiego trenera, który w maju zdobył z zespołem Puchar Niemiec, a dziś może się martwić o swoją posadę.
Gdy wiosną 2016 roku Kovac przejmował Eintracht, stała przed nim ciężka misja utrzymania zespołu w lidze. "Orły" znajdowały się na miejscu barażowym, a gra zupełnie się nie kleiła. Chorwat wstrząsnął jednak szatnią i choć zaczął od czterech porażek w pięciu meczach, to ostatecznie uniknął spadku na zaplecze. Kolejny sezon zakończył na 11. miejscu, ale już w następnym sensacyjnie zdobył Puchar Niemiec po finale z Bayernem i awansował do europejskich pucharów.
Nic więc dziwnego, że latem kibice z Commerzbank-Arena wpadli w panikę. Kovaca wyciągnął Bayern, a klub opuściło też kilku kluczowych piłkarzy – Kevin-Prince Boateng wrócił do Włoch, Marius Wolf trafił do Borussii Dortmund, Lukas Hradecky do Bayeru Leverkusen, a Omar Mascarell przeniósł się do Schalke.
Zadanie kontynuowania dzieła Kovaca powierzono Adiemu Huetterowi, który dotychczas pracował wyłącznie w Austrii i Szwajcarii. Klub pozyskał co prawda kilku piłkarzy, ale ich postawa była sporą zagadką – Evan N'Dicka przeniósł się do Frankfurtu z drugiej ligi francuskiej, Carlos Salcedo z ligi meksykańskiej, Goncalo Paciencia z portugalskiej a Lucas Torro został odtrącony w Madrycie. Słowem: eksperyment.
Po Kovacu nikt już jednak nie płacze. Co więcej: jeszcze kilka miesięcy temu nieprawdopodobnym wydawałby się scenariusz, w którym to Chorwat na finiszu 2018 roku byłby w gorszym humorze niż fani Eintrachtu. Gdyby dziś zapytać kibiców z Frankfurtu, którego trenera woleliby na ławce w rundzie wiosennej, większość bez mrugnięcia okiem wskazałaby na Huettera.
Austriak średnio zdobywa 1,88 punktu na mecz. Dla porównania: Kovac zdobywał 1,54. Orły grają też zdecydowanie bardziej widowiskowo – nie bazują już tylko na dyscyplinie i organizacji taktycznej. Sami przejmują inicjatywę i chcą dominować rywala, a kibiców zachwyca współpraca tercetu Luka Jović – Sebastien Haller – Ante Rebić. Eintracht robi też furorę w europejskich pucharach. Zespół, w trudnej grupie z Olympique Marsylia, Lazio i Apollonem, wygrał wszystkie sześć meczów strzelając przy tym aż 17 goli.
O podobną euforię trudno w obozie Kovaca. Chorwat ma problemy z opanowaniem pełnej wielkich indywidualności szatni, eksperci narzekają na prymitywny styl gry monachijczyków, a strata dziewięciu punktów do lidera (przy jednym rozegranym meczu mniej) mówi sama za siebie. Dla Chorwata wyjazd do Frankfurtu będzie więc okazją do powspominania i przywołania sentymentalnych myśli. Ale i niewykluczone, że może stać się gwoździem do trumny. Nie jest bowiem tajemnicą, że w przypadku porażki działacze Bawarczyków poważnie zastanowią się nad sensem kontynuowania współpracy...