Czemu Marcelo Bielsy nie da się porównać do żadnego innego trenera? Jak kibice innych klubów nazywają Leeds United? Co z fanką, która obiecała wytatuować sobie jego podobiznę? Kto przez telefon udawał Adama Nawałkę? I z kim pomylił kibiców we Wrocławiu? Między innymi o tym Mateusz Klich opowiedział w wywiadzie dla SPORT.TVP.PL.
Radosław Przybysz, SPORT.TVP.PL: – Nagrywamy ten wywiad w romantycznych okolicznościach, bo w Dzień Zakochanych...
Mateusz Klich: – Dokładnie, jestem zakochany w TVP i się spotkaliśmy.
– To będzie przesada, gdy powiem, że rozmawiam z jednym z najpopularniejszych Polaków w tej części Wysp?
– Nie wiem, trzeba zapytać tutejszych Polaków. Nie powiem może, że robię furorę, ale na pewno poprzez ten sezon stałem się bardziej rozpoznawalny na ulicach Leeds i kojarzą mnie już nie tylko Polacy.
– Myślę, że już nie tylko w Leeds, ale w całej Anglii.
– Dzisiaj byłem w Londynie i nikt mnie zaczepił, więc w Londynie chyba jeszcze nie.
– Ale przecież nie każdy polski piłkarz może poszczycić się tym, że ma piosenkę na swój temat.
– No nie. To fajna sprawa. W Anglii kibice jednak umieją dopingować i jak "wyłapią" zawodnika, polubią go i wymyślą mu piosenkę, to jest się z czego cieszyć.
– Jak to leci?
– "20, 30 jardów, gdziekolwiek nie pojadą, 40, 50 jardów, strzelam bramkę". Jak zaczęli śpiewać, to miałem chyba 15 meczów bez bramki, ale w końcu z Rotherham się przełamałem i sektor gości wybuchł, bo w końcu mogli zaśpiewać piosenkę po moim golu.
Love that ❤️😊
— Mateusz Klich (@Cli5hy) 27 stycznia 2019
– W czasie tej twojej strzeleckiej blokady jakaś sympatyczna pani na Twitterze napisała, że zrobi sobie tatuaż jak w końcu strzelisz?
– No i nie wiem w końcu jak się historia skończyła, czy zrobiła, czy nie, ale mam nadzieję, że dotrzymała słowa.
– W ogóle chyba zniknęła z Twittera. Raczej nie dotrzymała obietnicy...
– Można było się spodziewać.
– Spodziewałeś się w ogóle, że może być z ciebie taki strzelec wyborowy?
– Szczerze nie. Jeśli chodzi o zdobyte bramki, to najlepszy sezon miałem w Twente – sześć, ale wszystkie z karnych. Teraz gram najlepszy sezon w karierze. Mam nadzieję, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i byłoby fajnie dociągnąć do 10 bramek, bo zdobyłem już siedem. O tyle dobrze, że nie strzelam żadnych karnych, nie mam też żadnych asyst z rzutów wolnych czy rożnych. Wszystko jest "na czysto" z gry.
– Zgodzisz się chyba jednak, że największą gwiazdą klubu nie jest obecnie żaden z piłkarzy? Największe medialne poruszenie wywołuje trener.
– Zdecydowanie tak. Nie da się ukryć, że to osoba, którą znają kibice na całym świecie. Na nasze mecze przyjeżdżają ludzie z Argentyny z wytatuowanymi wizerunkami Bielsy na klacie czy na plecach. Jest bardzo znanym i bardzo charyzmatycznym trenerem. Nie wyobrażam sobie kibica piłki nożnej, który nie wie, kto to jest Marcelo Bielsa.
– On też przyciąga medialną uwagę. Tym swoim specyficznym stylem bycia, tym, że nie mówi po angielsku. Z wami też się porozumiewa z pomocą tłumacza?
– Tak. Stara się coś mówić po angielsku, ale jak już zaczyna "kombinować", używać większej liczby słów i trudniejszych zdań, to wtedy używa tłumacza i nie traci czasu, bo dla niego czas jest bardzo ważny i stara się wszystko przekazać jak najszybciej.
– Jak wyglądają wasze relacje z nim na co dzień?
– Nie ma z nim żadnej relacji. Powiedział nam ostatnio, że nie chce mieć relacji z zawodnikami i nie chce, żeby zawodnicy mieli relacje z nim, bo on nie chce widzieć żadnych wad w nas i tyle. I porozumiewa się z nami poprzez tłumacza i poprzez asystentów.
– A na początku sezonu, żadnych prywatnych rozmów?
– Wyciąga czasami z treningów i mówi ci, co chciałby, żebyś zrobił albo czego nie życzy sobie, żebyś robił. Takie rozmowy na treningach są, ale żadnego zapraszania do biura czy rozmów prywatnych nie ma w ogóle.
– To chyba zachowanie wbrew tradycji piłkarskiej, zwłaszcza na Wyspach. Wbrew "szkole" zarządzania ludźmi. A dla niego drużyna jest tylko narzędziem do wygrywania...
– Dla niego drużyna ma funkcjonować jak najlepiej, ma wygrywać mecze i tak samo trenujemy – nie ma żadnej zabawy, żadnych gierek. Wszystkie treningi mają nas przygotować do następnego meczu, trenujemy pod najbliższego rywala. Każdy tydzień jest inny. Na samym początku powiedział, że nie ma czasu na zabawę, tylko to jest nasza praca i mamy osiągać rezultaty. I póki co wszyscy są zadowoleni, bo to dobrze wygląda i jesteśmy na pierwszym miejscu.
Brilliant #lufc #SpygateLeeds pic.twitter.com/kumvHVXAZ1
— Emily Render (@emilyrender) 11 stycznia 2019
– Popularności dodał ci chyba jeszcze ten charakterystyczny gest, który wykonałeś w związku z "aferą szpiegowską".
– Śmialiśmy się z chłopakami, że jak ktoś strzeli gola w meczu z Derby, to zrobi ten gest. Ale w meczu było tyle emocji, że zapomnieli, więc przypomniałem wszystkim po meczu, bo dla nas to była jednak śmieszna sytuacja. W Anglii to zostało strasznie wyolbrzymione. Prawdopodobnie tylko dlatego, że to Leeds. Grając na Wyspach ma się wrażenie, że Leeds nikt nie lubi. I ludzie bardzo by nie chcieli, żeby Leeds awansowało do Premier League. Więc zrobili z tego megaaferę.
– Skąd się to bierze, twoim zdaniem?
– Nie wiem. Tutaj każdy ci powie, że w całej Anglii Leeds jest nielubianym klubem. Mówi się "dirty Leeds". Chyba zostało tak z historii.
– Jak podszedłeś do tej "afery"? Ja byłem zaskoczony, że to wywołało taki skandal.
– Jakby to był ktoś z Brentford czy z QPR czy nie wiadomo z jakiego klubu, to pewnie nie byłoby żadnej afery. A że to było Leeds i Marcelo Bielsa, to nagle afera... A tak naprawdę oglądał sobie trening zza połotu, z publicznej ścieżki. Najbardziej mnie śmieszyło, że 12 klubów Championship napisało list, w którym chciały wyjaśnienia, itd. Podpisało się pod tym m.in. Millwall. A jak kibic Leeds pojechał zobaczyć ośrodek treningowy Millwall, to wyglądał tak, że zza ogrodzenia było widać wszystko jak trenują.
"Afera szpiegowska" była śmieszna, na siłę i kompletnie niepotrzebna
– Jak porównasz pracę z Bielsą do innych trenerów, z którymi miałeś dotychczas do czynienia?
– Nie da się porównać. Treningi są zupełnie inne niż miałem gdzie indziej. Bo jednak w każdym klubie masz gierki, masz "dziadka", masz ćwiczenia strzeleckie, możesz sobie zostać po treningu. Tu nie ma czasu na nic. Musimy robić to wszystko, co chce nam pokazać trener Bielsa pod przeciwników. Jest całkiem inaczej. Nie porównałbym tego do nikogo innego.
– Czyli mało jest przyjemności z treningu? Tę dyscyplinę wyobrażam sobie tak, że on podchodzi, łapie Klicha za ramiona i mówi: "w tym momencie ty się musisz przesunąć tu".
– Tak, nie tylko mnie, tylko cała drużyna musi się przesunąć w tym samym momencie, trenujemy pod różne formacje przeciwnika, sami mamy parę formacji. Dużo taktyki, bardzo dużo treningu i strasznie intensywne zajęcia.
– Z jednej strony chyba dobrze mieć w CV, że się grało, wygrywało i było w wysokiej formie pod wodzą Marcelo Bielsy, a z drugiej to może być męczące.
– Jak jest wynik, to nic nie jest męczące i można tak trenować codziennie. Nie narzekam, bo jednak jesteśmy na pierwszym miejscu, przynosi to efekty i nikt nie narzeka, bo każdy z nas zdaje sobie sprawę, o co gramy. Nie ma czasu na narzekanie. Każdy zakasa rękawy i ciężko pracuje, bo nie tylko na boisku, ale i na siłowni mamy codziennie zajęcia i naprawdę wyglądamy bardzo dobrze fizycznie. Z tego co ostatnio widziałem, strzeliliśmy osiem goli po 90. minucie. Wygraliśmy parę meczów, których nie powinniśmy wygrać. Na Aston Villi przegrywaliśmy 0:2, wygraliśmy 3:2. Z Blackburn w 90. minucie dostaliśmy bramkę na 1:3 i wygraliśmy 3:2. To fajne historie i będzie kiedyś co opowiadać.
– Już pewnie mówiłeś o tym wiele razy, ale jest to ciekawe – gdy Bielsa przyszedł i zabrał was na zbieranie śmieci wokół stadionu.
– Tak, rozdali worki i po prostu rozmawialiśmy na temat kibiców, ile muszą pracować, żeby kupić bilet na mecz i kazali nam sprzątać 30-40 minut, żebyśmy wczuli się w rolę kibiców, co oni muszą robić, żeby zapracować na bilet. Dostaliśmy rękawiczki gumowe, worki i dookoła centrum treningowego zbieraliśmy śmieci.
– Ale sztab w tym nie brał udziału?
– Też chyba chodzili. Wiem, że na pewno chodzili fizjoterapeuci. Nikomu nic się nie stało, korona nikomu z głowy nie spadła. Wiadomo – początek sezonu, nowy trener, więc nikt się nie odezwał. Wszyscy wzięli się do roboty i posprzątaliśmy.
– Oprócz tego, że w mieście jest mnóstwo Polaków, to w klubie też jest was już kilku: ty, bramkarz Kamil Miazek i teraz pomocnik Mateusz Bogusz. Miałeś jakiś udział w jego sprowadzeniu?
– Rozmawiałem z nim zanim podpisał kontrakt. Przyjechał jakieś dwa tygodnie wcześniej, zobaczył jak wygląda klub, porozmawiał ze mną i nie chcę mówić, że go namówiłem, ale powiedziałem mu jak to wszystko wygląda od środka, na co może liczyć i zdecydował się przyjść. Mam nadzieję, że pomogłem, bo naprawdę Leeds jest fajnym klubem i warto tu przyjść.
– Jakie zrobił na tobie pierwsze wrażenie?
– Na razie trenował z nami raz i mieliśmy akurat dzień przedmeczowy, więc z piłką nie było za dużo. Kamil Miazek trenował z nim więcej i powiedział, że "będzie piłkarz".
📽️ Here's a look at new #LUFC signing Mateusz Bogusz (17) in action.
— LeedsYouth 🕵🏻♂️ (@LeedsYouth) 22 stycznia 2019
🇵🇱 Poland U19
🎯 Longshot Specialist
💪 Explosive#LeedsYouth pic.twitter.com/JERDPg8YqH
– Pięć lat od ciebie młodszy, pięć lat po tobie odchodził z Cracovii, twój kolega z Tarnowa – Bartosz Kapustka. On się od Anglii na razie "odbił". Jak oceniasz jego karierę?
– Chciałem pomóc "Kapiemu", nadal mu pomagam, żeby trafił do Holandii, do dobrego klubu i stamtąd będzie mu łatwiej. Każdy wie, że "ma papiery na granie". Wiadomo, w Leicester nie grał, ale poszedł do mistrza Anglii. To była normalna rzecz, bo każdy by poszedł i ludzie, którzy mówią, że powinien zostać w Cracovii, że nie powinien odchodzić do Leicester, nie mają pojęcia o piłce nożnej.
– Ale przecież Belgia się chyba aż tak bardzo od Holandii nie różni.
– A żebyś wiedział, że się różni. Mimo wszystko piłka w Belgii jest inna niż w Holandii. Nie grałem w Belgii, ale wiem od ludzi, którzy byli z Belgią blisko. Wiem, że tam jest inna piłka niż w Holandii.
– Pod jakim względem?
– Bardziej fizyczna mimo wszystko.
– Porozmawiajmy o reprezentacji. Jak wspominasz telefon od Jerzego Brzęczka przed powrotem do kadry?
– Telefon był bardzo konkretny – że trener mnie śledzi, cieszy się, że zacząłem znowu grać i że widzimy się na zgrupowaniu. Nie spodziewałem się, ale cieszyłem się już po tym jak odłożyłem słuchawkę, że wrócę do reprezentacji.
– I chyba super się to wszystko zgrało w czasie. Jesień w bardzo mocnej lidze, bo taką jest Championship, regularna gra, powrót do kadry i jesteś jednym z tych trybików, na których Jerzy Brzęczek chce opierać swoją drużynę.
– Zgrało się to dla mnie idealnie. Gram sezon życia, wróciłem do reprezentacji, mam nadzieję, że przełożę grę z klubu na kadrę i awansujemy... Tu i tu.
– Nie jesteś już młodym piłkarzem. Jak uważasz – w tym momencie grasz na sto procent swoich możliwości? Czy coś jeszcze byłbyś w stanie wykrzesać?
– Nie wiem, ciężko powiedzieć. Byłem w Zwolle i myślałem, że gram na sto procent. Potem byłem w Twente i też myślałem, że już gram na sto procent. A potem przyszedłem do Leeds i nagle trener Bielsa wyciągnął ze mnie następne sto procent. Na ten moment wydaje mi się, że gram najlepszą piłkę jaką grałem w karierze. Czy to jest sto procent? Na tę chwilę mogę powiedzieć, że raczej tak. Messim nie będę.
– Zanim dzwonił Brzęczek, to dzwonił jeszcze Nawałka. Ale okazało się, że to nie był Nawałka...
– Chodzi o Artura Sobiecha? Już dobrze nie pamiętam jak to było. Byliśmy chyba na wakacjach. Zadzwonił do mnie z jakiegoś nieznanego numeru, chyba niemieckiego. Nie odebrałem i wysłał SMS-a, żebym oddzwonił, bo to trener Nawałka i chciał się skontaktować. No to wiadomo, że od razu oddzwoniłem i zaczęli się w słuchawce śmiać z żoną, Bogną. Oddzwoniłem bardzo szybko.
– Jak oceniasz jesień w Lidze Narodów? Nie był to łatwy początek da nowego selekcjonera...
– No nie był łatwy, przeciwnicy byli ciężcy. Mimo wszystko, nie jestem tutaj od oceniania, nie będę za dużo mówił, bo tak naprawdę od oceniania jesteście wy i ocenicie nas po eliminacjach. Te mecze będą bardzo ważne dla nas, dla selekcjonera i dla wszystkich (...) Presja jest duża jak zawsze i nie będę oceniał na razie.
Wiem, że ludzie w Polsce nie wyobrażają sobie, że moglibyśmy nie wyjść z tej grupy
– Rozmawialiśmy tu na Wyspach już z kilkoma twoimi kolegami z reprezentacji i przyznają, że jest to dobra dla nas grupa.
– Jest, nie ma się co czarować i mydlić oczu, że jest ciężka i że nie wiadomo jak będzie. Z naszym potencjałem musimy z tej grupy wyjść. Jak nie wyjdziemy z tej grupy, to będzie porażka.
– Jesteś rodzinny?
– Jestem.
– Do Wrocławia na mecz z Irlandią (1:1) zjechała rodzina? Akurat udało nam się wtedy nagrać jak się cieszysz z bliskimi po spotkaniu, w którym strzeliłeś gola.
– Myślałem, że to bliscy. Mój tata jest trenerem, koordynatorem w Akademii Młodych Orłów w Tarnowie i wiedziałem, że przyjedzie z "brygadą" z AMO i myślałem, że to oni. A oni stali obok. Ale spoko...
– Tata jest dumny jako były piłkarz?
– Jest, ale jest też pierwszym, który mnie krytykuje i ciężko u niego o pochwałę. Wiem, że jak mnie chwali, to naprawdę musiałem zagrać dobry mecz.