Norweg zakończył w czwartek karierę. Na skoczni, która go wychowała, zajął drugie miejsce. To był jeden z jego najlepszych występów w życiu. Wzruszył ojca i życiową partnerkę.
Ole Martin Wold jest fotografem, mieszka w Trondheim. Po trzecim konkursie RAW Air uchwycił chwilę, kadr kompletny: szczęśliwy Andreas z uśmiechem spełnionego człowieka, na rękach córeczka Ella, w rogu łzę ociera jego partnerka, Elisabeth. Więcej o dwóch ostatnich latach z życia nie powiedziałby żaden elaborat.
Chce być najlepszy, ale musi być cierpliwy
Był czerwiec 2006 roku, skocznia w Lillehammer. Kilka dni wcześniej Norwegowie dowiedzieli się, że za pięć lat zorganizują w Oslo mistrzostwa świata. Zaczęli się rozglądać, kto mógłby ich tam reprezentować. – Patrzymy przede wszystkim na technikę, warunki fizyczne i podejście – mówił do 23 zawodników Clas Brede Brathen, dyrektor norweskich skoków. W nagrodę czekało miejsce w Team Holmenkollen 2011. 17-letni Andreas Stjernen na normalnym obiekcie skakał po 84-85 metrów. Trenerzy nie wątpili, że potrafi latać dalej.
– Jest bardzo poważny, chce być najlepszy. Ale musi być cierpliwy – oceniał trener, Olav Rosseth. Przewidział, że karierę nastolatka podsumuje za trzynaście lat słowo "cierpliwość".
Zadebiutował w kwalifikacjach Pucharu Świata 15 marca 2009 roku. Nie zwrócił na siebie uwagi, odpadł. W pierwszym sezonie, zimą 2009/2010, zdobył 36 punktów, o 20 więcej w kolejnym. Ale w Oslo nie wystartował. Był za słaby, żeby wypchnąć z kadry Bardala, Jacobsena, Hile, Evensena albo Romoerena.
Na debiut w mistrzostwach czekał dwa lata dłużej. Najbardziej z Norwegów przeżył w 2013 roku utratę medalu na rzecz Polaków w konkursie drużynowym. Inni reprezentanci mieli już po kilka z wcześniejszych imprez – Hilde z Sapporo, Liberca i Oslo, Jacobsen dwa indywidualne, Bardal oprócz drużynowych złoty z normalnej skoczni. A on nic, nawet z konkursu juniorskiego. Bo też niczego szczególnego w czasach juniorskich nie zdziałał.
Diabelski lotnik
Talent do skoków, z potwierdzeniem którego czekał dobrych parę lat, odziedziczył po mieczu. Ojciec Hroar oglądał w czwartek zawody na Granasen. Napłynęły mu łzy, kiedy syn zajął miejsce na podium. – Jeżeli czuje się pewnie, ma wszystko pod kontrolą, jest jak diabeł – powiedział na łamach VG. Lubił tym słowem określać potomka. – Jest diabłem, który lata – mówił, kiedy Andreas pofrunął ubiegłej zimy na Tauplitz/Bad Mitterndorf po pierwsze w karierze pucharowe zwycięstwo.
Wykorzystał przekazany w genach talent. Udoskonalił dar ojca. Hrorar na podium był pięciokrotnie. Wygrał w 1985 roku w Bischofshofen, potem zawsze bywał już drugi. Medal zdobył jeden – srebrny w mistrzostwach świata w Oberstdorfie, w 1987. Drużynowo, u boku Opaasa, Fidjestoela i Eidhammera. Od syna więcej osiągnął tylko w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Życiowy sezon skończył na piątym miejscu.
Stjernen junior przyszedł na świat w lipcu 1988 roku. Zimą, kiedy oczekiwali potomka, Hroar jeszcze skakał, ale już gorzej, nie zmieścił się w drużynie na igrzyska w Calgary. Następny sezon, bez choćby jednego pucharowego punktu, był jego ostatnim. Z Pucharem Świata pożegnał się (choć startował jeszcze w paru mniejszych konkursach) 30 lat wcześniej od syna, prawie co do dnia. Andreas śmiał się nawet: tak bardzo pragnął obecności taty w domu, że zakończył mu karierę.
Porozmawiał ze sobą
Junior chciał rzucić narty już w ubiegłym roku. Myślami był w domu z córeczką i partnerką, nie na skoczni. Ella miała kilka miesięcy, a on nie mógł jej podarować tyle czasu, ile by chciał. Norwegowie przygotowywali się bowiem do igrzysk olimpijskich w Pjongczangu.
W styczniu odniósł pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata. Ojciec Hrorar, komentując sukces syna, podkreślał, że stabilizacja przyszła po narodzinach córeczki. Stoeckl też na to zwracał uwagę. – Dorósł, ma rodzinę, dziecko. Stał się bardziej świadomy tego, co robi i jak spędza czas – powiedział w rozmowie z VG.
Pierwsze miesiące ojcostwa pokrywały się z najświetniejszym czasem na skoczni. Wygrana na Kulm, złoty medal mistrzostw świata w lotach z drużyną, wielki triumf zespołowy na igrzyskach. Dołożył ponad 270 pkt., skakał lepiej od wicemistrza z normalnej skoczni Johanna Andre Forfanga, na poziomie dwukrotnego medalisty Roberta Johanssona. Potem trzecie miejsce w Raw Air i wreszcie najcenniejszy indywidualny triumf. W Planicy jako pierwszy Norweg w historii odebrał Małą Kryształową Kulę dla zwycięzcy Pucharu Świata w lotach narciarskich.
Bił się z myślami. – Po zakończeniu sezonu zamierzam wziąć kilka tygodni wolnego, przedyskutować tę sprawę z bliskimi, a także spędzić część czasu samotnie, aby porozmawiać ze sobą. Później podejmę ostateczną decyzję. Szanse na dalszy ciąg oceniam na 50 procent – mówił w rozmowie z NRK. Na łamach Trønder-Avisa przyznawał się do problemów z motywacją: "Kiedy wszystko wychodzi, skoki sprawiają frajdę. Ale z drugiej strony, trzeba na nowo rozpocząć treningi".
Naprzeciw wyszedł sztab. Asystent trener, Magnus Brevig, przekazywał: – Przygotowaliśmy indywidualny plan treningów Andreasa. Dzięki niemu będzie spędzał więcej czasu z rodziną. Nie oczekujemy, by pojawiał się na wszystkich zgrupowaniach. Spróbujemy wielu metod, by go przekonać. Jest dla nas jednym z najważniejszych w narodowym zespole – tak próbowali go przekonać. I przekonali, został na rok.
"Myśli o upadku nachodzą mnie codziennie"
Od początku sezonu nie szło mu tak dobrze. Minęło kilka bezbarwnych i nieudanych weekendów, w końcu odzyskał formę. Znakomicie skakał w Turnieju Czterech Skoczni: czwarty w Oberstdorfie, dziesiąty w Garmisch-Partenkirchem, trzeci w Innsbrucku. Wystarczyło dobrze, już nawet nie świetnie, skoczyć w Bischofshofen i utrzymałby podium. Nie skoczył, spadł w klasyfikacji generalnej na siódme miejsce. Przed mistrzostwami świata, jeśli myślał o przyszłości, dostał brutalną odpowiedź, co zrobić z karierą.
W Lahti upadł tak makabrycznie, że wzbraniał się przed obejrzeniem wideo. Nie czuł się na siłach. – Długo nie pokazywaliśmy mu nagrania. Nie chciał tego widzieć. W tym momencie czuje się lepiej psychicznie – mówił trener Stoeckl. Stjernen w rozmowie z TV2 wyznał wcześniej: Na razie próbuję o tym zapomnieć, ale to nie takie proste. Myśli o upadku nachodzą mnie codziennie, są moim największym wrogiem.
Upublicznili nagranie w poniedziałek, w przeddzień jego ostatnich prób. Ojciec Hrorar opowiadał, że syn wrócił do domu poobijany, co gorsza, ze "zranioną" pewnością siebie. Utracił ją. Spodziewali się więc, że koniec kariery nadchodzi.
Andreas zebrał się w sobie, a Stoeckl mu zaufał. To jemu powierzyli odpowiedzialne zadanie. Skakał jako ostatni w konkursie mikstów w mistrzostwach świata. Miał zapewnić brązowy medal. Przed ósmą kolejką Norwegia wyprzedzała Słowenię o 2,3 punktu. Skoczył pół metra dalej od Petera Prevca, powiększył różnicę do prawie 5 punktów.
– Myślę, że to odzwierciedla mój charakter bardziej niż wydarzenia z przeszłości. Po upadku koncentrowałem się na mistrzostwach świata, wiedziałem, że powinienem być w formie. A po mistrzostwach tak jak z balona powolnie schodziło powietrze. Nie skakałem przez prawie tydzień, a kiedy wróciliśmy do rywalizacji, nie mogłem się odnaleźć mentalnie – powiedział w Oslo po nieudanym konkursie.
W oczach zgasł ogień
Wolał nie czekać aż do Vikersund i Planicy. Wróg z Lahti wracał w myślach, po co ryzykować? – Teraz to chciałbym zakończyć karierę jak najszybciej. Granasen byłoby idealnym zwieńczeniem. Myślę, że nawet mógłbym się pokusić o niespodziankę i dobry wynik – rzucił pod Holmenkollen norweskim dziennikarzom. Zajął 41. miejsce, dwa dni później w Lillehammer odrobinę lepsze 30.
– W moich oczach zgasł ogień. Dzisiaj byłem w stanie zrobić coś dobrego, ale chcę spędzić więcej czasu z córeczką, rodziną. Myślę, że nie mam już takiej motywacji, jaką powinienem mieć do treningów, żeby dotrzymać kroku chłopakom – powiedział w rozmowie z Filipem Czyszanowskim.
Trondheim zajęło w jego sercu szczególne miejsce. Tutaj mieszkał, trenował. Tutaj motywował go młodszy kolega Johann Andre Forfang. Ten, który miał płakać, widząc, jak Andreas po raz ostatni odpina narty i schodzi z zeskoku. Stjernen po norwesku znaczy gwiazda. Pewnie stąd na rękawicach Forfanga wymalowane są gwiazdy. Chciał mu w ten sposób podziękować.
W Oslo 41., w Lillehammer 30. Na Granasen drugi. Tak jak obiecał, pokusił się o niespodziankę. Żegnali go szpalerem wielcy mistrzowie. Też był mistrzem, tylko niepozornym.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.