| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Ricardo Sa Pinto został w poniedziałek zwolniony z Legii Warszawa. W ostatnim czasie w stołecznym klubie pracowało kilku zagranicznych szkoleniowców. Dostawali dużą swobodę w pracy, ale nie przekładało się to na sukcesy. – Po ostatnim została w klubie spalona ziemia – powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL Jacek Bednarz, były piłkarz warszawskiej drużyny. W środę transmisja meczu Legia – Jagiellonia od godz. 20:25 w TVP Sport, TVP 1, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej.
– Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Od pewnego czasu trenerzy nie przepracowują w Legii nawet roku. Skąd tak częste zmiany?
Jacek Bednarz: – Przede wszystkim nie jestem w klubie, więc nie mam pełnej wiedzy. Działania Dariusza Mioduskiego są jednak dla mnie zaskoczeniem. To poważny i bardzo dobry biznesmen. Myślałem, że wniesie do klubu spokój i rozsądek. Wydawało mi się, że decyzje dotyczące trenerów będą poparte analizą, a w działaniach będzie widać konsekwencję, której właściciel nauczył się w innych dziedzinach życia. Na razie jest inaczej. Wiele ruchów jest dziwnych. Mioduski mówi o planie i podejmuje działania, które zaprzeczają słowom.
– Widzi pan logikę w zmianach trenerów?
– Nie, to też dziwne, bo zatrudniani szkoleniowcy nie mają podobnego profilu. Na pewno praca w Legii wiąże się z olbrzymią presją, która odbija się na zdrowiu. W pewnym momencie wyczerpuje się paliwo.
– Sa Pinto był szóstym trenerem z zagranicy, który ostatnio prowadził Legię. Skąd to zamiłowanie do obcokrajowców?
– Z doświadczenia wiem, że w polskiej piłce czasami szuka się drogi na skróty. Zdarza się, że właściciele klubów, dzięki cierpliwości, uporowi i konsekwencji spełnili się w innych dziedzinach życia. Osiągnęli sukces np. w biznesie. W piłce chcą zrobić to równie szybko. Czasami właśnie trener z innego kraju wydaje im się tego gwarancją. Nie zawsze tak jest. Było na to mnóstwo przykładów.
– W ostatnich sześciu latach drużynę prowadził jeden Polak – Jacek Magiera. Zdobył mistrzostwo Polski, drużyna poradziła sobie w europejskich pucharach. Gdy jednak w kolejnym sezonie zespół miał kryzys, został zwolniony. To była zbyt pochopna decyzja?
– Kryzys w piłce jest czymś oczywistym. Nie da się go uniknąć. Sport nie polega przecież wyłącznie na wspinaniu się i o tym powinien pamiętać każdy. Nawet największe europejskie zespoły mają wahania formy. Jacek był młodym szkoleniowcem, bez większego doświadczenia w dorosłej piłce. Mimo to poradził sobie w trudnym momencie, zbudował drużynę, która osiągnęła cel. Trzeba pamiętać, ilu ważnych zawodników stracił w kolejnych okienkach transferowych. Po raz pierwszy spotkał się z tak poważnym kryzysem. Wtedy wszyscy dookoła powinni mu pomóc i zrozumieć sytuację. Ocenianie pracy wyłącznie przez pryzmat wyniku nie było słuszne.
– Ostatnie decyzje nie były trafione. Wcześniej drużynę prowadzili Henning Berg oraz Stanisław Czerczesow. Za kadencji Berga Legia wygrała mistrzostwo i dobrze spisywała się w europejskich pucharach. Czerczesow także poradził sobie z zadaniem i zdobył tytuł. Co różniło ich od Besnika Hasiego, Romeo Jozaka i Sa Pinto?
– Berg i Czerczesow stosowali ewolucję. Zmieniali drużynę stopniowo, mieli pomysł. To była dobrze przeprowadzona ewolucja, która przynosiła efekty. Oczywiście, także w przypadku Berga trwało to przez pewien czas, bo później zespół grał słabo, a on został zwolniony. Czerczesow opuścił klub po wykonaniu zadania. Ich następcy stawiali na rewolucję, która zmienia wszystko, ale jej skutkiem ubocznym są trupy i zgliszcza. W tej chwili w Legii jest spalona ziemia. Praktycznie wszystko będzie trzeba robić od nowa.
– Najpierw był zaciąg belgijski, później bałkański, a teraz portugalski. Mioduski odpowiadał za dwa ostatnie. Czy to, że dawał trenerom wolną rękę było słuszne? Niebawem w klubie może pojawić się kolejny szkoleniowiec, który uzna, że piłkarze sprowadzeni przez Sa Pinto nie są mu potrzebni...
– Oczywiście, prezes klubu musi ufać trenerowi na którego stawia i powinien zapewnić mu komfort pracy. Uważam jednak, że zaufanie powinno być ograniczone. Efektem działań z ostatnich lat jest to, że Legia stała się anonimowym zespołem. Wielu piłkarzy było tutaj przez chwilę. O niektórych dawno zapomniano. Sądzę, że wielu kibiców nie byłoby w stanie wymienić składu z ostatnich paru lat. Tak wiele tych zmian.
– Czy Legia straciła tożsamość? Ostatnio została rozbita przez Wisłę Kraków, w składzie której było pełno byłych i obecnych reprezentantów Polski. To miało jakieś znaczenie?
– Nie analizowałem tego aż tak bardzo. Myślę, że zawodnicy z Warszawy mieli świadomość, jak ważny czeka ich mecz. Wcześniej Lechia Gdańsk wygrała z Piastem Gliwice, więc przewaga znowu wzrosła. W Legii paru piłkarzy wciąż jest jednak nowych, dopiero uczą się gry w Ekstraklasie, polskich realiów. W Krakowie zmierzyli się natomiast z zespołem, który miał duży szacunek, ale nie czuł strachu. Mieszanka doświadczenia z młodością, którą mają w Wiśle okazała się świetnym pomysłem. Zasada "bij mistrza" wyzwala dodatkową energię. Tak właśnie było w niedzielę na stadionie Białej Gwiazdy.
– Legię do końca sezonu będzie trenował Aleksandar Vuković. Wydźwignie drużynę z kryzysu?
– Jestem daleko od klubu, trudno mi cokolwiek powiedzieć. Na pewno zmieni jedno – nie będzie lepszych i gorszych, a chyba tak sytuacja wyglądała u Sa Pinto. Nie będzie zamordyzmu, tylko partnerski układ. Oczywiście nie wiadomo, jak niektórzy zawodnicy zareagują na zmianę. Teraz Legię czeka trudny mecz z Jagiellonią Białystok, która też ma wiele problemów.
– Jakiego trenera zatrudniłby pan w najbliższe lato, gdyby był pan na miejscu Mioduskiego?
– Powinien być to szkoleniowiec, który umie budować. Sądzę, że latem Legię czekają zmiany. Nowy trener musi mieć pomysł jak ma grać zespół. W przypadku Sa Pinto tego nie widziałem. Drużyna wygrywała i przegrywała przez przypadek. To była świątynia bez Boga.
Następne