Gol Fernando Llorente, który zdecydował o awansie Tottenhamu do półfinału Ligi Mistrzów, był zgodny z przepisami i został uznany słusznie. Sędzia Cuneyt Cakir z Turcji zasłużył na uznanie. A jednak sytuacja wzbudza spore kontrowersje, nawet wśród niektórych sędziów.
Wielu oglądających transmisję telewizyjną z meczu Manchester City – Tottenham odniosło wrażenie, że piłka trafiła Llorente w udo, po czym odbiła się i wpadła do bramki. Niektórzy zauważyli, że piłka trafiła w rękę, ale przypadkowo i w sposób niezmieniający przebiegu akcji. Przypadek czy nierozmyślność nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla popełnienia faulu, ale w sytuacjach dotyczących ręki jest istotna. Nawet kluczowa, bo kontakt ręki z piłką jest przewinieniem tylko wtedy, gdy jest rozmyślny, czyli zamierzony. Dopiero kamera zza bramki, ustawiona po przeciwnej stronie do tej, z której sytuację obserwował sędzia, pokazała niuans tej sytuacji, który wzbudził wątpliwości.
W rzeczywistości piłka trafiła napastnika w łokieć, odbiła się, trafiła w udo i wpadła do bramki. Z punktu widzenia aktualnych "Przepisów gry", które obowiązują na całym świecie do końca sezonu 2018/19, gol został uznany prawidłowo. Kontrowersje wynikają z innych powodów.
Pierwszą z nich jest bezprawie i samowolna dowolność interpretacyjna, gdzieniegdzie niestety częsta. Jedyną organizacją na świecie, która ma prawo ustalać i zmieniać "Przepisy gry", jest The IFAB (International Football Association Board). To wie każdy doświadczony sędzia – to jest fundament wiedzy o sędziowaniu. IFAB nie jest członkiem FIFA, bo to FIFA oraz brytyjskie związki narodowe są członkami IFAB. Natomiast FIFA, konfederacje kontynentalne, jak UEFA, i związki krajowe mają prawo wydawać różne interpretacje, ale pod warunkiem, że nie są one sprzeczne z treścią przepisów ustalonych przez IFAB.
I tutaj czasem pojawia się problem, gdy ktoś bez wiedzy i zgody tej organizacji wymyśla, rozpowszechnia i przekazuje sędziom sugestie lub wytyczne sprzeczne z oficjalnymi regułami gry. Im taka osoba jest ważniejsza i ma większy wpływ na sędziów, tym większa jest liczba wypaczonych meczów – właśnie przez bezprawną i sprzeczną z przepisami interpretację. Sędziowie – przede wszystkim właśnie oni – nigdy nie powinni zapominać, że gdy prawo jest łamane, poszkodowani mogą czuć się pokrzywdzeni. Mają prawo. Sędziowie powinni być obrońcami i strażnikami prawa, a nie pierwszymi, którzy je podważają.
W kontekście sytuacji z meczu Manchester City – Tottehnam problem jest tym ciekawszy i trudniejszy, że od dłuższego czasu we władzach piłkarskich odbywał się lobbying za zmianą przepisów w taki sposób, aby gole nie były uznawane po dotknięciu piłki ręką przez napastnika, nawet jeśli takie dotknięcie było przypadkowe. IFAB zgodził się zmienić przepisy, ale nowe zaczną obowiązywać od sezonu 2019/2020, tymczasem ciągle obowiązują stare. Siła lobbystów i powtarzanych przez nich słów "nie chcemy goli po dotknięciu piłki ręką przez napastnika" była jednak tak duża, że ogólna myśl w nich zawarta zbyt często odnoszona jest do szczegółowych sytuacji. Właśnie takich jak ta, po której Llorente strzelił gola ustalającego wynik meczu na 4:3.
Na szczęście do prowadzenia tego meczu UEFA wyznaczyła jednego z najbardziej doświadczonych, absolutnie najlepszych i zarazem najwybitniejszych sędziów na świecie. Cuneyt Cakir sędziował już mecze półfinałowe mistrzostw świata w Brazylii w 2014 roku i w Rosji w 2018, a w 2015 roku prowadził też finał Ligi Mistrzów. Barcelona grała wtedy z Juventusem i wygrała 3:1, mimo iż... Cakir nie uznał gola dla Barcelony po dotknięciu piłki ręką przez Neymara. Na żywo ocenił, że było rozmyślne, ale w powszechnym odczuciu było przypadkowe, a zatem decyzja była niezgodna z przepisami. Wyjątkowo została zaakceptowana. Nastąpił przełom w myśleniu. To właśnie wtedy w działaczach IFAB, FIFA i UEFA, a także we władzach sędziowskich zrodził się pomysł, aby tamtą decyzję Cakira uznać za słuszną, czyli zgodną z duchem gry utożsamianym z dobrem futbolu (a nie jednej z drużyn). Cakir stworzył głośny precedens, który wykorzystano jako pretekst do zmiany przepisów.
Jednak ręka ręce nierówna. Czasami bliźniaczo podobne sytuacje różnią się kluczowym niuansem, a inne, pozornie zupełnie różne, łączy istotny szczegół. Gola Llorente sędzia Cakir uznał i była to bardzo dobra decyzja. Mimo to pozostaje pytanie: dlaczego uznał? Bo dokładnie widział – na monitorze? Czy ocenił, że nie było kontaktu ręki z piłką? Czy uznał, kontakt był przypadkowy i dlatego gola trzeba uznać?
VAR nie pokazał Cakirowi wszystkich powtórek tej sytuacji. To jest jasne i właśnie to jest drugi powód powstania kontrowersji wokół tej sytuacji. VAR z reguły ma dostęp do ujęć ze wszystkich dostępnych kamer, ale zwykle skupia się na kilku, dwóch-trzech, które wydają się najważniejsze lub przekonujące. Zespół VAR też tworzą sędziowie, ludzie, więc ich odczucia mogą być subiektywne i też mogą się mylić lub czegoś nie zauważyć. Na przykład ujęcia, które może być kluczowe lub które dopiero po powiększeniu cyfrową lupą może pokazać ważne szczegóły. Tak było w tej sytuacji.
W internecie można znaleźć filmik, który pokazuje Cakira oglądającego powtórki. Widać, że nie ogląda powtórki z kamery ustawionej za bramką – po przeciwnej stronie do miejsca, z którego obserwował sytuację na boisku. Ujęcie, którego Cakir nie widział, powiększone przez lupę, jest najciekawsze. Ale to nie znaczy, że podjąłby inną decyzję, gdyby obejrzał to powiększenie. Raczej nie, bo to ujęcie również nie przekonuje, że ręka była rozmyślna. W najgorszym przypadku pozostają wątpliwości, a je sędzia powinien rozstrzygać na korzyść zawodnika, jak w każdej cywilizowanej branży. Cakir wie to doskonale.
Znacznie gorszy był skutek pracy systemu VAR we wcześniejszym meczu Barcelona – Manchester United. Brak kluczowej powtórki sprawił, że sędzia Felix Brych z Niemiec niesłusznie odwołał rzut karny dla Barcelony. Pierwotna ocena sytuacji przez arbitra była dobra – obrońca gości próbując zagrać piłkę trafił korkami w nogę napastnika. VAR zasugerował się niewłaściwymi powtórkami, zasugerował Brychowi, aby je obejrzał, a siła sugestii kolegów siedzących przed monitorami i złudzenia optycznego z nieodpowiedniej kamery doprowadziła do zamiany dobrej decyzji na złą.
Dopiero po meczu upubliczniono ujęcie pokazujące, że faul był ewidentny, nawet jeśli przypadkowy. Arbiter sam na żywo ocenił sytuację lepiej niż ludzie siedzący przed monitorami, a potem niestety dał się zwieść. Jednak statystyki VAR nadal ma korzystne i to się raczej nie zmieni – zdecydowanie częściej sędziom pomaga niż szkodzi.