Pokaż mi ławkę rezerwowych, a powiem ci, jaki masz zespół. To jedna z tych piłkarskich prawd, które się nie starzeją. Pojedynczy mecz możesz wygrać postawą na boisku. Do ligowego maratonu bez mocnej ławki nawet nie podchodź. To handicap, jakim dysponują Legia i Piast. Nie ma go Lechia.
Warszawianie dysponują najwyższym budżetem w Polsce. Nie dziwota, że wartościowych piłkarzy mają i w rezerwie, i nawet na trybunach. Zarządzanie takim zbiorem to niełatwa sztuka. Każdego trzeba nakarmić, jak mawiają trenerzy, bo głód występów prędzej czy później przełoży się na atmosferę w szatni. Jedno zgniłe jabłko błyskawicznie "zarazi" inne, a kompot z takich owoców to gwarancja sportowej niestrawności. Akurat Aleksandar Vuković to wie, bo u niego minuty dostają nawet zawodnicy, którzy ze stolicą się najpewniej pożegnają, a dziś jeszcze mogą jej coś dać, jak Kasper Hamalainen czy Miro Radović.
W tym sezonie Legii wyrósł jednak godny konkurent. Piast przestał udawać, że zadowala go miejsce w cieniu. W dobrych zawodach chce wziąć udział i bieg ukończyć. Najlepiej na pierwszym miejscu. Jeszcze kilka dni temu wydawało się to mało prawdopodobne, ale po wygranej gliwiczan przy Łazienkowskiej ligowa optyka mocno się zmieniła. To się naprawdę może udać, bo Gliwice nie tylko mają dobry, ale i szeroki skład. Na ławce w stolicy siedzieli zawodnicy, którzy spokojnie mogliby wyjść od pierwszej minuty i utraty poziomu by nie było. Jakub Szmatuła, Uros Korun i Mateusz Mak byli filarami zespołu, który trzy lata temu sięgnął po wicemistrzostwo. Tomasz Mokwa – podobnie jak dziś – grał na prawej obronie na zmianę z Marcinem Pietrowskim. Michal Papadopulos przydaje się, gdy Piast chce podnieść średnią wzrostu pod bramką przeciwnika. A Paweł Tomczyk dostaje szansę, gdy pojawia się okazja do gry z kontry. Młodych zdolnych reprezentuje Patryk Sokołowski, który dojrzewa pod wprawnym okiem Waldemara Fornalika.
Pan Waldek może sobie zatem dobrać wykonawców odpowiednio do skali zadania, jakie akurat stoi przed zespołem. Ma być szybko – proszę bardzo! Tomczyk, Mak i Konczkowski już przebierają nogami. Ma być na zero z tyłu? Przy takich stoperach i defensywnych pomocnikach to żaden problem! Ma być efektownie i z fajerwerkami? Czemu nie? Załatwią to na spółkę Valencia i Hiszpanie – Felix z Badią. Trzeba trafić z rzutu wolnego? Da się, a jakże – mamy przecież Kirkeskova.
Piast nie tylko nie ma w składzie dziur, ale wykreował gwiazdy. Joel Valencia to jeden z najbardziej gorących "towarów" w Ekstraklasie. Już dziś jest wart ponad milion euro. To promocyjna cena, bo jutro to będą trzy miliony. Sezon życia rozgrywa Tom Hateley, którego znaliśmy jako człowieka od czarnej roboty. W tym sezonie to lider pełną gębą, który nie tylko przeszkadza rywalom, ale i kreuje. W parze z Tomaszem Jodłowcem lub Patrykiem Dziczkiem są nie do przejścia, asekurując nawzajem i siebie, i środkowych obrońców.
W Gliwicach nigdy nie szastali pieniędzmi (bo miejskie) i słusznie! Mimo to trafili z transferami, czego dowodem choćby sprowadzenie bramkarza Frantiska Placha i Piotra Parzyszka. Klub, w którym pracuje Fornalik, jest jak lecznica. Jesteś na życiowym zakręcie, a coś potrafisz? Dawaj do Gliwic. Tamtejsi tak się tobą zaopiekują, że w mig staniesz na nogi. Recepty wypisane przez doktora Fornalika pomogą każdemu. Warunek? Uczciwa praca. Jej etos ten trener szczególnie sobie ceni – jak to Ślązak. Żaden z niego szarlatan, żaden znachor od siedmiu boleści. Nie zrobi reprezentanta z kopacza w tydzień. Ale jak zaufasz jego kuracji i codziennie grzecznie zażyjesz przepisaną pigułkę, wrócisz do żywych. I to bez presji, nerwów i krzyków na treningach. W tamtejszym personelu medycznym nawet krzyczeć nie potrafią. Asystent i brat byłego selekcjonera, Tomasz, uchował się w tym środowisku, mimo że najmocniejsze słowa, jakie słyszano z jego ust, to zapomniane już "Do kroćset!". Umówmy się – mogło to robić wrażenie w czasach, gdy na stadionach skandowano "sędzia kalosz". Od tamtej pory piłkarski świat brutalnie poszedł do przodu. Niestety. Ale Fornalikowie charyzmę budują wiedzą, a nie wrzaskiem. Wychowują, a nie tresują. Piłkarze się ich nie boją, ale dobrze się u nich czują. Efekt widać w tabeli.
Ale są i groźne rafy w tej spokojnej gliwickiej toni. Chciałbym wierzyć, że wyciągnięto tam wnioski z poprzednich sezonów, gdy nie prowadzono odpowiednio polityki transferowej. Przez to czołowi gracze opuszczali Gliwice za darmo lub pół darmo. Zamiast zarabiać miliony, Piast zostawał na lodzie – bez graczy i bez pieniędzy. Wróble ćwierkają, że teraz może być podobnie. Serb Aleksandar Sedlar to jeden z najlepszych środkowych obrońców w lidze. Wyrósł na takiego oczywiście przy Okrzei, ale kontrakt ma do końca sezonu i inne kluby już się przy nim kręcą. Najmocniej ponoć Lech Poznań, któremu odmówić niełatwo. Z kolei Jodłowiec wróci do Warszawy, o ile trenerem pozostanie Vuković.
Szkoda byłoby, gdybyśmy w europejskich pucharach mieli zobaczyć inny zespół niż ten, do którego przywykliśmy w ostatnich miesiącach. Jeśli działacze wypuszczą z niego to, co zdrowe i wartościowe, to nawet kuracja doktora Fornalika może nie pomóc. Zatem panowie, po pierwsze – nie szkodzić! Jak u Hipokratesa. A resztą zajmie się już wasz King. King Kong nawet. Waldemar Fornalik.