Koszykówka 3x3 jest dość nieprzewidywalna, a sercem można pokonać każdego – powiedział Piotr Renkiel, trener reprezentacji Polski, która w niedzielę w Amsterdamie wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata.
– Czym dla pana, 31-letniego zawodnika i szkoleniowca, jest brązowy medal, uzyskany w trenerskim debiucie w mistrzostwach świata?
Piotr Renkiel: – To coś niesamowitego. Pracowaliśmy na niego w koszykówce 3x3 z kilkoma chłopakami z tej reprezentacji dobrych kilka lat. W dodatku, w decydującym meczu pokonaliśmy Serbię, z którą nigdy dotychczas nie wygraliśmy, niezależnie od tego, czy był to mecz mistrzowski, turnieju rangi masters czy challengerze.
– Jak Serbowie zareagowali na tę porażkę? Bolesną, bo przesądziły o niej cztery punkty zdobyte przez Michaela Hicksa w ostatnich sekundach meczu. W dodatku w pięciu dotychczasowych MŚ zawsze grali w finale, czterokrotnie sięgnęli po tytuł, a teraz musieli się obyć bez medalu.
– Po decydującej akcji Michaela spuścili głowy, wiedzieli, że już nie da się tego meczu wygrać. Po spotkaniu pogratulowali nam, zachowali się sportowo. Nie było też widać, że bardzo przeżywają tę porażkę i zajęcie dopiero czwartego miejsca.
– Zdecydowanie najwięcej rzutów w polskim zespole wykonywał Hicks, potem Przemysław Zamojski i Paweł Pawłowski, a Marcin Sroka praktycznie nie zdobywał punktów...
– Mamy opracowany swój system. Każdy wie, jaką pełni rolę w drużynie. Jeden ma bardziej walczyć w obronie, być zawodnikiem od zadań specjalnych. Wiadomo, że Hicks jest naszym najlepszym strzelcem, stąd też oddaje najwięcej rzutów. W momencie, gdy widzimy, że turniej mu wychodzi, tym bardziej chcemy, żeby on grał z piłką. Wszyscy wiemy, że w ataku jest jednym z najlepszych zawodników 3x3 na świecie. Każdy z pozostałej trójki dołożył swoją cegiełkę. Trafiali rzuty, które otrzymywali od Michaela. Dobrym przykładem jest Paweł Pawłowski, który uruchomił się w spotkaniu z Portoryko i razem z Przemkiem Zamojskim pociągnęli ten mecz.
– Był to chyba najlepszy turniej w karierze Hicksa. Pomijając fakt, że z olbrzymią przewagą został królem strzelców – 71 punktów w siedmiu spotkaniach – to zgodnie ze swoim przydomkiem był prawdziwym "Money in the bank". Można było być pewnym jego akcji...
– Tak jak mówił w wywiadach pomeczowych, czekał na ten mecz, na te mistrzostwa cały rok, po tym jak poprzednio w Manili nasza drużyna przegrała w półfinale z Serbią ostatnim rzutem. Chłopcy nie mogli się doczekać rewanżu. Cały czas siedziało to gdzieś w głowach, również dla Michaela było największą motywacją.
– Jak pan ocenia występ Zamojskiego, wielokrotnego mistrza Polski i reprezentanta kraju w koszykówce klasycznej, ale debiutanta w mistrzowskiej imprezie 3x3?
– Uważam, że Przemek bardzo dobrze wkomponował się w drużynę. To była bardzo dobra decyzja, że pojechał z nami do Amsterdamu. Z turnieju na turniej wygląda coraz lepiej, uczy się koszykówki 3x3. Widzę, że sprawia mu ona dużo radości, cieszy się grą. Gdy przybijamy po meczu "piątki", widać ogień w jego oczach.
– Czy po powrocie do kraju odczuwacie, że zdobyliście dla polskiej koszykówki historyczny, pierwszy medal mistrzostw świata w rywalizacji seniorów?
– Dopiero teraz dociera do nas, że jest to tak ogromny sukces naszej koszykówki, nie tylko 3x3, ale całej dyscypliny. Z drugiej strony nie możemy popadać w przesadny zachwyt, ponieważ już za chwilę jedziemy na eliminacje mistrzostw Europy, gdzie musimy walczyć o kolejne sukcesy.
– Koszykówka 3x3 to stałe udowadnianie swojej wartości. Brązowego medalistę mistrzostw świata czekają kwalifikacje na Starym Kontynencie. Z kim będziecie rywalizować w najbliższy weekend w Rydze?
– W grupie mamy Szwajcarię, Macedonię Północną i Grecję. Powiem szczerze, że z tych drużyn dobrze znamy Szwajcarów. Jeden zespół wychodzi z grupy i gra ze zwycięzcami pozostałych trzech o dwa premiowane awansem miejsca. Liczymy, że uda nam się awansować do finałowego turnieju, który na przełomie sierpnia i września odbędzie się w Debreczynie.
– W koszykówce 3x3 częściej niż w klasycznej zdarzają się niespodziewane rozstrzygnięcia...
– Bo jest dość nieprzewidywalna. W momencie, kiedy stajemy naprzeciwko nawet teoretycznie lepszych zawodników, na boisku możemy zostawić całe serce i wygrać. Możemy wywalczyć zwycięstwo, trafiając wszystkie rzuty. Tak jak w Amsterdamie zrobili to Amerykanie. Nie pozostawili nikomu złudzeń, np. w półfinale z nami co nie rzucili w stronę kosza, to im wpadało.
– Czemu przypisuje pan zdobycie przez Polskę miejsca na podium w Amsterdamie? Co zadecydowało o tym sukcesie?
– Myślę, że determinacja. To, co siedziało chłopakom w głowach przez cały rok – że mogli już na poprzednich mistrzostwach zrobić więcej. Udało się też szybko stworzyć kolektyw, bardzo dobrze dobrany pod względem charakterologicznym. Większość meczów zawodnicy zagrali bardzo dobrze w obronie, bo ona miała być naszą wizytówka. No i Michael Hicks, który ofensywnie rozegrał bardzo dobry turniej. To wszystko złożyło się na medal. Chcemy podziękować wszystkim osobom, które uczestniczyły w przygotowaniach, bo to nie tylko sukces tej czwórki, tylko całej szerokiej kadry.