Nie tylko piłka nożna. Na Litwie kibice doceniają starania koszykarzy. Między wąskimi uliczkami i w pubach nie brakuje sportowych rozmów. Uczestniczyliśmy w kilku z nich...
Dworzec Centralny, przystanek 04. Autobus już podstawiony. Czysty. Pachną fotele. Na wprost każdego wbudowany tablet. Można obejrzeć film, sprawdzić sportowe wieści. Na oparciach i drzwiach wlepki. Dominują te z dwóch klubów: Legia i Żalgiris. Trasa Warszawa-Wilno pokonana. O 5 nad ranem miasto jeszcze śpi. W pobliżu stadionu, pierwszego punktu wycieczki, stróż zamiata chodnik.
– Co ty tu robisz tak wcześnie? – pyta zdziwiony.
– Chciałem w spokoju obejrzeć stadion…
Dopytuje o narodowość i dodaje:
– Waszych meczów nie oglądam. Znam tylko tabelę. Żeby Legia była bez mistrza..., co się stało?
W głowie tylko jedna odpowiedź: "Sam chciałbym wiedzieć".
Polski wątek
Polscy kibice mogli kojarzyć Żalgiris z chęcią przenosin na boiska Lotto Ekstraklasy. Dużo się pisało. Mało się robiło. Przedstawiciele klubu twierdzili, że liga litewska jest za słaba, a jedyny poważny rywal – FK Riteriai – również ze stolicy. Jak to wygląda po trzech latach? Żalgiris po piętnastu kolejkach wyprzedza Riteriai, ale musi gonić innego przeciwnika – Suduva Mariampol.
Piłkarzy zielono-białych prowadzi na co dzień, pochodzący z Tomaszowa Lubelskiego Marek Zub. Największe sukcesy święcił z Żalgirisem w latach 2012-2014. Zdobył dwa mistrzostwa kraju, wywalczył trzy puchary oraz Superpuchar. Potem odszedł. Na stanowisko pierwszego szkoleniowca wrócił na początku 2019 roku. Zastąpił Valdasa Urbanosa, nominowanego na selekcjonera kadry.
Każdy ma swego Gortata
Najlepsza okazja do porozmawiania z kibicami jest zawsze w pubie, akurat podczas oglądania meczu mistrzostw Europy U21. Stare Miasto tętni życiem, ale pytanie rozmówcy da się usłyszeć: – Pytałeś o trenera. Wszyscy kibice piłki bardzo się ucieszyli. Ale wiesz, stadion za dużo widzów nie pomieści. Zainteresowanie nie jest największe. Nie przyjeżdżają tu przecież drużyny takie jak Manchester United czy Real Madryt. My tutaj najbardziej lubimy koszykówkę.
Trudno się dziwić. Szósta reprezentacja w rankingu FIBA przyzwyczaiła kibiców do większych lub mniejszych sukcesów. Zdaniem jej sympatyków siódma lokata podczas igrzysk w Rio de Janeiro było niemałym rozczarowaniem.
– Rozejrzysz się po ulicach i zobaczysz dużo młodzieży w koszulkach Jordana i butach do gry w kosza. Teraz liczą się gwiazdy NBA, ale starsze pokolenie powtarza w kółko, żeby doceniać takich "magików" jak: Arturas Karnisovas (najwięcej punktów w historii kadry – przyp. red.) albo Gintaras Einikis (najwięcej meczów w kadrze – przyp.red.). U was jest Marcin Gortat. Ponoć powiedział "pas". Teraz będziecie mieć trudno z promocją koszykówki. U nas obserwujemy Jonasa Valanciunasa. Szkoda, że uciekł z Toronto przed mistrzowskim tytułem.
Niedawno z triumfu na własnym podwórku cieszyła się drużyna Żalgirisu Kowno. W trzech meczach pokonali Rytas. Cóż, trochę słabsza dramaturgia niż w serii Anwil Włocławek – Polski Cukier Toruń (4-3).
Bieg poety
Piwiarnia pustoszeje po pierwszej połowie meczu. Nowy kierunek zwiedzania – Zamek Dolny. Po 21:40 grupa kilkunastu biegaczy-lekkoatletów pokonuje zaciekle kilkadziesiąt schodów. Góra-dół. Te schody noszą imię Czesława Miłosza. Znowu sprawa polska...