Siatkarska Polska podzielona. Znowu. Tym razem w ocenie tego, co zrobił trener Vital Heynen. Część nie widzi niczego złego w jego decyzji o wcześniejszym wyjeździe z Chicago, inni go potępiają, a jeszcze inni bagatelizują zagadnienie. Całe to zamieszanie pójdzie w niepamięć, jeżeli 11 sierpnia nasza reprezentacja wywalczy olimpijską kwalifikację. Jeżeli…
Belgijskiego szkoleniowca zdążyliśmy już dobrze poznać, docenić, ocenić (dotąd wyłącznie pozytywnie), a jednak wciąż nas zaskakuje. Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że awans do turnieju finałowego Ligi Narodów nie był mu specjalnie na rękę. Że już schodząc z najwyższego stopnia podium ubiegłorocznych mistrzostw świata postawił sprawę jasno: w 2019 roku interesuje go wyłącznie wywalczenie przepustek do Tokio. Zdecydowana większość ekspertów, dziennikarzy i kibiców przyjęła to ze zrozumieniem. Tyle, że w "Operacji Chicago" Heynen trochę się pogubił, delikatnie to ujmując.
Trener reprezentacji Polski najpierw z trudem zdążył na pierwszą potyczkę biało-czerwonych, a po porażce z Rosją w półfinale, nie czekając na mecz o brąz, równie szybko opuścił drużynę. Drugą drużynę, co dobitnie podkreślił uzasadniając swoją kontrowersyjną decyzję troską o stan przygotowań tej pierwszej. Wyszło to wszystko fatalnie. Już lepiej byłoby, gdyby Belg w ogóle do USA nie poleciał. Dziwnie mieli prawo poczuć się nie tylko grający w Chicago zawodnicy, którzy zdążyli w międzyczasie podbić serca polskich kibiców i zdobyć uznanie ekspertów z całego świata, ale również sztab szkoleniowy kadry w Zakopanem, do którego najwyraźniej ich szef nie ma pełnego zaufania.
Wielkie brawa należą się naszym brązowym medalistom Ligi Narodów, ale bodaj największym wygranym całej historii jest "jednorazowy" pierwszy trener reprezentacji Polski, Jakub Bednaruk. Przesympatyczny człowiek, niezwykle aktywny w serwisach społecznościowych, który – znów to delikatnie ujmę – nie cierpiał dotąd na nadmiar sukcesów trenerskich.
Nie tylko wywalczył brąz, ogrywając do zera Brazylię, dzięki czemu może się pochwalić najlepszym bilansem spośród wszystkich naszych trenerów kadry, co przypomina historię sprzed 22 lat z selekcjonerem piłkarskim Krzysztofem Pawlakiem. Co istotniejsze, przy całej tej "aferze" Kuba zachował klasę, oddając medal na aukcję charytatywną. A podzielona, siatkarska Polska zadaje dziś sobie to samo pytanie: która reprezentacja jest tak właściwie tą pierwszą?